Kaplica Polska w Raciborzu i spory językowe

Kaplica Polska w Raciborzu i spory językowe

Kaplica Polska to część kościoła farnego (pw. WNMP) w Raciborzu, w której znajduje się ołtarz świątobliwej Eufemii Ofki Piastówny oraz ołtarz Matki Boskiej Częstochowskiej. Historię kaplicy zredagował Paweł Newerla. Poniższy tekst to fragment monografii świątyni pt. Dzieje parafii WNMP w Raciborzu, wydanej w 2005 r.

Kościół farny w Raciborzu

Według znanej raciborskiej legendy, powstanie Kaplicy Polskiej należy wiązać z kowalem Paszkiem. Działo się to w XV wieku. Jako młody czeladnik, Paszek zakochał się w córce swojego mistrza kowalskiego. Był jednak za biedny, by pojąć ją za żonę. Zakochany wyruszył więc w szeroki świat mając nadzieję na zarobienie pieniędzy, dzięki którym będzie mógł ożenić się ze swoją wybranką. Zawędrował do Opawy. Tam natrafił na publiczną egzekucję okrutnego rozbójnika. Ten, zanim zawisł na szubienicy, wyznał, że w lesie pod Raciborzem ukrył ogromny skarb. Miejsce miały wskazać trzy duże dęby. Na jednym z nich rozbójnik umieścił podkowę. Prosił tego, kto odnajdzie kosztowności, by ufundował za nie kościół, wspomógł jak najliczniejszą rzeszę biednych, a sobie pozostawił tylko tyle, ile będzie mu potrzebne na przyzwoite życie.

Paszek natychmiast wrócił do Raciborza, odnalazł dęby i wykopał skarb. Zamiast kościoła ufundował tylko kaplicę i, jak chce legenda, była to właśnie Kaplica Polska w kościele WNMP. Zapomniał o miejskiej biedocie, rychło poślubił córkę bogatego kowala i wybudował przepiękną kamienicę w narożu Rynku, naprzeciwko świątyni farnej. Żył długo i dostatnio ciesząc się szacunkiem raciborskich mieszczan, których reprezentował jako rajca.

Gdy zmarł, zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Ludzie widywali ducha Paszka ze złożonymi do modlitwy rękami. Czasami widmo prosiło o kubek z wodą. Co niektórzy słyszeli ponoć jak błagało: „Ja oszukałem skazańca, módlcie się za moją biedną duszę”. Zjawa była widziana ponoć jeszcze w połowie XIX wieku.

Kaplica Polska wymieniona jest w dokumencie biskupa Konrada, księcia oławskiego (1417-1447), wystawionym 27 marca 1436 roku. Niektórzy autorzy określają datę jej powstania na 1446 rok, nie potwierdzając jednak swych przypuszczeń żadnymi źródłami. We wspomnianym dyplomie biskupim została zatwierdzona fundacja na rzecz niemieckiego kaznodziei przy znajdującym się tu ołtarzu św. Anny. Domniemywa się, że kaplicę wzniesiono po to, by umożliwić słuchania kazań niemieckojęzycznym mieszczanom.

W lipcu 1479 roku, Klemens Tatzel i Piotr, proboszcz ze Skoczowa, który był niegdyś wikariuszem w Raciborzu, ustanowili tu fundację na rzecz zobowiązanego do odprawiania trzech mszy tygodniowo polskiego kaznodziei, rektora szkolnego i scholarów za ich śpiew a także dzwonnika. Donacja została zatwierdzona już 17 lipca tego samego roku przez biskupa.

W polskiej literaturze XIX-wiecznej i współczesnej, ustanowienie fundacji dla polskiego kapelana interpretuje się jako dowód podziałów narodowościowych w XV-wiecznym Raciborzu, których przejawem było wyrugowanie polskich mieszczan z nawy głównej do Kaplicy Polskiej. Jesienią 1889 roku na łamach Nowin Raciborskich ukazało się siedem odcinków szkicu pod tytułem Historya kaplicy „Polskiej”. Anonimowy autor pisze: „Kaplica ta zbudowaną została, co zdaje się być pewnem, dla katolików niemieckich, by w niej równocześnie z polskimi katolikami mogli odprawiać nabożeństwo. Kościół sam należał wówczas jeszcze do Polaków, co łatwo stąd wnosić można, iż kuratus polski był głównym miejskim proboszczem. To przypuszczenie nasze podziela także Przew. Ksiądz Proboszcz Weltzel z Tworkowa w swej historyi Raciborza (…). Na potwierdzenie słuszności przypuszczenia naszego to jeszcze zaznaczyć możemy, że w aktach z r. 1436 jest także mowa o fundacji dla osobnego księdza niemieckiego, który miał w kaplicy owej osobne dla Niemców odprawiać nabożeństwo”.

W dalszej części redaktor gazety wywodzi: „Lud polski tracił coraz więcej łączność z książętami i panami swymi. To znów wyszło na korzyść Niemców, którzy w tem ogólnym zamieszaniu sami sobie widocznie radzić zaczęli. Uciekając przed napadami Husytów i rycerzy rabusiów, chroniło się mnóstwo Niemców do miast i wzmacniało w nich żywioł niemiecki. Ztąd poszło że niejedna wieś niemiecka później się spolszczyła a niejedno miasto polskie się zniemczyło. Tak się stało i z naszem Raciborzem, gdzie po roku 1444, po śmierci Ks. Knawira żywiół niemiecki zaczął przeważać”.

Efekt XIX-wiecznych dociekań redaktora Nowin Raciborskich obrazuje co prawda stosunki społeczne, jakie panowały w XV-wiecznych Raciborzu, ale stosowanie do ich analizy współczesnych nam kryteriów narodowościowych może prowadzić do błędnych wniosków. W średniowieczu nie znano bowiem pojęcia narodu. Kryterium podziału stanowił natomiast język.

W Raciborzu, pomijając łacinę używaną jedynie do redagowania dokumentów i odprawiania mszy i nabożeństw, w użyciu były języki: polski, czeski i niemiecki. Z 1374 roku pochodzi pierwszy znany miejscowy dokument książęcy napisany w języku niemieckim. Piszący w początkach XIX-wieku tworkowski wikary i historyk entuzjasta Karol Gromann stanął na stanowisku, że „Jan II [Przemyślida] w swoich dokumentach przemawiał do duchownych po łacinie, a do miasta po niemiecku”. W łonie patrycjatu raciborskiego, w którego rękach znajdowała się władza nad miastem, znajdujemy w XIV wieku takie imiona, jak: Matthäus, Rodger, Frisco, Wigand, Sidilmann, Johann, Heinrich, Rudolf, Werner, Hermann, Ludwig, Wilhelm, Siboth, Dittrich czy Christian. Takie grono adresatów, potomków pierwszych zachodnich osadników z początku XIII wieku, co zrozumiałe, determinowało używanie języka niemieckiego przez książęcych kancelistów.

W 1416 roku, wśród pierwszych członków kapituły kolegiackiej przy kościele WNMP, spotykamy rodzime, polskie imiona takie jak: prepozyt Jan, dziekan Jan Warkacz oraz – sprawujących funkcję prałata, kanoników i wikariuszy – Klemensa Bogusławicza, Mikołaja Kobira, Jana z Mozeraw, Piotra z Janowic, a także Andrzeja, Szymona, Wawrzyńca, Stanisława, Jana i Mikołaja oraz kuratusa Mateusza Knawira. Pierwszym, znanym proboszczem kościoła WNMP był Bogusław. Wśród jego następców widzimy natomiast także niejakiego Gyselera. Rodzimych i rekrutujących się spośród zachodnich osadników duchownych spotykamy również wśród kanoników zamkowych i kapelanów książęcych.

W datowanym na 13 stycznia 1443 roku dokumencie dotyczącym transakcji, jaką książę Wacław Przemyślida przeprowadził z raciborskimi dominikanami, spotykamy po raz pierwszy język czeski. Personel kancelaryjny władców używał go od XVI do XVIII wieku, co sprawiło, że język niemiecki występował w dyplomach książęcych rzadko.

W XVII wieku, w okresie rządów w księstwie opolsko-raciborskim Wazów i krótki czas po nich, w dokumentach zagościł język polski. Pojawiły się polskie przekłady XIV-wiecznych aktów nadań, między innymi Jana I Przemyślidy i jego żony Anny dla raciborskich dominikanek.

Według tak zwanej Białej Księgi Bractwa Literackiego, wydanej drukiem w 1883 roku przez proboszcza Hermana Schaffera, w XV wieku konfraternia pozyskała 486 nowych członków, przy czym w odniesieniu do 138, czyli około trzydziestu procent, na podstawie brzmienia nazwisk można domyślać się ich słowiańskiego rodowodu. W interesującym nas okresie od 1436 (utworzenie fundacji dla kaznodziei niemieckiego) do 1479 (fundacja na rzecz kaznodziei polskiego) wśród członków bractwa maryjnego nie występują dysproporcje pomiędzy imionami o brzmieniu słowiańskim a niemieckim.

Jeśli wziąć jeszcze pod uwagę, że w średniowieczu i początkach ery nowożytnej język czeski od polskiego niewiele się różnił, to trudno uznać za zasadne rozpatrywanie kwestii języka kazań w Kaplicy Polskiej, jako elementu ścierania się żywiołów polskiego i niemieckiego. Żywo zainteresowany Raciborzem Jan Długosz wzmiankował: „Polacy i Czesi mają jeden język i jedno wspólne pochodzenie”. XVI-wieczny humanista włoski Piotr Paweł Vergerio pisał w jednym ze swoich listów: „Czesi i Polacy mają tę samą własną mowę i zaiste niewiele się różnią pod względem obyczajów”. Współczesny mu Marcin Kromer uznał: „Wspólny jest język ludności polskiej z Czechami”.

Zmarły niedawno raciborski historyk dr Ryszard Kincel pisał w swoim szkicu pod tytułem „Kraj hulczyński w opisach polskich ludoznawców”: „Warto zwrócić uwagę na fakt, że nawet wsie, o których wiadomo, iż jeszcze sto lat później przeważali wśród nich Morawianie, a nawet działali aktywiści czeskiego odrodzenia narodowego, były według Zimmermanna, pod koniec XVIII w, wyłącznie polskojęzyczne”. Istotna jest też konkluzja Kincla z tegoż samego tekstu: „Do tych błędnych ustaleń niemieckiego autora nawet nie można mieć pretensji, gdyż w jego czasach dialektologia, etnologia, lecz przede wszystkim świadomość narodowa były jeszcze w powijakach i jego ewentualne pytania stawiane w Kraju Hulczyńskim: czy jesteś Czechem, Polakiem, Morawianinem itd. byłyby niezrozumiałą kwestią. Bowiem procesy kształtowania się świadomości narodowej były bardzo zróżnicowane; na naszym pograniczu odbywały się one w połowie XIX stulecia, zwłaszcza w jego drugiej części”.

Kwestię języka nabożeństw w kościele WNMP wypada więc potraktować jako wyraz zmiennego w czasie zapotrzebowania ludności Raciborza, choć prawdziwe jest stwierdzenie, iż żywioł niemiecki, spośród którego rekrutowały się najbogatsze warstwy społeczeństwa, miał najwięcej do powiedzenia.

Wspomniany autor tekstu z Nowin Raciborskich konkludował: „Niemcy odebrali parafianom polskim główny kościół a przeznaczyli dla nich kaplicę swoją. Nie wynika ztąd, iż Niemcy byli wówczas w mieście liczniejszymi od Polaków, ale że byli bezwątpienia majętniejszymi i możniejszymi. Kiedy zaś zamiana ta stała, trudno dociec, nie mając przystępu do akt odnośnych”.

Proboszcz Herman Schaffer podczas swoich badań w pokolegiackim archiwum odkrył dokument z 1445 roku, w którym kaplica z ołtarzem ku czci św. Anny nazwana została „capella polonicalis”, czyli Kaplica Polska. Obok niej używana była także nazwa „kaplica nowa” oraz „kaplica św. Marcelego” czy „kaplica św. Wawrzyńca”.

Msze święte były odprawiane po łacinie przy ołtarzu głównym, dopiero po odczytaniu łacińskiego tekstu ewangelii, na ambonie powtarzano ewangelię w języku narodowym, w którym wygłaszano także kazanie; dla ludności polskiej i czeskiej w Kaplicy Polskiej, dla Niemców w nawie głównej.

Istniejące obecnie dwa przejścia pod chórem muzycznym z Kaplicy Polskiej do dwóch naw bocznych dawniej nie istniały, gdyż obie części kościoła dzielił na tej wysokości mur. W środkowej części znajdowały się drzwi umożliwiające przejście z Kaplicy do nawy głównej. W środkowej części nawy północnej istniało dodatkowe wejście do kościoła. Te drzwi do dzisiaj istnieją od strony ulicy Mickiewicza.

Obowiązywała zasada, że w czasie wygłaszania kazań drzwi łączące nawę główną z Kaplicą Polską były zamykane. Kaznodzieja niemiecki wygłaszał swoje kazanie z ambony, umieszczonej – jak dzisiaj – na lewym filarze, najbliżej prezbiterium. Natomiast kazania polskie głoszono z ambony w Kaplicy Polskiej, usytuowanej na prawym filarze, w miejscu, gdzie obecnie znajduje się ołtarz świątobliwej Ofki.

W połowie XVII wieku liczba niemieckojęzycznych wiernych znacznie się zmniejszyła, tak że „można ich było objąć jednym spojrzeniem”. Przyczyny można upatrywać w postępach reformacji, która wśród ludności niemieckiej znalazła posłuch. W tym czasie  Polacy (Czesi?) nie mogli pomieścić się w stosunkowo dużej Kaplicy Polskiej. Potwierdzeniem tego jest fragment przytaczanego już tekstu z Nowin Raciborskich: „Niespodziane odżycie żywiołu polskiego dostrzedz można w Raciborzu już około roku 1550. Od tego czasu bowiem napotkać można w aktach starych ustawiczne wzmianki o usiłowaniach polskich w celu odzyskania głównego kościoła (…). Polscy katolicy szląscy wytrwali wiernie przy świętej wierze i ani obiecankami ponętnemi, ani groźbami i prześladowaniem od niej odwieść się nie dali. Inaczej było z Niemcami szląskimi. Znaczna ich część porzuciła ojców wiarę i przejęła się nauką Lutra”. Po pożarze z 1574 roku Kaplica Polska, która ocalała z płomieni, służyła wszystkim parafianom.

W XVII wieku pomysł zamiany miejsc głoszenia polskich (czeskich) i niemieckich kazań otarł się o kurię biskupią. Sprawę poprzedził spór w łonie kapituły kolegiackiej. Polscy duchowni stanęli w opozycji wobec niemieckiego kustosza Jerzego Matthaeides’a. Biskup wrocławski kardynał Karol Ferdynand Waza, syn polskiego króla Zygmunta III, unieważnił wybór Matthaeides’a, powierzając stanowisko kustosza spolszczonemu Włochowi Colonne, nadwornemu kapelanowi Jana Kazimierza. Efektem petycji protestacyjnej wysłanej przez niemiecki kler do Wiednia była – wskutek interwencji cesarza – zmiana stanowiska przez biskupa i uznanie wyboru Matthaeides’a.

W maju 1653 roku biskupich wizytatorów zapoznano ze sprawą kazań dla ludności polskiej i niemieckiej. Tych drugich wiernych było znacznie mniej, ale najwyraźniej w łonie kapituły powstał spór o miejsca wygłaszania pouczeń dla podzielonych parafian. O rozsądzenie poproszono więc kurię. Z dekretu wspomnianego biskupa Karola Ferdynanda wynikało, że Kaplica Polska nie może pomieścić wszystkich polskojęzycznych wiernych. Wobec tego nakazano, aby zarówno polskie, jak i niemieckie kazania odbywały się w nawie głównej kościoła. O godzinie 7.00 miało być wygłaszane kazanie niemieckie, po nim należało odprawić mszę, by następnie wysłuchać polskiego kaznodziei.

Niemcy uznali, że dekret biskupi narusza ich prawa. W petycji wysłanej do Wrocławia napisali: „Nie chcemy być nieposłuszni rozporządzeniom biskupim, ale prosimy o przywrócenie dawnego porządku, gdyż do kościoła farnego posiadamy słuszne prawo”. Po ich stronie stanął magistrat, domagając się cofnięcia dekretu z 1653 roku pod groźbą wysłania skargi do cesarza. Odniosło to skutek. Kapituła zawiesiła wykonanie woli biskupa. Kazała jednak ogłosić, że Niemcy, jeżeli roszczą sobie jakiekolwiek prawa do głównej części kościoła, mają wykazać, dlaczego nie można w niej słuchać polskich kazań. Problem pozostał nierozstrzygnięty do śmierci Karola Ferdynanda w 1655 roku.

Na następnym posiedzeniu kapituły generalnej rozpatrzono pismo magistratu raciborskiego do jego następcy, biskupa Leopolda I Habsburga. Wzmiankowano w nim liczne fundacje mieszczan niemieckich na rzecz kościoła WNMP. Kapituła, w przekazanej biskupowi odpowiedzi na to pismo, stwierdziła, iż za przyzwoleniem Rzymu to jej, a nie gminie powierzono zarząd nad kościołem WNMP. Za bezzasadne uznała powoływanie się Niemców na swoją szczodrobliwość, o której kapituła nic nie wie. Mieszczanie – uznała kapituła – nie mogą potwierdzić swoich wywodów, gdyż większość wyposażenia kościelnego pochodzi z dawnych czasów. „Pamięta się, że w czasie Mansfeldów  to Niemcy chcieli zaprowadzić protestantyzm w Raciborzu, a kiedy nie udało im się siłą zagarnąć kościoła kolegiackiego, byli zmuszeni wybudować sobie własny zbór. Kapituła z własnych środków utrzymuje niemieckiego kaznodzieję, na którego Niemcy nie świadczą” – czytamy w dokumencie.

Kapituła domagała się zakończenia sporu, utrzymania biskupiego dekretu z 1653 roku i zmuszenia niemieckojęzycznych wiernych do przeniesienia się do Kaplicy Polskiej. Kościół – wskazywano – według woli fundatorów jest przeznaczony dla polskiego kaznodziei, zaś na jednego Niemca przypada dziesięciu Polaków, choć w magistracie tylko dwóch rajców mówi po polsku. Dodano, co ciekawe, iż kaplica dobudowana do kościoła nazywa się „kaplicą św. Marcelego”.

Z kolejnego pisma magistratu dowiadujemy się, że spór między Polakami i Niemcami związany jest z miejscami siedzącymi w ławkach. Niemcy poświadczyli, że wykładają więcej na zakup świec, a kaplica została zbudowana przed laty dla Polaków. Wnieśli o przywrócenie starego porządku.

Biskup zażądał kolejnych wyjaśnień od kapituły. W odpowiedzi napisano mu, że intencją nie było zaostrzanie sporu, a jedynie, ze względu na niechętne słuchanie kazań, przeniesienie Niemców do Kaplicy Polskiej. Zwrócono się do biskupa, aby swoim autorytetem upominał ich do pilniejszego uczęszczania na msze i nabożeństwa. Wyliczając niewielkie przychody wikarych i niskie świadczenia magistratu na rzecz kościoła, kapituła zażądała, aby mieszczanie pilnie chodzili na ofiary, z których dochód przeznaczony jest na utrzymanie stołu. Przypomniano, iż zwyczajem jest, aby osoby przebywające w czasie kazań w karczmach, odstawiać do więzienia i karać grzywną, z których dwie trzecie miano „przekazać ubogiemu kościołowi”.

We wrześniu 1658 roku nadeszło pismo z Wrocławia zarządzające przywrócenie starego porządku. Niemcy nadal mieli słuchać kazań w nawie głównej, a Polacy w Kaplicy Polskiej. Z radości z odniesionego zwycięstwa Niemcy ufundowali nową ambonę. Kaplica służyła Polakom do 1810 roku. Potem msze dla nich odprawiano w kościele podominikańskim.

„Lud polski zniósł ze spokojem nową tę krzywdę i nowe upokorzenie. Wierni katolicy polscy za nadto szanowali powagę książąt Kościoła, by mieli się przeciwko woli ich buntować, chociaż działa im się krzywda, lub odwoływać się do władzy świeckiej, jak to czynili ich współwyznawcy niemieccy” – konkludował redaktor Nowin Raciborskich w 1889 roku, nie kryjąc satysfakcji z faktu, że owa kazalnica wzniesiona przez Niemców „została w sto lat później przez zarwanie się wieży i sklepienia na kawałki strzaskaną”.

W tekście z Nowin Raciborskich znajduje się cenny opis Kaplicy Polskiej, znany autorowi z autopsji: „Wnętrze jej smutne i zaniedbane odbija dziwnie od pięknie przystrojonego kościoła głównego. Każdemu Polakowi, który się tam zabłąka, zdaje się, że te popękane ściany, te zakurzone obrazy przypominają ludowi szląskiemu krzywdy i niesprawiedliwości, jakich niemało doznał w ciągu długich wieków niedoli i utrapienia”.

Opublikowane przez
WAW
Dołącz do dyskusji

WAW

Wydawca, redaktor naczelny - zapraszam do kontaktu autorów oraz czytelników pod adresem mailowym ziemia.raciborska@gmail.com