W tytule podkreśliłem ludoznawców, ponieważ relacje przeze mnie omawiane nie pochodzą od profesjonalnych etnologów, ale od specjalistów innych dziedzin, którzy zajmowali się również ludoznawstwem, np. dialektolog Lucjan Malinowski, podróżnik i publicysta Stanisław Bełza, i inni. Niniejsze opracowanie składa się z dwóch części: w pierwszej zostanie omówiona przypuszczalna granica etniczna a zarazem językowa między subregionem polskim a czeskim w dawnym księstwie opawsko – raciborskim; w drugiej przedstawione zostaną opisy, wspomnienia itp. dotyczące miejscowości naszego pogranicza polsko – czeskiego.
Na początku należy zasygnalizować jak trudną sprawą, do końca wieku, było ustalenie granicy etnicznej i językowej w naszym regionie. Można się tu posłużyć opisami miejscowości Kraju Hulczyńskiego zawartymi w dziele Friedricha A. Zimmermanna Beyträge zur Beschreibung von Schlesien z końca XVIII stulecia, gdzie – przykładowo – czytamy: Bolacice należą do klasztoru cystersów w Velehradzie na Morawach, mają 1 folwark, 1 kościół, 1 szkołę, 25 chłopów, 26 zagrodników, 30 chałupników, 442 mieszkańców; mówią oni po polsku i są oddani religii katolickiej (sie sprechen polnisch und sind der katolischen Religion zugethan).
Podobne stosunki językowe, tzn. używanie wyłącznie języka polskiego autor stwierdzał w miejscowościach: Beneszów (Benešov), Kuchelna (Chuchelná), Darkowice (Darkovice), Darkowice Małe ( Darkovičky), Gać (Hat), Hosztialkowice (Hoštálkovice), Koblów (Koblov), Kąty (Kouty), Koźmice (Kozmice), Krawarz (Kravaře), Ludgierzowice (Ludgeřovice), Oldrzyszów (Oldřisov), Piszcz (Pišt), Rogów (Rohov), Służowice (Služovice), Wierzbka (Vrbka), Wrzosowisko (Vřesina). Poza tym Szylerzowice (Šilheřovice) uznał za dwujęzyczne (mówią po niemiecku i po polsku), Sudzice (Sudice) rownież za dwujęzyczne (polscy i niemieccy mieszkańcy przywiązani do religii ewangelickiej i katolickiej), Trzebom (Třebom) za niemieckojęzyczny (mówią po niemiecku i są katolikami).
Warto tu zwrócić uwagę na fakt, że nawet wsie o których wiadomo, iż jeszcze sto lat później przeważali wśród nich Morawianie, a nawet działali aktywiści czeskiego odrodzenia narodowego, były według Zimmermanna, pod koniec XVIII w, wyłącznie polskojęzyczne. W Nasiedlu (Nasile) koło Kietrza, w pierwszej połowie XIX stulecia proboszczem był Morawianin z Kątów (Kouty), ks. August Kaluza (zasłużony przyrodnik), zaś w drugiej połowie wieku był nim Aleks Kinner. W kościele na trzy msze niemieckie przypadały dwie czeskie. Dwóch abonentów prenumerowało Katolické Noviny pro lid morawský w Pruském Slezsku, a autor pisał, że mieszkańcy są oddani religii katolickiej i mówią po polsku (sind der katholischen Religion zugethan und reden polnisch).
W Kobierzycach (Kobeřice) z inicjatywy proboszcza ks. Emila Bitty odbyło się, w 1893 r., zebranie założycielskie tygodnika Katolické Noviny pro lid finansowanego przez księży dekanatów hulczyńskiego i kietrzańskiego, a wydawanego w Raciborzu. W tutejszym kościele do końca XIX wieku używano wyłącznie języka czeskiego, a autor stwierdzał, iż mieszkańcy mówią po polsku i są katolikami (reden polnisch und sind katholisch).
W Pietrowicach Wielkich na przełomie XIX i XX stulecia, czeski aktywista ks. dziekan Tomáš Kamradek redagował dodatek do Katolickich Nowin pro lidmorawský pt. Zábawu nědelni. Msze czeskie odbywały się jeszcze po 1945 r., zaś do dziś w tamtejszym periodyku Głos Pietrowic ukazują się felietony w narzeczu morawskim. Mieszkańcy mówią po polsku i są katolikami (reden polnisch und sind katholisch).
Wśród miejscowości powiatów głubczyckiego i raciborskiego opisanych przez F. A. Zimmermanna znajdują się tylko trzy, gdzie jego zdaniem występował język morawski. Mieszkańców scharakteryzował następująco: w Wódce (Vodka) koło Kietrza: mówią oni po morawsku i są katolikami (selbige reden mährisch und sind katholisch); w Hoszczycach Małych (Male Hoštice) należących do kościoła Św. Jana w Opawie: ci sami są katolikami i mówią po morawsku; w Hoszczycach Małych należących do barona Gruttschreibera: są oni katolikami i mówią po morawsku; w Turkowie (Turkov) blisko Kietrza: ci sami mówią po niemiecku i po morawsku i są katolikami.
Tak więc według ustaleń autora opisu Śląska w Wódce oraz w dwóch częściach Hoszczyc Małych mówiono wyłącznie po morawsku, a w Turkowie po niemiecku i po morawsku. Jeżeli dodamy, iż w Hoszczycach Małych należących do księcia Liechtensteina mówiono po niemiecku i po polsku, a w Hoszczycach Małych należących do barona von Kalckreutha tylko po polsku, to otrzymamy interesujący obraz czteroczłonowej miejscowości z przewagą języka morawskiego (w dwóch częściach), języka polskiego (w jednej części) oraz języka niemieckiego i polskiego (w jednej części), czyli ciekawej małej wieży Babel Kraju Hulczyńskiego.
Tymczasem pobliskie Hoszczyce Wielkie, będące własnością jednego właściciela, hrabiego Chorinskiego, już nie były trójjęzyczne, gdyż mieszkają tu ludzie, którzy mówią po polsku i po niemiecku i są katolikami. Jak wiadomo F. A. Zimmermann dane do swojego kilku tomowego dzieła pt. Przyczynki do opisu Śląska czerpał nie tylko z pruskich urzędów, kościołów itd., ale również z autopsji. W wielu miastach i wsiach przebywał osobiście i na miejscu ustalał i sprawdzał liczne wiadomości i fakty. Zresztą w jego opracowaniu są wyraźne tego ślady, choćby końcowy opis wsi Rozumice koło Kietrza: Są oni ewangelikami i mówią po niemiecku i po polsku; prosty człowiek ma dobry charakter.
Do tych błędnych ustaleń niemieckiego autora nawet nie można mieć pretensji, gdyż w jego czasach dialektologia, etnologia, lecz przede wszystkim świadomość narodowa były jeszcze w powijakach i jego ewentualne pytania stawiane w Kraju Hulczyńskim: czy jesteś Czechem, Polakiem, Morawianinem itd. byłyby niezrozumiałą kwestią. Bowiem proces kształtowania się świadomości narodowej były bardzo zróżnicowane; na naszym pograniczu odbywały się one w połowie XIX stulecia, zwłaszcza w jego drugiej części. Ten temat, również w odniesieniu do tego regionu, wyczerpująco opracował Józef Chlebowczyk w książce pt. O prawie bytu małych i młodych narodów. Kwestia narodowa i procesy narodotwórcze we wschodniej Europie środkowej w dobie kapitalizmu (od schyłku XVIII do początków XX wieku) (Warszawa 1983).
Jak skomplikowane i niejednoznaczne były wówczas sprawy językowe i etniczne najlepiej świadczą trudności jakie miał z odróżnieniem Polaków od Morawian zamieszkały na pograniczu polsko – morawskim znany badacz dziejów Górnego Śląska ks. Augustyn Weltzel. Krakowski językoznawca Lucjan Malinowski odwiedził go w 1869 r. i osiem lat później pisał o nim: Ksiądz Welcel, proboszcz Tworkowski, z trudnością dał się przekonać, że mowa Tworkowian nie jest narzeczem polskiem, lecz morawskiem. Dopiero wyjaśnienie zasadniczych właściwości i różnic obu narzeczy, i sprawdzenie, że lud w Tworkowie mówi z morawska, np. huś nie zaś ganś lub gęś, jakby powinno być po polsku, przekonało go o faktycznym stanie rzeczy. Zresztą nic w tem dziwnego, gdyż ogólny charakter obu narzeczy jest jednakowy i potrzeba się pilnie wsłuchać, aby zauważyć różnice.
A przecie wiadomo, że ks. dr Augustyn Weltzel nie był dyletantem w tej dziedzinie, gdyż dobrze znał język polski i czeski, w dodatku zbadał setki dokumentów polskich i czeskich. Znający go blisko dyrektor Vincenc Prasek wystawił mu nawet znakomite świadectwo: historyków prusko – śląskich Weltzel znacznie przewyższał cenną zaletą, że umiał bardzo dobrze po czesku (uměl velmi dobře česky), także jednakowo umiejętnie mógł korzystać z niezliczonych czeskich źródeł, jak i czeskich dzieł historycznych.
Skoro powszechnie znany badacz dziejów Górnego Śląska i pogranicza polsko – czeskiego (napisał książkę pt. Osadnictwo kraju położonego na północ (rzeki) Opawy. Opracowane według dokumentów i akt urzędowych)miał duże trudności z odróżnieniem języka polskiego od morawskiego, to jeszcze większe trudności musieli mieć inni badacze, szczególnie niemieccy, nie znający pogranicznych języków słowiańskich. Najlepiej o tym świadczą błędne ustalenia F. A. Zimmermanna przedstawione w omówionym dziele oraz opisy innych autorów niemieckich.
Aby zrozumieć ówczesne poglądy na sprawy językowe powinniśmy sobie zdać sprawę z tego, iż pod koniec XVIII w. zróżnicowanie językowe, a zarazem etniczne ludności słowiańskiej zamieszkałej w Kraju Hulczyńskim, na ziemi raciborskiej i głubczyckiej, było o wiele mniejsze niż obecnie. Od XIV wieku ten region wchodził w skład korony czeskiej, potem austriackiej i nie był nigdy podzielony granicami. Po I wojnie śląskiej w połowie XVIII stulecia znowu należał do jednego państwa, do Prus. Przeto mieszkańcy tego regionu przez kilkaset lat współżyli ze sobą na co dzień, uczestniczyli razem w kościołach na mszach polskich, czeskich i niemieckich, spotykali się na świętach rodzinnych, targach, jarmarkach i kiermaszach.
Również kontakty ze Śląskiem Opawskim, w XIX w. położonym za granicą Prus, były niegdyś ożywione, bowiem do I wojny światowej granica prusko – austriacka funkcjonowała niemal na zasadach ustanowionych przez Kongres Wiedeński, czyli była bardzo liberalna. Toteż ludność morawska i polska Kraju Hulczyńskiego, ziemi raciborskiej i głubczyckiej miała liczne związki rodzinne, towarzyskie, majątkowe i handlowe z ludnością Śląska Opawskiego.
To wszystko wpłynęło na to, iż bariera językowa polsko – czeska była do XIX w. niewielka. Kiedy przed stu laty, w 1897 r., podczas wspólnej polsko – morawskiej kampanii wyborczej do pruskiego Reichstagu odbyło się w Raciborzu zgromadzenie przedwyborcze, polskie Nowiny Raciborskie donosiły: Racibórz. Na ostatniem wiecu przedwyborczym ks. Stanke z Hulczyna, poseł do parlamentu, mówił po morawsku, a tak wyraźnie, że go co do słowa rozumiano.
A dziś raciborzanin ma pewne trudności ze zrozumieniem mowy czy pisma opawianina! Jak doszło do tak dużego zróżnicowania językowego, co nań wpłynęło? W okresie kształtowania świadomości narodowej, co było złączone ze świadomością językową i etniczną, złożyły się na to głównie dwa czynniki: prasa i kościół. W sytuacji, gdy działacze polscy i budziciele czescy długo bezskutecznie walczyli o obecność języka polskiego i czeskiego w szkołach i urzędach, prasa w językach narodowych odegrała ogromną rolę w uświadomieniu językowym, etnicznym, kulturowym, w powstaniu świadomości narodowych. W polskiej części regionu wielką rolę odegrało pismo Katolik (od 1869), Nowiny Raciborskie (od 1889) i Gazeta Opolska (od 1890); w czeskiej części Besedník Opavsky (od 1861), Opawsky Týdenik (od 1865) i Katolické Nowiny pro lid morawský (od 1893).
Niektóre z owych pism wychodziły nawet w małych nakładach, ale wiadomo, iż były przez abonentów szeroko udostępniane rodzinom, sąsiadom, znajomym. Wiemy o tym choćby z relacji ks. Augustyna Weltzla, który pisał 1 stycznia 1878 r. do Vincence Praska: Od 1 stycznia zamówiłem sobie za pośrednictwem poczty „Opawsky Týdenik”. Do tej pory tylko pojedyncze numery mogłem otrzymywać od moich sąsiadów. A zatem nawet w pobliżu Raciborza czytano czeskie pismo.
W kościele katolickim naszego regionu nurty narodowe wyodrębniły się właściwie w połowie XIX w. W dążnościach do używania języka narodowego w kościele przodowali zresztą czescy księża: Josef Konečný, Šimon Richter, Šimon Petřich, František Pavlenka, Aleks Kinner. Wśród polskich księży byli Josef Gregor, Jan Krahl, R. Szafranek, ks. Bończyk i inni. Polskie i czeskie nabożeństwa, spowiedzi, polskie i czeskie repertuary chórów kościelnych były ważkim czynnikiem kształtowania się granicy językowej, a tym samym świadomości narodowej.
Aliści to coraz większe zróżnicowanie językowe polsko- czeskie poprzez działalność kościołów, prasy a potem szkół, jeszcze nie tłumaczy obecnej odrębności językowej i kulturowej Polaków i Czechów, ponieważ główną przyczyną dzisiejszej obcości stały się również obostrzenia graniczne XX wieku. Najpierw po raz pierwszy w dziejach powstała ostro strzeżona granica niemiecko – czeska (lata 1920-1938), potem hitlerowska kurtyna w okresie 1933-1938, na koniec betonowa kurtyna, mimo deklaracji przyjaźni, w latach 1945-1990. Zatem przez kilka generacji niemożliwe było bliższe współżycie i współdziałanie ludzi i instytucji w regionie polsko – czeskim, toteż teraz różnice między nimi są większe niż to było jeszcze na początku naszego stulecia.
W świadomości Polaków – początkowo wyższych warstw – sąsiedztwo polsko – czeskie i jego korzyści były sprawą znaną i oczywistą. Historyk i językoznawca, Jerzy Samuel Bandtkie, pisał, w 1821 r., o tym sąsiedztwie, że było ono istotną przeszkodą w szerzeniu się języka niemieckiego na Śląsku: W Górnym Śląsku zaś, otoczonym od narodów słowiańskich, tj. Polaków, Morawców i Czechów, nie mógł tak się upowszechnić. Pod tym względem cenna jest również praca Bandtkiego pt. Mieszkańcy w górach śląskich nie są szczątkami starożytnych Germanów.
Do opracowania o polskich ludoznawcach trzeba jednak włączyć interesującą postać rosyjskiego badacza Izmaiła I. Srezniewskiego (1812 – 1880), slawisty, filologa, historyka, profesora uniwersytetów w Charkowie i Petersburgu. Głównie z jego inspiracji czescy i polscy językoznawcy i folkloryści zainteresowali się Krajem Hulczyńskim.
Srezniewski podczas swojej podróży naukowej, w 1840 r., wyjechał z Wiednia na Morawy; odwiedził Brno, odbył pieszą wędrówkę do Ołomuńca, gdzie nawiązał kontakt z Alojzym Šemberą, następnie wybrał się do Opawy i zapisując tam około 50 pieśni, które uznał za wzory narzecza śląskiego. Opis zbierania owych pieśni zasługuje na przytoczenie:
Za to w Opawie całkiem obudziłem się. Dowiedziałem się w gospodzie o okolicach miasta, wybiegłem z niego i zacząłem włóczyć się zatrzymują każdego żebraka, każdego pastucha, każdą dziewczynę i dziewczynkę, każdego chłopa i wypytawszy ich o cokolwiek, a przy okazji zapisując przysłowia i pieśni szedłem do Golemowic [chodzi chyba o Golešovice – RK], wsi, odległej od Opawy nie więcej jak trzy wiorsty, ponad trzy godziny; około trzech godzin zatrzymałem się tam, zaś w drodze powrotnej skręciłem na inną ścieżkę, spotkałem całe stado pastuchów, którzy śpiewali pieśni, zaproponowałem im za każdą piosenkę po grajcarze i słońce jeszcze nie zdążyło zajść, a ja już wyczerpałem cały zapas papieru.
Relacje prof. Srezniewskiego, zawierające mnóstwo uwag etnograficznych, a nawet rysunki fragmentów strojów ludowych itp. są niezmiernie ciekawe; znajdują się wśród nich nawet tak interesujące uwagi krajoznawcze: miejsca są przepiękne; lud, jak to lud, nie bogaty lecz wesoły i gościnny, w gospodach jest dobre piwo i nie słychać ani słówka po niemiecku.
Niestety, profesor do Prus nie udał się przez Kraj Hulczyński i Racibórz ale pojechał na Prudnik; dlatego nie mamy opisu który by nas szczególnie interesował. Jednak bardzo zajmujący jest wniosek jaki rosyjski uczony wyniósł ze swojej wędrówki przez Morawy: Po tej podróży Srezniewski twierdził, że ludność zamieszkująca Morawy zachowała znacznie więcej cech słowiańskich niż Czesi.
Zainteresowania i opracowania profesora Srezniewskiego rychło znalazły echo w językoznawstwie i folklorystyce w Polsce. Przede wszystkim Lucjan Malinowski (1839 – 1898), profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, położył wielkie zasługi w dziedzinie dialektologiczno – etnograficznego zbadania pogranicza polsko – czeskiego. Swoje najważniejsze dzieło uczony zaczął od słów: w roku 1869, w lecie, odbyłem wędrówkę po Szląsku górnym i w Cieszyńskiem, dla zbadania miejscowych gwar ludowych polskich i morawskich. W ciągu trzech miesięcznego przeszło pobytu w różnych okolicach Szląska, obcując ciągle z ludem miałem sposobność zapoznać się z różnemi stronami jego życia.
Autor podał też miejscowości, które przewędrował i gdzie zbierał materiały językowe i etnograficzne; spośród interesującego nas terenu wymienił: Okręg Głubczycki (Leobschütz): miasteczko Baborów (Bauerwitz), Sulków, Jarowniów, Dzielów, Raków, Tłuste Mosty. Okręg Raciborski: Wielkie Petrowice, Tworków, Krzyżanowice, Owsiszcz. Następnie charakteryzując ten teren pisał: w zachodnich i południowych okolicach okręgu Raciborskiego i kilku osadach Głubczyckiego zamieszkują Morawianie, czyli, jak się sami nazywają „Morawcy”, wrzynając się klinem między ludność czysto polską na wschód i niemiecką na zachód. W okręgu Głubczyckim po morawsku mówią w miasteczku Baborowie (Bauerwitz), we wsiach Jarowniowie (Gernau) i Tłystych Mostach (Stolzmütz). Dalej granicę między ludnością polską i morawską stanowią następujące wsie morawskie: Wielkie Petrowice, Szamarzowice (Samborowice), Krzanowice, Borzucin, Piszcz, Benkowice, Tworkowo, Owsiszcz, Rudyszwałd, Gać, Szulerzowice, Koblowo na granicy Szląska Austryackiego.
Jak widać z tego porządku miejscowości, autor, wyliczając je od północy do południa nie bardzo pamiętał kolejności, ale prawdopodobnie podał je w kolejności zwiedzania. Lecz najciekawsze są jego opisy niezwykłego przemieszania języka polskiego i morawskiego, związanego z przynależnością do odrębnych diecezji kościelnych oraz skutków stąd wypływających: W okręgu Głubczyckiem, gdzie ludność polska miesza się z morawską, w szkole i kościele pod względem języka zachodzą stosunki oryginalne. Niektóre parafie tego okręgu należą do dyecezyi Ołomunieckiej, a z tego powodu w szkole i w kościele używają w nich języka morawskiego, pomimo, że miejscowa ludność mówi po polsku. Tak np. w parafii Baborowskiej (Bauerwitz) mieszkańcy wsi Dzielów, Rakowa i Sulkowa mówią po polsku, w szkołach jednak, uczą się tylko po morawsku, używają morawskich modlitewników (drukowanych niemieckim abecadłem czyli tak zwanem szwabachem), w kościele śpiewają pieśni morawskie, słuchają kazań morawskich, a nawet pacierz odmawiają w tem narzeczu. Gwarę swoją poczytują także za narzecze morawskie, jakkolwiek jest ona czysto polską z samogłoskami nosowemi, ze spółgłoską g, nie zaś ha itd. Zdarz się niekiedy nawet, że ksiądz pochodzi z okolicy polskiej, po morawsku nie umie, parafianie mówią po polsku, a jednak w kazaniach kaznodzieja zniewolony jest nałamywać język do narzecza morawskiego.
Tak było wówczas we wsiach należących do diecezji ołomunieckiej, natomiast w całkiem inne stosunki panowały w sąsiedniej diecezji: Wprost przeciwnie stosunki istnieją w niektórych wsiach morawskich, należących do dyecezyi wrocławskiej. I tak w Benkowicach i Tworkowie lud mówi po morawsku, wykłady zaś w szkole, kazania i śpiewy odbywają się po polsku. Sami włościanie uważają się za Polaków; a kiedy zwracałem uwagę, że nie mówią po polsku tylko po morawsku, odpowiadali mi: „Nie, my su Polacy, a tam dalej, to Morawcy, bo należu do ołomuckieho biskupa”. Nawet księża częstokroć nie wiedzą, do jakiej narodowości etnograficznie należą ich parafianie.
Podsumowując swoje badania językowo-folkolorystyczne Lucjan Malinowski pisał: Dwa są główne narzecza słowiańskie na Szląsku: polskie i morawskie; na ich pograniczu wytworzyło się trzecie, pośrednie, które nazwałbym morawsko – polskiem, przejściowem. To narzecze jest zdaje się gwarą hulczyńską, która istotnie wydaje się być pomostem językowym między językami polskim i czeskim; właściwie liczne wyrazy gwary hulczyńskiej są identyczne z polskimi a odrębne od czeskich. Niekiedy wystarczy zamienić znaki diakretyczne, albo je usunąć, żeby otrzymać słowa i teksty całkiem zrozumiałe dla polskiego czytelnika. Po części ilustruje to nawet króciutki słowniczek wyrazów w pisowni polskiej, gwarze hulczyńskiej i pisowni czeskiej:
dziatki | džitki | malé děti |
dziewucha | džewucha | statné děvče |
dziękuję | džekujem | děkovati |
frasunek | frosunk | neklid, souženi |
kochanek | kochanek | milenec, milý |
popręg | propreng | popruh |
Racibórz | Račiboř | Ratiboř |
sieczka | šečka | řezanka |
tęgi | tengy | tuhý, hustý |
zawsze (dycki) | dycki | wždy |
Dzieło Lucjana Malinowskiego Zarys życia ludowego na Śląsku obejmuje oczywiście również mnóstwo przekazów etnograficznych. Profesor pisał także o gospodarce rolnej, pożywieniu, obrzędach, zwyczajach, zabobonach i strojach ludowych, np.: W całym okręgu Raciborskim [przeto też wKraju Hulczyńskim – RK] noszą „kamuzole” i granatowe płaszcze, spodnie w buty, które muszą być wałkowane. A w Baborowie kobiety „noszą czarne spódnice z ciężkiej meteryi, mocno wypchane i z tyłu fałdowane, fartuchy, na głowie chustki”.
Podczas wojażu odbytego kilka lat później i opisanego w Listach z podróży etnograficznej po Szląsku (Warszawa 1883), Lucjan Malinowski nie dotarł do okolic zamieszkałych przez Morawian. Ówczesna podróż ograniczyła się do Wrocławia, Królewskiej Huty i okolicy Piekar i Radzionkowa. Ale dla nas w owej książce interesująca jest następująca tabele ludności rejencji opolskiej w połowie XIX w., która wykazuje min. Morawian i Czechów z powiatów głubczyckiego i raciborskiego:
Narodowość | 1834 | 1846 | 1868 |
Polacy | 468.691 | 568,582 | 744,189 |
Morawianie | 11,754 | 44,162 | 37,244 |
Czesi | 1,366 | 1,573 | 4,367 |
Niemcy | 266,399 | 364,175 | 455,509 |
Razem | 748,210 | 978,492 | 1,241,309 |
Te dane są niezwykle interesujące dlatego, że pochodzą właśnie z okresu kształtowania się świadomości narodowej na pograniczu polsko – czeskim. W tej statystyce jest bardzo charakterystyczny wielki (czterokrotny!) przyrost liczby Morawian w latach 1834-1846 zamieszkałych na ziemi raciborskiej i głubczyckiej, związany na pewno ze wzrostem świadomości narodowej w tamtym okresie; następnie ich liczbowy spadek i znaczny (prawie trzykrotny!) przyrost liczby Czechów w latach 1846 – 1868, kiedy bodaj pod wpływem szkół, czeskich czasopism itp. wielu Morawian uświadomiło sobie narodowość czeską.
Pograniczem polsko-czeskim interesował się też Stanisław Bełza (1849 – 1929), publicysta i podróżnik, który pod pseudonimem Stanisław Piast wydał, w 1890 r., książkę o pruskim Śląsku. Swój opis podróży z Raciborza na południe zaczął tymi słowy: […] ruszyliśmy w stronę południowo – zachodnią, ku kresom polszczyzny na Szląsku, gdzie zaczyna się etnograficzna Morawja, ale jechaliśmy jeszcze ziemią polską i kto wie czy nie najbogatszym tej ziemi zakątkiem.
Autor pochodził z Kongresówki, spod zaboru rosyjskiego znacznie opóźnionego w rozwoju społeczno-gospodarczym, dlatego też był urzeczony cywilizacją i dobrym położeniem gospodarzy w powiecie raciborskim. Opisał nawet wizytę u chłopa, która wywarła na nim wielkie wrażenie pod względem jego kultury materialnej i umysłowości. Ale jego najważniejsze wrażenia z pogranicza polsko – czeskiego, opisał następująco: Powiedziałem wyżej, że wyruszywszy z Raciborza w stronę południowo – zachodnią, zwiedziliśmy kresy polszczyzny na Szląsku Górnym. Istotnie, tu się ona kończy. Środkiem pól i ogrodów uprawnych płynie spokojnie niewielka rzeczka Cyna, i ona to stanowi granicę Morawszczyzny. Czujesz to od razu, kiedy wjedziesz do takich np. Szamorzowic [Samborowice], które choć noszą nazwę czysto polską, przecież posiadają już ludność mieszaną. Huś, zamiast gęś, uhle zamiast węgle, obijać się wtedy zaczną o twoje uszy, dźwięki najdroższe ci ze wszystkich na ziemi zaczną milknąć zwolna, aby następnie rozpłynąć się już w gwarze obcej. Ale nigdzie tu nie przechodzą one w niemiecką, tak dobrze bowiem na Szląsku morawskim jak i na polskim, Niemcy stanowią ledwie dostrzegalny procent ludności.
Tak było rzeczywiście niemal do końca XIX stulecia, lecz na przełomie wieków szkolnictwo niemieckie, kult zwycięskich wojen z Austrią (Sadowa 1866), z Francją (Sedan 1870) oraz ich generałów, następnie Bismarckowski Kulturkampf, doprowadziły do tego, że ten niemiecki ledwie dostrzegalny procent ludności,jak pisał Stanisław Bełza, powiększał się w Kraju Hulczyńskim i na całej ziemi raciborskiej, a kiedy po I wojnie światowej powstała odrodzona Polska i Czechosłowacja, był już istotnym problemem dla obu narodów słowiańskich na pograniczu polsko-czeskim.
Kiedy w 1920 r. przyłączono Kraj Hulczyński do Czechosłowacji, kiedy około 3 tys. mieszkańców tego regionu wyjechało i osiadło w Niemczech, głównie na Górnym i na Dolnym Śląsku, w Raciborzu powstał miesięcznik Der Treudeutsche Hultschiner (Wierno-niemiecki Hulczyniak) wychodzący do lat faszystowskich. Nawiasem mówiąc finansował go nadburmistrz Raciborza, Adolf Kaschny, pochodzący z Kobierzyc, którego ojciec był członkiem Polsko – Morawskiego Komitetu Wyborczego do Reichstagu.
Opracowania etnograficzne publikowane w tym miesięczniku: o strojach ludowych, o obyczajach, o pieśniach i tańcach itd., mają takie same opisy jak czeskie czy polskie, jednak wszędzie czytamy, że należą do kultury niemieckiej. Ten brak obiektywizmu nie może nam wszak przeszkodzić we właściwej ocenie kultury ludowej polsko-czeskiego pogranicza.
dr Ryszard Kincel