Ewakuacja Raciborza i walki o miasto
W dniu 20 stycznia 1945 r. ogłoszono nakaz ewakuacji Raciborza. Według danych niemieckich około 30 procent ludności zawodowo związanej z ważnymi celami wojennymi opuściło miasto. W dzielnicach rolniczych pozostał znacznie większy odsetek ludności. Przypomnijmy, że 26 stycznia wojska radzieckie zajęły – jako pierwszą miejscowość ziemi raciborskiej – Rudy.
Dnia 2 lutego miał miejsce zmasowany nalot sowieckich samolotów na Racibórz. Przez miasto przejeżdżały wówczas kolumny żołnierzy i uciekinierów. Następnego dnia odbył się kolejny, jeszcze większy nalot na miasto. Żadne z źródeł nie podaje rozmiaru poniesionych przez miasto strat. 8 lutego oddział Armii Czerwonej podszedł pod Dębicz i do Obory. W wyniku ciężkich walk te wojska zostały zmuszone do odwrotu.
Był piątek, dnia 9 lutego 1945 roku; przez miasto przejeżdżał samochód z zamontowanym dużym głośnikiem. Ogłaszał obowiązkową ewakuację miasta. Informowano o wstrzymywaniu wydawania kartek żywnościowych, co miało zachęcić do opuszczenia Raciborza. Dowództwo wojskowe i kierownictwo partyjne podejmowało kolejną próbę ewakuacji, szczególnie dziewcząt od 16. roku życia i kobiet do 50 lat. Konfiskowano takim osobom dokumenty, informując, że zostaną im zwrócone na stacji kolejowej w Studziennej, skąd odchodziły pociągi repatriacyjne.
Funkcjonariusze Gestapo nachodzili Ernsta Diebla, ewangelickiego pastora miejskiego, domagając się oficjalnego opublikowania w kościele obowiązku ewakuacji. Pastor Diebel pisze w: „Ratibor Stadt und Land an der oberen Oder” Bonn 1994, s. 396], że odmówił „z powodu braku pełnomocnictw do takiego politycznego aktu”. Gestapowcy żądali także zaprzestania odprawiania nabożeństw. I tego pastor odmówił, ponieważ jego parafianie, pozostali jeszcze w mieści, tłumnie przychodzili do kościoła i wymagali opieki duchowej. Kościół mieścił się na rogu dzisiejszych ulic Ogrodowej i Wileńskiej, gdzie obecnie znajduje się szkoła muzyczna.
Generał Gotthard Heinrici nakazał 11. korpusowi armijnemu Wehrmachtu atak na pozycje Armii Czerwonej na północ od Raciborza na zachodnim brzegu Odry. Ponosząc wielkie straty wojska niemieckie musiały się jednak wycofać. Niemiecka 371. dywizja pancerna została przez wojska radzieckie odepchnięta w okolice Baborowa i Głubczyc. Żołnierze 97. bawarskiej dywizji strzelców alpejskich („Alpenjäger”) w okolicach Pawłowa i Pietrowic Wielkich broniły Raciborza od zachodu. Jednak 28 marca radzieckie czołgi przedarły się już do Krowiarek.
Od Niedzieli Palmowej (25 marca) niewielka liczba Raciborzan, pozostająca jeszcze w mieście, bez przerwy siedziała w piwnicach i schronach przeciwlotniczych. Prawie bezustannie trwały naloty radzieckich dwupłatowych samolotów wielozadaniowych Po-2 (od konstruktora Nikołaja Polikarpowa), zwanych popularnie „kukuruźnikami”, zrzucających bomby i strzelających z broni pokładowej do wszystkiego, co ruszało się na ulicach. Te bomby, dość małych rozmiarów, były ręcznie zrzucane przez drugiego członka załogi samolotu. W Wielki Czwartek, dnia 29 marca już się w Raciborzu nie strzelało. Dnia 30 marca o godz. 4.00 nad ranem w mieście zawyły syreny. Ludzie sądzili, że to koniec walk o Racibórz. Tymczasem krótko po godzinie 4.00 miastem wstrząsnęła ogromna detonacja. To Niemcy wysadzili most zamkowy. Krótko po tym kolejna detonacja od strony mostu kolejowego nad Odrą i niemal jednocześnie wysadzony został most Bernerta, tzw. „dwu-fenigowy”, w ciągu ul. Piaskowej. Dodajmy, że zdetonowano także wszystkie cztery mosty nad kanałem Ulga – na ul. Rudzkiej (do Markowic), kolejowy, w przedłużeniu ul. Rybnickiej (do Dębicza) oraz na ul. Sudeckiej (do Nieboczowów).
Raciborzanie mają prawo zadać pytanie: po co te mosty wysadzano? Niemieckie wojska na wschodnim brzegu Odry zostały już wycofane w kierunku Morawskiej Ostrawy. Generał Gustav Hundt, dowódca wspomnianej dywizji strzelców alpejskich, jednocześnie komendant obrony miasta, zdążył Racibórz także wcześniej opuścić. Generał musiał posiadać informacje, że oddziały radzieckie zbliżają się do Raciborza od północy, jednak na zachodnim brzegu Odry, zaś od wschodu niewiele Raciborzowi groziło.
W wydanej w 1965 r. przez Wydział Agitacji i Propagandy KW PZPR w Opolu książeczce autorstwa płk. Bolesława Dolaty („Wyzwolenie Opolszczyzny przez Armię Radziecką w roku 1945”) pisze o znajdujących się rzekomo w pobliżu kanału Ulgi „fortyfikacjach typu stałego, połączonych podziemnymi tunelami komunikacyjnymi, żelazo-betonowych schronach bojowych, stalowych kopułach pancernych” itp. Nie jest wykluczone, że płk. Dolata skojarzył to sobie w „Wałem Pomorskim”. Jednak wiadomo, że nigdy pod Raciborzem takich fortyfikacje nie było. W każdym razie wojska radzieckie, wkraczając w Wielki Piątek (30 marca) do Ostroga, nie napotkały na żadne punkty oporu. Dodajmy jeszcze, że wysadzanie mostów na nic się nie zdało. Już w Niedzielę Wielkanocną (1 kwietnia) radzieccy saperzy zdążyli wybudować most pontonowy 180 m powyżej zniszczonego mostu zamkowego. Wkrótce obok mostu pontonowego na wprost ul. Środkowej zbudowano most drewniany, który służył zresztą Raciborzowi do lat 1950. – do odbudowy mostu zamkowego.
W Wielki Piątek wojska radzieckie wkroczyły nie tylko do Ostroga, ale także do Starej Wsi, gdzie o godzinie 5.30 zjawił się niewielki oddział wojsk na ul. Kozielskiej. Jak to zatem było z zajęciem, czy „wyzwoleniem” Raciborza? Wspomniany już pastor Diebel zapisał, że „w Wielką Sobotę (zatem 31 marca) Racibórz padł w ręce Rosjan”. Nie podaje jednak informacji o walkach i strzałach. Herbert Hupka, późniejszy przewodniczący Ziomkostwa Ślązaków w RFN, jeszcze później oznaczony medalem „Za zasługi dla Raciborza”, przebywał pod koniec marca w Raciborzu. Według jego zapisków – 29 marca „trwa stały ostrzał”, a „jednostki SS i Volkssturmu rzucają się do ucieczki”. 30 marca zbombardowano jego dzielnicę, a mieszkał przy ul. Parkowej. 31 marca rankiem zbierając krokusy w parku koło stawu przy ul. Bema spotyka wielu Rosjan – „drugi napotkany zabiera mi buty, a kolejny zegarek” – nic o walkach. Oficjalne źródła niemieckie piszą ogólnikowo o „żołnierzach rosyjskich posuwających się wzdłuż domów z bronią gotową do strzału. Później nadeszły większe jednostki zagrzewane do walk śpiewaniem pieśni bojowych. Po nich nadjechały oddziały pancerne. Uwagę zwraca duża liczba kobiet w mundurach. Marsz trwał prawie cały dzień.” Znowu nic o walkach.
Jeżeli natomiast uwzględnić polskie źródła lokalne odnosi się wrażenie, że o Racibórz trwały mordercze walki, które spowodowały ogromne zniszczenia miasta. Jerzy Pająk pisze o sytuacji w Raciborzu: „Przez całą noc z 30 na 31 marca 1945 r. trwały pełne napięcia walki uliczne, padały jeden po drugim punkty oporu. Miasta broniło trzytysięczny garnizon, w większości formacji SS […] Od rana grupy szturmowe niszczyły przeciwnika w śródmieściu. 31 marca o godz. 8. rano […] wojska 60. armii […] wyzwoliły Racibórz. […] Wieczorem 31 marca padły ostatnie ogniska oporu. W czasie walk w mieście, w bunkrach i domach przystosowanych do obrony, nieprzyjaciel stracił 1500 zabitych żołnierzy niemieckich. Ogółem na przedpolach miasta i w mieście Niemcy stracili trzy tysiące zabitych i przeszło tysiąc wziętych do niewoli, 51 czołgów, dział pancernych i transporterów opancerzonych. Straty wojsk radzieckich w mieście były znaczne. W walkach poległo blisko 1000 żołnierzy i oficerów” („Kształtowanie się władzy ludowej w Raciborskiem” w: „Szkice z dziejów Raciborza”, Katowice 1967, s. 213). Wyliczając zniszczenia w mieście autor dodaje „odpowiedzialność za to ponoszą wojska niemieckie, które świadomie przekształciły miasto w twierdzę, skazując je na zniszczenie” (s. 217). Inny autor, Jan Kalemba, w swoim tekście „W okresie II wojny światowej” (w: „Racibórz – Zarys historii miasta”, Katowice 1981, s. 177) relacjonuje: „Od stycznia do końca marca 1945 roku Niemcy starali się zamienić Racibórz w jedną z twierdz nie do zdobycia przez Armię Radziecką […] Domy zamieniono na punkty oporu […] Nocą 30 marca 1945 roku Racibórz został okrążony. Przez trzy dni armia radziecka bezskutecznie próbowała wedrzeć się do miasta. Cały wieczór artyleria […] burzyła nieprzyjacielskie umocnienia, po czym nastąpił szturm na miasto. Przez całą noc z 30 na 31 marca trwały pełne napięcia walki uliczne…”, po czym autor powtórzył dosłownie, przytoczone wyżej, wywody Jerzego Pająka.
Obaj powołani autorzy informują, że „dnia 31 marca, o godz. 8 rano, dowódca frontu przesłał do Sztabu Generalnego meldunek, w którym donosił, że wojska 60. Armii generała lejtnanta Kuroczkina wyzwoliły Racibórz”. Radzieckie Biuro Informacyjne natomiast zawiadomiło, iż „wyzwolenie Raciborza” nastąpiło 31 marca po południu. Jak było naprawdę – wydaje się mało ważne. Istotne jest, że walki o Racibórz – o których (oprócz wywodów dwóch wspomnianych autorów) nic nie wiemy, musiały mieć dla morale radzieckich żołnierzy duże znaczenie, ponieważ Radzieckie Biuro Informacyjne (Sowjeckoje Informbiuro) rozpowszechniało fotografię pokazującą grupę żołnierzy radzieckich zawzięcie walczących na barykadzie na raciborskim Rynku (fotografię zamieszczamy poniżej). Znane jest także zdjęcie plutonu sowieckich moździerzy (patrz niżej) na raciborskim Rynku. Jakoś na tej fotografii nie widać barykady z cegieł… Potwierdza to, iż zdjęcie z walkami na barykadzie jest fotomontażem.
Racibórz doznał jeszcze jednego zaszczytu: Głównodowodzący, Wódz Naczelny, Marszałek Związku Radzieckiego, towarzysz Józef Stalin, rozkazem nr 321 z dnia 31 marca 1945 roku, nakazał, aby „31 marca o godzinie 21.00 w stolicy naszej Ojczyzny, Moskwie, 12 salwami artyleryjskimi ze 124 dział uczczono zdobycie »goroda RATIBOR«” (miasta Raciborza). Wydaje się atoli, że ten komunikat o zdobyciu „goroda Ratibor” został trochę zdeprecjonowany faktem, że tow. Stalin – obok Raciborza – wymienia także zdobycie „goroda BISKAU”, czyli dzisiejszej Nowej Cerekwi za Kietrzem. W każdym razie samo zdarzenie – zdobycia tych dwóch miast, musiało dla Armii Czerwonej mieć duże znaczenie, ponieważ z tego powodu wydano nawet specjalny dyplom dla zasłużonych żołnierzy – reprodukujemy go wśród ilustracji.
Występują jeszcze pewne wątpliwości. Według komunikatu „Sowinformbiuro” zdobycie »goroda RATIBOR« należy zawdzięczyć I Frontowi Ukraińskiemu. Powołani wyżej polscy autorzy wskazują jako „wyzwolicieli” – 60. Armię generała lejtnanta Pawła Kuroczkina. Jest jednak faktem, że 60. Armia w tym czasie wchodziła w skład IV Frontu Ukraińskiego. Skoro jednak w dniu 4 kwietnia 1945 r. w Raciborzu przebywał generał armii Andriej Jeremienko, dowódca IV Frontu Ukraińskiego, komunikat „Sowinformbiura” należy chyba uznać za błędny.
W źródłach można spotkać relację, że pododdział 18. dywizji grenadierów pancernych SS jeszcze 1 kwietnia 1945 r. prowadził potyczki w południowo-zachodniej części miasta. Z niedowierzaniem Raciborzanie przyjmą zapewne twierdzenie, że „grenadierzy pancerni SS rozlokowali się na brzegu Psiny”. Występują także informacje, że wówczas na stacji kolejowej w Studziennej pod parą stał pociąg ewakuacyjny. Ten pociąg miał rzekomo około południa 1 kwietnia odjechać w kierunku Chałupek i Bogumina. Ta informacja świadczy o nieznajomości rzeczy. Pociąg, który ze stacji Studzienna chciałby pojechać w kierunku Chałupek, musiałby najpierw pojechać w stronę Raciborza, aby na wysokości cukrowni wjechać na tor do Chałupek. Jedyny kierunek, jaki mógł obrać ten pociąg to Krzanowice–Opawa. Nawet jazda w kierunku Głubczyc i Racławic nie była już możliwa, ponieważ Głubczyce od 18 marca były zajęte przez Armię Czerwoną. Nie są potwierdzone informacje o wspomnianym pociągu. W każdym razie autorzy tej informacji co najmniej wyciągają nieuprawnione wnioski, wynikające z nieznajomości miejscowych realiów. Z map wynika bowiem istnienie linii kolejowej ze Studziennej w kierunku Chałupek, jednak ten tor kolejowy nie był czynny z powodu braku mostu nad istniejącą linią Racibórz–Chałupki.
Paweł Newerla