Chłopski syn z Lysek – przyjaciel wnuka cesarzowej Austro-Węgier

Chłopski syn z Lysek – przyjaciel wnuka cesarzowej Austro-Węgier

Górny Śląsk ciągle jest mało znany i doceniany – ujawnia się sporadycznie, często zdeformowany uproszczeniem. Dla osób spoza regionu bywa on ciemną pokopalnianą hałdą poniżej której zamieszkują ludzie używający dziwnego narzecza. Dla tych, których los tutaj rzucił Górny Śląsk jest nierzadko ziemią obcą z której uciekli Niemcy, dla wielu zaś Niemców jest on utraconą krainą niegdyś mlekiem i miodem płynącą, która wpadła w ręce ludzi nieodpowiedzialnych.

Prawda jest inna. Górny Śląsk jest miejscem na ziemi, które ma własne dzieje i wielopłaszczyznową tożsamość. Opowiada z trudem o sobie, bo nie łatwo mu się przebić przez gąszcz krzyżujących się opowieści snutych w różnych językach. Kiedy jednak przedrze się ze swoją, słuchacze przecierają oczy ze zdumienia, dziwiąc się, że tak długo nie dostrzegali urody Kopciuszka, który przecież od zawsze żył obok nich.

Historia jest jak z baśni, choć nieco mrocznej. Chłopski syn, Joseph Benedict Polednik urodził się w cysterskich Rudach w 1798 roku. Jego ojciec pracował dla zakonników, wznosząc budowle wodne, jego dziadek zaś był młynarzem w Rydułtowach. Rodzinny młyn kupił z czasem Joseph Doms, raciborski kupiec, po to by na jego terenie zbudować kopalnię zasilającą w węgiel młyn parowy w Brzeziu. Kopalnia pracuje po dziś dzień, a jej hałda z najdalszych okolic dawnego księstwa raciborskiego wskazuje na gniazdo rodzinne Josepha Benedicta Polednika.

Młody chłopak szybko stracił ojca, który przytomnie przed śmiercią umieścił swego syna w cysterskim gimnazjum. Joseph Benedict Polednik został jego absolwentem, po czym rozpoczął karierę urzędniczą w rudzkim sądzie. Przyszło mu wchodzić w dorosłość w czasach dramatycznych, ponieważ widział dwukrotnie przemarsze wojsk napoleońskich zmieniających jego dotychczasowy świat na zawsze. W Rudach zatrzęsła się ziemia, bo kilkusetletnie opactwo cysterskie założone przez księcia Władysława opolskiego zostało przejęte przez króla pruskiego, sami zaś zakonnicy rozpędzeni na cztery wiatry. Młody urzędnik z Rud zaczął pracować dla nowego właściciela zakonnych dóbr, księcia raciborskiego – Wiktora Amadeusza z Hesji-Rotenburga. Praca książęcego urzędnika polegająca na przekształcaniu własności pocysterskiej, zyskała uznanie arystokraty, który musiał dodatkowo podjąć trud sformalizowania uwłaszczania chłopów. W tym ostatnim przypadku Joseph Benedict Polednik okazał się być również sprawny, co pośrednio uruchomiło lawinę zleceń okolicznej szlachty zmagającej się ze sprawami administracyjnymi i finansowymi. Młody urzędnik w wieku lat trzydziestu czterech stał się na tyle zamożny, że za zarobione pieniądze kupił majątki rycerskie w Lyskach i Nowej Wsi. Rzecz była o tyle sensacyjna, że poprzedni właściciele von Stillfriedowie i von Tluckowie reprezentowali stare, kilkusetletnie rody szlacheckie. Joseph Benedict Polednik kupił owe dobra, ponieważ poprzedni właściciele byli zadłużeni wskutek własnej nieporadności. Nowy właściciel, pozbawiony kompleksów wobec szlacheckiej tradycji, podwoił wartość nabytych dóbr w ciągu dwudziestu lat – kupił kurę znoszącą złote jajka. Cieszył się, że wielki majątek ziemski stanie się udziałem jego jedynego syna, Eduarda Polednika.

Przyszły dziedzic nowej fortuny urodził się w 1829 roku, a jego ojciec, wzorem swojego, postanowił zapewnić mu dobre wykształcenie. Syn lyseckiego właściciela dóbr rycerskich pobierał więc nauki w raciborskim gimnazjum, mieszkając na stancji u swego nauczyciela, Königa. Niestety, w 1846 roku Eduard zmarł podczas zimowych ferii. Lekarz określił przyczynę zgonu jako zapalenie mózgu. Zrozpaczony ojciec jeszcze w dniu śmierci postanowił przeznaczyć majątek na pomoc potrzebującym, tych zaś było coraz więcej, bo na Górnym Śląsku śmiertelne żniwo zbierała zaraza tyfusu – w niektórych miejscowościach zmarła wtedy nawet co trzecia osoba. Wskutek sugestii biskupa wrocławskiego Joseph Benedict Polednik postanowił zbudować przytułek dla dziewcząt-sierot, ofiar tyfusu. Budowla została wzniesiona w 1849 roku. Do czasów Ottona von Bismarcka za edukację i lecznictwo odpowiedzialny był Kościół, wobec tego decyzją metropolity wrocławskiego w Lyskach pojawiły się, głownie z Opawy, siostry Zakonu Niemieckiego, czyli krzyżaczki. Nazwa zakonu wywołuje sporo negatywnych i częściowo uzasadnionych skojarzeń. Częściowo, ponieważ po sekularyzacji państwa krzyżackiego zakon pozostał wierny katolicyzmowi, wskutek czego przeniósł się do Austrii. Funkcjonuje tam po dziś dzień. W XIX wieku, wielki mistrz krzyżacki, arcyksiążę Maximilian Este-Habsburg, wnuk cesarzowej Marii Teresy postanowił, że zakon wróci do swoich korzeni, czyli przede wszystkim do niesienia pomocy chorym i ubogim. W dziele reformowania pomagał mu ksiądz Peter Rigler, w sprawie którego obecnie toczy się proces beatyfikacyjny. Warto odnotować, że w czasach Adolfa Hitlera krzyżacy byli zakonem prześladowanym ze względu na związki z katolicyzmem. Rudolf Münzberg, raciborski księgarz i późniejszy kurator fundacji Polednika pisze w szkicu historycznym poświęconym swojemu pracodawcy, że: 7 sierpnia 1855 roku wielki mistrz, arcyksiążę Maksymilian Habsburg złożył w Lyskach swoją pierwszą wizytę w towarzystwie księcia raciborskiego, jego małżonki oraz landgrafa Fürstenberga i biskupa metropolity Henryka.

Wizyta wnuka Marii Teresy w prowincjonalnych Lyskach była nie lada wydarzeniem dla okolicznej szlachty, tym bardziej, że austriacki arystokrata ujęty postawą Polednika wskazywał go jako wzorzec filantropa. Lysecki potomek chłopów i wielki mistrz zakonu krzyżackiego zaprzyjaźnili się do tego stopnia, że ten ostatni jeszcze wielokrotnie odwiedzał posiadłość Polednika i projektował rozbudowę budynków fundacji, włączając istniejącą po dziś dzień kaplicę św. Józefa. Raciborska para książęca również wspierała działania lyseckiego urzędnika, fundując stypendia dla części podopiecznych, podobnie jak biskupi wrocławscy. Juliusz Roger, książęcy lekarz też uległ inspiracji Josepha Benedicta Polednika, lecząc bezpłatnie jego podopieczne, a z czasem, inicjując budowę szpitala w Rybniku.

Realizacja szlacheckiej i chrześcijańskiej jednocześnie etyki służenia ubogim i pokrzywdzonym natrafiła niestety na przeszkody w postaci ambicji sekularyzacyjnych najpierw państwa pruskiego, a później niemieckiego w osobie Ottona von Bismarcka.

Po śmierci wielkiego mistrza w 1866 roku Prusacy bezceremonialnie zajęli dobra krzyżackie w Zopowach koło Głubczyc i w Gródczankach koło Pietrowic Wielkich. Nowy mistrz krzyżacki zareagował uzasadnionym oburzeniem i nakazał wycofać się zakonnicom z Lysek, zakładając nieobliczalność państwa pruskiego. Zakonnice krzyżackie zostały zastąpione przez boromeuszki z Trzebnicy, prowadziły swoją służbę do roku 1878, kiedy to administracja pruska zarządziła zamknięcie ośrodka. Mimo tego, że Joseph Benedict Polednik zmarł w 1882 roku, to doczekał zwycięstwa zza grobu, bo państwo pruskie nie mogąc zagwarantować dostatecznej liczby nauczycieli świeckich, zgodziło się na powrót zakonnic do Lysek. Ponowienie działalności zakładu wychowawczego w Lyskach przypada na rok 1886 i jest dziełem siostry przełożonej Edeltraudy Glombik ze Starej Wsi, dzielnicy Raciborza. Zakonnica spoczywa obok kaplicy cmentarnej rodziny Poledników w Lyskach.

Zachwyt wnuka Marii Teresy nad nowatorstwem lyseckiego filantropa był całkowicie uzasadniony. Zakonnice w drugiej połowie XIX wieku uczyły w Lyskach swoje podopiecznie nie tylko elementarnych zajęć gospodarskich, ale nade wszystko nowoczesnego zarządzania majątkiem, języków obcych: angielskiego i francuskiego, a także nauki gry na pianinie. Wszystko po to, by pozbawione środków do życia dziewczyny mogły awansować społecznie i stać się finansowo niezależne. Co więcej, poza sierotami zakonnice kształciły odpłatnie dzieci okolicznych chłopów, co zmieniło edukacyjny obraz regionu na lepszy. Ośrodek funkcjonował do 1939 roku, kiedy to Niemcy go znacjonalizowali i zamienili na Polenlager – obóz pracy dla Polaków. W czasach PRL-u ośrodek stał się miejscem opieki dla chronicznie chorych, obecnie, funkcjonuje jako ośrodek pomocy społecznej, co pokazuje, że droga lyseckiemu filantropowi idea, by nieść pomoc potrzebującym ciągle się materializuje, choć w nieco innej formie.

Życie Josepha Benedicta Polednika, chłopskiego syna z Lysek dowodzi, że prawdziwa i uniwersalna wielkość może pojawić się nawet w małej wiosce pomiędzy Raciborzem i Rybnikiem i nie stanie jej na przeszkodzie żaden negatywny stereotyp. Skoro taka niezwykła historia wydarzyła się raz i to z dala od wielkich centrów kultury, to oznacza, że wydarzać się może ona zawsze i wszędzie. Grzechem byłoby nie wziąć tego pod uwagę wstając rano z łóżka.

Jan Krajczok

Losy Josepha Benedicta Polednika zostały opracowane przez Jana Krajczoka w oparciu o tekst Rudolfa Münzberga pochodzący z końca XIX wieku. Książka ujrzała światło dzienne dzięki Oficynie Wydawniczo-Poligraficznej HALEGG w Krzyżanowicach. Publikację można nabyć głównie w bibliotece gminnej w Lyskach.

 

Opublikowane przez
WAW
Dołącz do dyskusji

WAW

Wydawca, redaktor naczelny - zapraszam do kontaktu autorów oraz czytelników pod adresem mailowym ziemia.raciborska@gmail.com