Krwawy Piątek – 10 sierpnia 1923 r. w Raciborzu

Krwawy Piątek – 10 sierpnia 1923 r. w Raciborzu

Paweł Newerla. Na raciborskim Rynku, na domu stojącym u wlotu ul. Długiej, od 1960 roku wisi metalowa tablica, która oznajmia: „Na tym rynku w Krwawy Piątek 10 sierpnia 1923 r. w walce z niemieckimi kapitalistami lała się niewinna krew raciborskich robotników. Zabito cztery osoby, a ponadto 50 było rannych. cześć pamięci bojownikom poległym o zwycięstwo socjalizmu. 1923 r. — Racibórz — 1960 r.”.

Napis nie pozostawia wątpliwości, iż chodzi o istotny fakt związany z tzw. klasą robotniczą i historią ruchu komunistycznego. Przeciętny raciborzanin zapewne niewiele wie, o jakie zdarzenie chodzi. Prawdopodobnie i historycy posiedli niewielką wiedzę o tym zdarzeniu.

Nawet wytrawny, opolski znawca historii ruchu socjalistycznego i komunistycznego, Tadeusz Minczakiewicz, ma temat zdarzeń raciborskich z 1923 r. niewiele do powiedzenia. Dowiadujemy się[1], że „załogi raciborskich fabryk porzuciły pracę”, ponieważ były „oburzone wstrzymaniem przez obszarników i chłopstwo dowozu nabiału, jarzyn i bydła na targ”. Według Minczakiewicza targi odbywały się właśnie w piątki, choć raciborzanie wiedzą, że dniem targowym w Raciborzu od stuleci jest czwartek. Dalej autor informuje, że przed dworcem odbył się spokojny wiec, po którym część robotników wróciła do pracy.

Jednak władze zażądały posiłków policyjnych z Gliwic. Po południu odbyła się konferencja u nadburmistrza Piontka z udziałem przedstawicieli związków zawodowych, przemysłu i handlu oraz radnych miejskich. Wobec braku porozumienia, nadburmistrz zwrócił się do nadprezydenta prowincji górnośląskiej Proskego. Dalej historyk pisze, że „gdy zebrani robotnicy rozchodzili się, rozległy się na rynku strzały. Policjanci pobili kilku robotników i użyli broni przeciwko zgromadzonym, którzy stanęli w ich obronie. W odpowiedzi na brutalne postępowanie policji robotnicy włamali się do sklepu z bronią […] Rozpoczęła się regularna walka. Demonstranci zdemolowali dwa samochody policyjne. W wyniku strzelaniny poniosły śmierć 4 osoby, ponad 50 osób zostało rannych, w tym 23 osoby ciężko ranne”.

Nadprezydent Alfons Proske

T. Minczakiewicz wspomina jeszcze, że aresztowani zostali tokarz Józef Schwedt, laborant Karl Schweigestill i Otto Joschko. Według tego historyka aresztowania były skierowane przeciwko działaczom Komunistycznej Partii Niemiec. Tymczasem autorowi niniejszego opracowania udało się dotrzeć do akt prokuratorskich[2]; z których wynika, że Schwedt był działaczem związkowym i jest on prawdopodobnie sekretarzem związków zawodowych, o którym będzie mowa w dalszych wywodach. Natomiast z innych źródeł wiadomo, że Schweigestill był jednym z raciborskich przywódców ruchu komunistycznego[3].

Benedykt Motyka[4], pisząc o „krwawym piątku”, nazywa te zdarzenia „brutalnie stłumionym wystąpieniem robotniczym”. Wspomina nawet o strajku generalnym organizowanym jakoby przez raciborską Komunistyczną Partię Niemiec. Jest także stwierdzenie: „W starciach ulicznych zginęły cztery osoby, a ponad 50 osób zostało rannych”. Podobnie jak u Minczakiewicza nie ma żadnych wzmianek o tym, jakie osoby utraciły życie. Można tylko domniemywać, że skoro policja użyła broni w stosunku do „rozchodzących się robotników” to właśnie demonstrujący robotnicy byli ofiarami.

Znana jest jeszcze jedna wzmianka o „krwawym piątku”. Alojzy Nowara[5], opisując zdarzenia z sierpnia 1923 r., ich przyczynę widzi także we wstrzymaniu przez „obszarników i chłopów” dowozu nabiału, mięsa i jarzyn na targ, a ponadto w niemożliwości kupienia – w warunkach szalejącej inflacji – towarów za pieniądze. A. Nowara informuje, że: „kiedy delegaci wychodzili z ratusza poruszył się tłum […] Wtedy uderzyła na demonstrantów policja […] Gdy padli pierwsi ranni, robotnicy użyli kamieni i kijów. Doprowadzeni do ostateczności zabrali strzelby myśliwskie, pistolety i naboje z pobliskiego sklepu […] rozpoczęła się regularna walka. Robotnicy zdemolowali dwa samochody policyjne. W walce zginęły dwie kobiety, robotnik i policjant. Rannych było 50, w tym 23 ciężko”. Nowsze opracowania historyczne[6] w ogóle pomijają zdarzenia z sierpnia 1923 r.

Jak to zatem było z tym „krwawym piątkiem”? Udało się dotrzeć do pewnych materiałów przechowywanych w niemieckim archiwum[7]. Polizeiinstitut (Instytut Policyjny) w Berlinie-Charlottenburg w latach 1929-1931 na zlecenie Pruskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych[8] opracował szereg indywidualnych zdarzeń z okresu po I wojnie światowej, w których angażowana była policja. Należy podkreślić, że zdarzenia miały miejsce w okresie Republiki Weimarskiej. Również opracowanie powstało przed dojściem do władzy partii narodowych socjalistów Adolfa Hitlera. Opracowania instytutu miały służyć celom szkoleniowym. Miały one charakter ściśle wewnętrzny. Autorzy nie skąpią negatywnych uwag pod adresem konkretnych osób, urzędów i jednostek policyjnych. Możemy zatem z dużą dozą prawdopodobieństwa przyjąć, że opracowania są rzetelne, tym bardziej, że z treści materiałów przebija obiektywizm. Jedno z opracowań dotyczy zdarzeń, jakie miały miejsce w sierpniu 1923 r. w Raciborzu[9].

We wstępie autorzy opisują tragiczną sytuację panującą w Niemczech po przegranej I wojnie światowej. Postępująca inflacja spowodowała zmniejszenie wartości marki – obiegowej jednostki monetarnej Republiki Weimarskiej. To przyniosło w efekcie „ucieczkę w trwałe wartości”, w wyniku czego kupcy i rolnicy wstrzymywali sprzedaż produktów. Z powodu wzmagającego się wrzenia w społeczeństwie, rząd Rzeszy wydał 18 lipca 1923 r. odezwę przestrzegającą przed wojną domową. Na podstawie art. 123 ust. 2 rozporządzenia o bezpieczeństwie Republiki Pruski Minister Spraw Wewnętrznych z dniem 24 lipca 1923 r. wprowadził zakaz organizowania zebrań i pochodów na wolnym powietrzu[10].

Autorzy, zwracają uwagę na fakt, że sytuacja w Raciborzu była podobna, jak w wielu innych miastach niemieckich. Jednak znaczne okrojenia terytorialne ziemi raciborskiej, w wyniku przyłączenie jej części do Czech i Polski, spowodowało powstanie szeregu dodatkowych problemów, np. znacznie większego bezrobocia.

Załogi raciborskich zakładów przemysłowych 9 sierpnia 1923 r. wezwały do demonstracji na Rynku następnego dnia o godzinie 11.00, aby ustosunkować się do wzmagającej się drożyzny. Nadburmistrz[11], jako zarządca miejscowej policji[12], który prawdopodobnie jeszcze tego samego dnia dowiedział się o zorganizowaniu manifestacji, oświadczył sekretarzowi związków zawodowych (określonym jako B.[13]), iż demonstracja nie może się odbyć ze względu na wspomniany wyżej zakaz ministra spraw wewnętrznych.

Nadburmistrz jako zarządca policji, 10 sierpnia 1923 r. ok. godz. 9.30, poinformował komendę policji[14] telefonicznie o zamiarze odbywania przez robotników demonstracji na Rynku i polecił zablokować Rynek, aby nie dopuścić do odbycia manifestacji. Komenda policji nie była informowana o zamiarze związków zawodowych odbycia demonstracji w innym miejscu. Dowódca policji polecił sotni 2. (z ul. Zamkowej) skierowania 20 osób na Rynek. Około godz. 10.00 przyjechali na Rynek samochodem ciężarowym. 8 policjantów ustawiono na Rynku i na przyległych ulicach, resztę trzymając w odwodzie w ratuszu. Samochód ustawiono przed ratuszem. Jako wzmocnienie skierowano jeszcze 9 policjantów z koszar przy ul. Stalmacha. Około godziny 11.00 otrzymano meldunek o zbieraniu się większej liczby osób na placu przed dworcem kolejowym. Okazało się, że w tym miejscu zebrali się robotnicy na wstępną manifestację, która miała później udać się na Rynek. Z tego powodu w kierunku dworca udał się oficer z 15 policjantami.

Rynek w Raciborzu

W tym samym czasie jeden z policjantów poinformował komendę policji, że na ul. Piaskowej w pobliżu pl. Dworcowego zebrała się większa grupa osób z zamiarem udania się na Rynek. W celu przeciwdziałania dalszemu przemieszczeniu się demonstrantów z koszar policyjnych przy ul. Stalmacha skierowano samochodem ciężarowym 20 policjantów pod dowództwem oficera, który otrzymał rozkaz przejęcia po drodze także grupy 9 policjantów, udających się w kierunku Rynku.

W międzyczasie porucznik z grupą 15 policjantów znajdujących się na ul. Dworcowej[15], po minięciu skrzyżowania z Podwalem napotkał, zapełniający się także plac Dworcowy. Był tam duży tłum, określany przez oficera policji na „kilka tysięcy osób”. Pododdział policyjny został przez tłum powitany wyciem, a rzecznik demonstrantów wezwał porucznika policji do przyłączenia się wraz z policjantami do manifestacji. Oficer policji prosił[16] rzecznika, aby demonstrację rozwiązać, zaś policjantom nakazał utworzenie łańcucha w poprzek ul. Dworcowej, załadować karabiny i je zabezpieczyć; do tłumu zwrócił się z wezwaniem o rozejście się. Nagle na kordon policyjny od tyłu natarła grupa kilkuset osób, którzy wyszli z Podwala i ul. Drzymały. W związku z tym porucznik policji polecił się wycofać, aby „ten tłum mieć przed sobą”.

Na ul. Nowej przy Rynku pojawiła się ciężarówka z dodatkowym oddziałem policji z ul. Stalmacha. Ich dowódca, widząc nacierający ul. Dworcową tłum i cofającą się grupę policjantów, nakazał swoim policjantom nasadzić bagnety i pośpieszyć z pomocą kolegom. Wówczas z tyłu[17] grupa kilkuset osób natarła na oddział policji, który był zmuszony wycofać się na Rynek. Według sprawozdania oficera policji, przytoczonego w aktach, „ryczący tłum uniemożliwił nawiązanie kontaktu z pododdziałem na ul. Dworcowej”. Dokonana przez autorów opracowania końcowa ocena sprawy zawiera m.in. sugestię, że działania manifestantów musiały być wcześniej przygotowane i mieć charakter ściśle rozpracowanej taktyki, skoro np. nagle i w różnych miejscach znalazły się duże grupy ludzi, operujące na tyłach pododdziałów policyjnych.

Oba pododdziały policji były już trochę rozproszone i otoczone zwartym tłumem. Dlatego jeden z dowódców zamierzał na siłę wyjechać z tłumu samochodem. Kierowca się jednak wcześniej oddalił. Wtedy do owego porucznika policja podszedł sekretarz związków zawodowych[18], który z placu Dworcowego dostał się ul. Batorego na Rynek i prosił o umożliwienie mu wejścia na samochód w celu przemówienia do zgromadzonych. Sekretarz oraz druga osoba wygłosili bardzo powściągliwe przemówienia, trwające łącznie ok. 25 minut. Drugi oficer policji zmierzał w kierunku apteki[19], aby stamtąd porozumieć się telefonicznie z komendą. Tłum go jednak zepchnął. Dlatego z czteroma policjantami, z których jeden został już rozbrojony przez demonstrantów, przedarł się przez ciżbę w kierunku ratusza. Stamtąd oficer prosił komendę o dalsze wsparcie. Ze stojącej przed ratuszem ciężarówki tłum zepchnął kierowcę, w którym rozpoznano funkcjonariusza policji, rozbroił go i pobił. Z samochodu ściągnięto dwie skrzynki z granatami ręcznymi. W jednej było 25 granatów ręcznych, jednak bez zapalników, które zapomniano zabrać z koszar (!), a w drugiej znajdowało się 6 uszkodzonych pistoletów, przeznaczonych do naprawy[20].

Po przemówieniach funkcjonariuszy związkowych, wygłaszanych z ciężarówki, tłum się znacznie rozrzedził, prawie połowa ludzi opuściła Rynek. W tym momencie ul. Długą zbliżał się samochód ciężarowy z dowodzonym przez starszego sierżanta odwodem policyjnym liczącym 7 funkcjonariuszy uzbrojonych w ciężki karabin maszynowy (ckm). Nim ten pojazd zdążył dotrzeć do Rynku, został otoczony przez rozwścieczony tłum grożący wzniesionymi pięściami. Niektórzy wymachiwali ręcznymi granatami. Siłą otworzono burty ciężarówki. Sierżant miał zamiar wydać rozkaz do otwarcia ognia. Wtedy jednak zauważył ciężarówkę policyjną stojącą na Rynku między ul. Nową a Długą, zaś policjanci stali rozproszeni wśród tłumu. Dowodzący pododdziałem starszy sierżant tłumaczył, iż zrezygnował z wydania komendy do użycia karabinu maszynowego i karabinów, gdyż mogłoby to stanowić zagrożenie dla policjantów otoczonych tłumem.

Ponieważ policjanci się nie bronili, robotnicy[21] ściągnęli ckm z samochodu. Wtedy sierżant rzucił się na ckm i usunął zamek. W materiale zamieszczono urywek z uzasadnienia wyroku izby karnej raciborskiego sądu krajowego[22] z 10-11 marca 1924 r., według którego jeden z robotników, który w czasie wojny służył w oddziale ckm, doskoczył do tego karabinu i kiedy zauważył brak zamka usunął dodatkowo zamek zapasowy. Rzucił go stojącemu w pobliżu porucznikowi. Kiedy robotnicy oddalili się ze zdobytym karabinem maszynowym, sierżant polecił zawrócić do koszar.

W tym czasie ulicą Odrzańską zbliżał się, wysłany przez komendę policji, pododdział policji konnej. Miał rozproszyć tłum na Rynku. Policjanci natknęli się jednak na ustawiony do strzału ckm. Ponieważ dowódca nie wiedział, że broń nie jest zdolna do strzału, wycofał się ze swoim pododdziałem do koszar. Konni policjanci w ciągu dalszych działań nie byli używani.

Tłum domagał się od porucznika, który ze swoim pododdziałem przyjechał od ul. Nowej, aby opuścił Rynek. Oficer miał koło siebie jedynie 10-15 policjantów, dlatego wydał rozkaz wjazdu w ul. Długą. Wówczas przystąpił do niego funkcjonariusz policji kryminalnej, domagając się ochrony dla oficera, który z pierwszym pododdziałem przyjechał na Rynek. Widząc, że Rynek już pustoszeje, oficer nakazał swoim funkcjonariuszom, aby zatrzymali się na ul. Długiej, a sam udał się pieszo do ratusza. Jeden z cywilów, za przyzwoleniem oficera policji, pojechał ciężarówką z załadowanym ciężkim karabinem maszynowym do koszar, gdzie przekazał pojazd i uzbrojenie. Oba pododdziały policji w pełnym składzie wróciły do koszar. W mieście właściwie zapanował spokój.

W międzyczasie zastępca komendanta policji[23] wezwał do pomocy pododdziały ześrodkowane w Nędzy i Markowicach oraz jedną sotnię z Gliwic. Przed godz. 15.00 trzy plutony sotni gliwickiej, w sile około 50 policjantów, udały się w drogę do Raciborza na 3 samochodach ciężarowych. Na pierwszej ciężarówce umieszczono ckm, na drugiej lekki karabin maszynowy.

Dla ochrony ratusza i nadburmistrza skierowano do siedziby władz miejskich jednego oficera i 10 funkcjonariuszy[24]. Wczesnym popołudniem w ogrodzie restauracji Lexa na pl. Wolności komuniści wezwali na otwarte zgromadzenie. W tym czasie na pl. Drzewnym splądrowano wóz z warzywami. Policja nie wkroczyła, ponieważ o tym zdarzeniu nie wiedziała. Około godz. 17.00 dwóch funkcjonariuszy policji porządkowej (Revierpolizei) udało się do komisariatu na ul. Stalmacha. Na pl. Wolności napadł nad nich duży tłum i ciężko zranił. Obaj policjanci oddali kilka strzałów[25].

Przybyły akurat z Markowic do koszar na ul. Stalmacha pododdział policji z Nadrenii-Westfalii, po usłyszeniu strzałów natychmiast wymaszerował na pomoc. Udało się w ostatniej chwili uratować, znajdujących się w opresji, funkcjonariuszy po czym wycofywano się do koszar. Na ul. Karola Miarki policjanci zostali obsypani gradem kamieni. Dowodzący oddziałem porucznik kazał strzelać do tłumu, który się wtedy rozpierzchnął.

Krótko po godz. 17.00 do Raciborza zajechały dwa plutony policji z Gliwic (trzeci pluton pozostał w Rudach z powodu uszkodzenia samochodu). Usłyszeli strzały, ale nie mogli ich zlokalizować – pochodziły zapewne z działań pododdziału nadreńskiego na ul. Karola Miarki. Nie znający miasta dowódca[26] poprowadził grupę ul. Reymonta[27] i dalej ul. Londzina na ul. Stalmacha. Na wysokości siedziby straży pożarnej w pierwszej ciężarówce złamała się oś[28]. Karabin maszynowy i granaty przeładowano na drugi pojazd, zaś załoga kontynuowała marsz pieszo. Samochodu pilnowało dwóch funkcjonariuszy, którzy później zostali „zaatakowani przez zgraję wyrostków” i rozbrojeni.

Pododdział westfalczyków w sile 15 policjantów i oficera, po rozproszeniu zbiorowiska na ul. Karola Miarki, udał się na pl. Wolności, gdzie natknęli się na zbiorowisko 400 do 500 ludzi, którzy po rzuconym haśle „policja strzela” wylecieli z komunistycznego zebrania w lokalu Lexa. Powitali oni policjantów rykiem i wrzaskiem. Policjanci użyli broni. W  tym czasie do Raciborza dotarł trzeci pluton policji gliwickiej. Zajechał on ul. Odrzańską, przez Rynek w kierunku pl. Wolności. Tam wspólnie z pododdziałem westfalskim nacierali na tłum, usuwając go na boczne ulice. Udający się na ul. Stalmacha policjanci byli naciskani przez rzesze ludzi, w związku z czym kilkakrotnie użyto broni.

W godzinach popołudniowych nadburmistrz prowadził w ratuszu rozmowy z przywódcami związkowymi. Po ich ukończeniu związkowcy opuścili ratusz. Do rozmów nie udało się ściągnąć komendanta policji. Nadburmistrz zaproponował mu telefonicznie, aby wspólnie ze strażą pożarną rozproszyć ludzi zebranych na ulicach. Komendant otrzymał jednak od strażaków odpowiedź, że „straż pożarna nie da się użyć do takich rzeczy”.

Około godz. 18.00 doszło do włamania do sklepu z bronią przy ul. Długiej. Z powołanego już uzasadnienia wyroku izby karnej sądu krajowego z 10-11 marca 1924 r. wynika, że dokonała tego gromada około 12 wyrostków, rozbijając rolety i wyważając drzwi. W sklepie włamali się do szaf i zabrali wszystko, co się dało, w tym m.in. maszynki do strzyżenia włosów, brzytwy, noże i nożyczki. Do jednego z oskarżonych, stojącego przed sklepem z karabinem na ramieniu, podszedł raciborski komornik sądowy. Po upewnieniu się, że uzbrojony mężczyzna wie z kim rozmawia, komornik zwrócił mu uwagę, że w sklepie nie ma artykułów żywnościowych i to co robią jest zwyczajnym karalnym rabunkiem. Wtedy mężczyzna wszedł do sklepu i zawołał, aby „pozostawić te rzeczy”. Po chwili wrócił oznajmiając, iż nie chcą „żadnych rzeczy, a jedynie uzbrojenie, aby bronić się przed policją”.

Pluton policji gliwickiej i policja westfalska otrzymały rozkaz oczyszczenia ulic między ul. Stalmacha i Rynkiem i zatrzymania osób plądrujących sklepy. Oddział przechodził przez pl. Wolności i ul. Długą[29]. Szpicę stanowili westfalczycy, znający już dobrze tutejszy teren. Za nimi postępowali policjanci z Gliwic, którzy w „marszowym ugrupowaniu bojowym” posuwali się w dwóch kolumnach wzdłuż domów. Do bocznych ulic wysyłano grupy wypadowe w celu oczyszczenia ulic i ich odgrodzenia. Zbliżając się do Rynku oddział policyjny został ostrzelany z ul. Różanej a także z Rynku. Policjantów obrzucano również kamieniami. Policja odpowiedziała ogniem i przy użyciu 7 ręcznych granatów w ciągu kilku minut oczyszczono Rynek. Oba pododdziały z kilkoma zatrzymanymi wróciły do koszar na ul. Stalmacha, dokąd dotarli około godz. 19:30.

Po upływie około 10 minut dowództwo otrzymało informacje o plądrowaniu sklepów z bronią na ul. Odrzańskiej oraz na Rynku. W tym samym czasie nadburmistrz przekazał policji prośbę o powściągliwe postępowanie. W czasie rozmowy komendant policji poinformował nadburmistrza, że po Rynku włóczy się 5 uzbrojonych osobników. Grupa 20 do 25 wyrostków pod wodzą lidera komunistycznego, określanego jako „U.”, śpiewała na Rynku komunistyczne pieśni a później przy pomocy łomu gwałtownie wyłamało drzwi do sklepu z bronią na Rynku. Zabrano całą broń i amunicję, którą na ulicy i w sieni domu porozdzielano. Włamywacze oddali wiele strzałów, które ściągnęły na Rynek tłum ludzi. Ci przewrócili stojące przed ratuszem maszty, na których – z powodu zgonu księcia raciborskiego – wisiały [30] opuszczone do połowy sztandary.

Z uzasadnienia wyroku izby wyższej sądu dla nieletnich z 27 października 1923 r. wynika, że ze sklepu z bronią na ul. Odrzańskiej – według zaprzysiężonych zeznań właściciela – zrabowano 16 sztuk broni myśliwskiej, 7 strzelb, 5 wiatrówek, 31 pistoletów, 10-15 tysięcy sztuk amunicji myśliwskiej, 30 tys. sztuk amunicji do wiatrówek i 3 lornetki – łącznej wartości 12 tys. marek w złocie. Ze sklepu na Rynku ukradziono nie dającą się ustalić ilość uzbrojenia a ponadto 20-25 maszynek do strzyżenia włosów, 200-250 scyzoryków, pewną ilość noży rzeźniczych, kompletów sztućców, maszynek do golenia itp., których wartość rynkową według cen z 10 października 1923 r. określono na 3 miliardy marek.

W związku z powstałą sytuacją pododdziały westfalski i gliwicki około 19:45 został ponownie skierowany do oczyszczenia ulic i Rynku. Ta akcja przebiegła bez użycia broni. Aresztowano kilka osób cywilnych. Po pewnym czasie jednostka westfalczyków została jeszcze raz wysłana w celu rozproszenia jakiegoś zbiorowiska. Po zbliżeniu się na odległość około 300 metrów do ludzi, ci rzucili się do ucieczki. Nie udało się ustalić miejsca ani przyczyny tej interwencji. Około godz. 20:30 zbuntowany tłum napadł na Rynku na funkcjonariusza policji porządkowej, który z dworca udał się na służbę do komisjariatu przy ul. Stalmacha. Otrzymał kilka uderzeń w głowę, zrabowano mu pistolet i aktówkę. Kilkoro spokojniejszych ludzi odprowadziło go później do komisariatu. Od tego czasu w mieście panował spokój. Ulice były patrolowane przez policję porządkową, wzmocnioną policją bezpieczeństwa.

O godzinie 22:30 dowódca sił policyjnych został wezwany do ratusza, gdzie odbywała się narada. Przewodniczył jej, przybyły specjalnie z Opola, nadprezydent prowincji górnośląskiej, Joseph Bitta. Komendantowi garnizonu policyjnego polecono natychmiastowe odesłanie zamiejscowych sił policyjnych a także uwolnienie wszystkich zatrzymanych. Oddział policyjny z Gliwic opuścił Racibórz 11 sierpnia 1923 r. o godz. 3:30.

Omawiane materiały zawierają także wyciągi z pisemnych oświadczeń dwóch zatrzymanych, z których wynika, iż zostali aresztowani 10.08. około godz. 19.00. Policjanci nad nimi się nie znęcali, zachowali się poprawnie. Zwolnieni zostali do domu „11.8.23 o godzinie 2 nad ranem”. Pięciu dalszych zatrzymanych oświadczyło, że nie byli bici ani się nad nimi nie znęcano.

W trakcie zdarzeń owego piątku siedmiu policjantów zostało przez uczestników zamieszek rozbrojonych a częściowo także mocno pobitych. Zróżnicowane były informacje na temat strat wśród cywilów. Także doniesienia prasowe zawierały przeróżne informacje o wysokości strat. Dlatego warto przytoczyć fragmenty urzędowego komunikatu[31]: „Zamieszki, które wystąpiły po demonstracjach klasy robotniczej, należy łączyć z komunistycznymi knowaniami. Stwierdzono, że usunięty z (polskiego) Górnego Śląska działacz komunistyczny M., który w Raciborzu występuje pod pseudonimem, działał według znanych wzorców. Dalej stwierdzono, że plądrowania i akty przemocy w godzinach popołudniowych zostały wywołane przez napływowe elementy. Pożałowania godne ofiary, według urzędowych ustaleń, okazały się mniejsze, od początkowych przypuszczeń. Stwierdzono śmierć 16-letniej dziewczyny z Raciborza oraz kobiety z Ostroga; 7 osób odniosło ciężkie obrażenia, a 12 osób było lekko rannych. Jak często przy takich okazjach, również i w tym przypadku, ofiary śmiertelne i osoby poszkodowane wywodzą się z grona ciekawskich. […] Wśród ciężko rannych znajduje się policjant, który jest w stanie krytycznym”.

Działania służb porządkowych, podobne do opisanych, stanowią niewątpliwie skazę na wizerunku tych służb. Z drugiej strony właściwe organa są zobowiązane do zapewnienia obywatelom bezpieczeństwa, do utrzymywania w mieście ładu i porządku. Wydaje się, że plądrowania sklepów – szczególnie sklepów z uzbrojeniem – mogą powodować dalsze zagrożenie bezpieczeństwa ogółu obywateli. Przy ocenie całej sprawy nie można pominąć wzrastania w całych Niemczech pesymistycznych nastrojów, spowodowanych ogólną sytuacją społeczno-gospodarczą, w szczególności wzrastającą lawinowo inflacją, co odbiło się szczególnie na uboższych grupach społecznych.

Na tablicy pamiątkowej na raciborskim Rynku czytamy o niewinnie przelanej krwi raciborskich robotników. Wymienia się także ofiary: 4 zabitych i 50 rannych. Wykorzystane w niniejszym tekście materiały wykazują, że straty były znacznie mniejsze, że chodzi jednak nie o robotniczą krew, a o krew przypadkowych osób, co nie może jednak stanowić usprawiedliwienia dla pozbawienia kogokolwiek najwyższej wartości – życia. Widoczny jest także dość istotny rozziew między relacjami historyków a prawdą materialną. Według powołanych na wstępie źródeł do strzelaniny ze strony policji (i domyślnych przypadków śmierci) doszło po opuszczeniu przez delegację przywódców robotniczych ratusza i rozejściu się tłumu. W istocie między spotkaniem nadburmistrza z delegacją działaczy związkowych na ratuszu a akcją porządkową policji na rynku upłynęło kilka godzin.

Pomijamy w tym miejscu szerokie wywody relacjonowanego opracowania, dotyczące oceny działania poszczególnych służb. Nadmieniliśmy już, że ocena działalności raciborskich służb policyjnych jest wysoce krytyczna. Używanie broni w zaistniałej sytuacji uznaje się jednak za usprawiedliwione. Zwraca się także uwagę, że stosowanie granatów przy niewłaściwym ich używaniu może mieć skutki, które nie są do pogodzenia z celami policji.

Warto w tym miejscu przytoczyć jeszcze kary wymierzone przez sądy. Fakt, iż niezawisłe sądy wydały wyroki skazujące niektóre osoby spośród uczestników zajść stanowi niewątpliwie potwierdzenie, że ich działania stanowiły naruszenie obowiązującego porządku prawnego. Izba wyższa sądu dla nieletnich 27 października 1923 r. skazała 8 obwinionych za ciężkie naruszenie porządku publicznego na kary od 1 do 9 miesięcy więzienia, z tego dwóm warunkowo zawieszono kary na okres 3 lat; 4 podsądnych uniewinniono.

Pierwsza izba karna sądu krajowego w Raciborzu 10 i 11 marca 1924 r. skazała siedmiu oskarżonych za ciężkie naruszenie porządku publicznego z obciążającym dodatkowo posiadaniem broni na kary więzienia od 9 miesięcy do 2 lat. Jednemu oskarżonemu wymierzono karę 2 lat ciężkiego więzienia oraz trzem dalszym kary 10, 7 i 6 miesięcy więzienia. Za zwykłe posiadanie broni 3 oskarżeni zostali skazani na kary od 3 do 9 miesięcy. Wszystkich 14 oskarżonych doprowadzono z aresztu śledczego.


[1] Tadeusz Minczakiewicz: Położenie klasy robotniczej i ruch komunistyczny Raciborza [w:] (praca zbiorowa) Szkice z dziejów Raciborza, Katowice 1967, s. 170-171.

[2] Wojewódzkie Archiwum Państwowe w Opolu: Akten des Staatsanwalts Ratibor in der Strafsache wider dem Dreher Joseph Schwedt und Genossen aus Ratibor (akta prokuratury w Raciborzu w sprawie karnej przeciwko tokarzowi Józefowi Schwedtowi i towarzyszom z Raciborza). Akta nie są opracowane, brak paginacji, są szczątkowe i nie zawierają nawet informacji o zakończeniu postępowania. Do akt sądowej sprawy karnej nie udało się dotrzeć.

[3] „Volkswacht” z dnia 13.08.1923 r. określa Schweigestilla jako działacza Komunistycznej Partii Niemiec.

[4] Benedykt Motyka: W latach międzywojennych — Ruch robotniczy [w:] Jan Kantyka [red.]: Racibórz – Zarys rozwoju miasta, Katowice 1981, s. 143.

[5] Alojzy Nowara: Racibórz — Histioria w nazwach ulic, pomnikach i tablicach pamiątkowych, Racibórz 1979, s. 16-18.

[6] Np. Norbert Mika, Šarka Bělastová: Wspólne raciborsko-opawskie dziedzictwo – Podręcznik do edukacji regionalnej, Racibórz-Opava 12000, ²2003.

[7] Geheimes Staatsarchiv – Preußischer Kulturbesitz, Berlin-Dahlem (Vz 3014)

[8] Preußisches Ministerium des Innern

[9] Polizeiinstitut Berlin-Charlottenburg: Fall Ratibor – August 1923 (Sprawa Racibórz – sierpień 1923). Sygn. II C I 55 Nr. 12. Opracowanie zakończono w kwietniu 1930 r.

[10] Okólnik z dnia 24.07.1923, nr II G 2745 (MBIiV – Dziennik Urzędowy MSW, s. 807)

[11] Miastem zarządzał nadburmistrz (Oberbürgermeister), co odpowiada dzisiejszemu stanowisku prezydenta miasta. W latach 1922-1924 miastem zarządzał adwokat i notariusz Hans Piontek, powiązany z chrześcijańską demokracją.

[12] W czasach Republiki Weimarskiej najwyższy organ administracji terenowej (nadburmistrz, burmistrz, wójt) był także zarządcą miejscowych jednostek policyjnych, sprawującym ogólny nadzór nad wszystkimi jednostkami policyjnymi. Należy mieć na uwadze, że w owym czasie działały w Niemczech – zupełnie niezależne od siebie – różne organizacje policyjne. Podstawowymi jednostkami policyjnymi była „Schutzpolizei” (policja ochronna). Były to jednostki paramilitarne, w zasadzie skoszarowane w większych miejscowościach. Zadaniem tych jednostek było zapewnienie bezpieczeństwa i porządku (należy mieć na uwadze, że w wyniku układu wersalskiego z 1919 r. Niemcy po I. wojnie światowej dopiero w 1921 r. mogły utworzyć Reichswehrę, obejmującą zaledwie 100 tysięcy żołnierzy zawodowych). Poza tym działała policja administracyjna (Verwaltungspolizei), obejmująca policję kryminalną, policję drogową i policję polityczną (tajną). Funkcjonowała także policja porządkowa (Revierpolizei), ześrodkowana w komisariatach, mająca za zadanie utrzymywanie porządku w miejscowościach i pełniąca służbę patrolową. W niektórych miejscowościach była powoływana ponadto policja municypalna (Stadtpolizei), spełniająca obowiązki podobne do dzisiejsze straży miejskiej.

[13] W całych aktach nie powołuje się żadnych nazwisk, co potwierdza empiryczny charakter materiałów. Poszczególne osoby, wymienione w tekście są oznaczone literami alfabetu w kolejności pojawienia się, stąd mowa o nadburmistrzu „A.”, sekretarzu związków zawodowych „B.”, majorze „C.”, oficerach policji „D.”, „E.”, „F.” itd.

[14] Komenda policji mieściła się w obecnych koszarach Straży Granicznej, do których dojście prowadziło od ul. Stalmacha. Tam ulokowana była 1. sotnia z 2 oficerami i 40 policjantami. W koszarach huzarów przy ul. Zamkowej ulokowana była 2. sotnia z 2 oficerami, 20 policjantami spieszonymi i 10 konnymi. Część policji była oddelegowana na teren powiatu raciborskiego. Do dyspozycji była także 15-osobowa grupa policji z Nadrenii-Westfalii, rozlokowana w Markowicach i Nędzy. Łącznie zatem komendantowi policji (w stopniu majora policji) podlegało 6 oficerów policji, ok. 80 policjantów i 10 policjantów konnych. Przy ul. Stalmacha mieścił się także komisariat policji (Revierpolizei) z 78 policjantami, pełniącymi służbę porządkową i patrolową. W ratuszu był komisarz policji miejskiej i 20 policjantów municypalnych. Jest znamienne, że w opisanych w niniejszym artykule zdarzeniach policjanci z komisariatu i ratusza nie brali w ogóle udziału, co autorzy omawianego opracowania krytykują z całą stanowczością.

[15] Dzisiejsza ul. Mickiewicza. Dla uproszczenia w dalszym ciągu będą używane współczesne nazwy ulic i placów.

[16] W niemieckim tekście użyte zostało słowo „ersuchen” = prosić, wnosić prośbę.

[17] Ci ludzie wyszli prawdopodobnie z ul. Solnej.

[18] Owym sekretarzem związków zawodowych był zapewne wspomniany wyżej tokarz Joseph Schwedt.

[19] Chodzi o aptekę „Pod Aniołem”, która znajdowała się w miejscu dzisiejszego Miejskiego Centrum Informacji na rogu Rynku i ul. Długiej.

[20] We wspomnianym już podsumowaniu zamieszczono cierpkie słowa krytyki na nieprzemyślane działania funkcjonariuszy i bałagan, który musiał istnieć w zbrojowni policyjnych koszar.

[21] O ile w początkowej części materiału używa się wyłącznie określeń: „tłum”, „demonstranci”, „manifestanci”, „ludzie” itp. tu po raz pierwszy mówi się o robotnikach.

[22] Sąd krajowy (Landgericht) był sądem wyższej instancji, odpowiadającym w przybliżeniu obecnemu sądowi okręgowemu. W owym czasie na terenie rejencji opolskiej działały dwa sądy krajowe – w Opolu i Raciborzu. Sąd krajowy w Raciborzu, który swoją jurysdykcją obejmował także niemiecką część górnośląskiego zagłębia przemysłowego, miał swoją siedzibę przy ul. Wojska Polskiego (obecny Zakład Poprawczy).

[23] Całą akcją dowodził zastępca komendanta policji w stopniu kapitana policji, zastępujący nieobecnego komendanta, będącego majorem policji.

[24] Jest znamienne, że w budynku ratusza znajdował się komisarz policji i podległych mu 20 policjantów policji municypalnej; nie jest jednak wykluczone, że policja miejska nie była uzbrojona (w materiałach nie ma bliższych informacji na ten temat).

[25] W materiałach wielokrotnie pisze się o użyciu broni przez policjantów; nie precyzuje się jednak, czy strzelano do ludzi, albo oddano jedynie strzały ostrzegawcze.

[26] W podsumowaniu stawia się zarzut, iż nie skierowano do mostu dworcowego policjantów, którzy wskazaliby drogę oddziałowi gliwickiemu, wezwanemu do pomocy.

[27] Ul. Reymonta kończyła się wówczas na pl. Drzewnym.

[28] Zdumienie musi budzić mała sprawność techniczna pojazdów policyjnych, skoro jedna z ciężarówek zepsuła się już w Rudach. 

[29] Młodszym czytelnikom trzeba uświadomić, że ul. Długa dopiero w latach 1980-82 otrzymała dzisiejszy wygląd. Poprzednio była to normalna ulica miejska z dość ożywionym ruchem kołowym.

[30] Dr prawa Wiktor Amadeusz książę von Ratibor, książę von Corvey i książę zu Hohenlohe-Schillingsfürst (* 06.09.1847 w Rudach) zmarł w swoim pałacu w Corvey dnia 9 sierpnia 1923 r. i został pochowany w krypcie kościoła klasztornego w Rudach.

[31] Gliwicka „Oberschlesische Volksstimme” nr 221 z dnia 12.08.1923 r.

Opublikowane przez
WAW
Dołącz do dyskusji

WAW

Wydawca, redaktor naczelny - zapraszam do kontaktu autorów oraz czytelników pod adresem mailowym ziemia.raciborska@gmail.com