Władcy Górnego Śląska wobec idei zjednoczenia Polski

Władcy Górnego Śląska wobec idei zjednoczenia Polski

Gdy więc Bolesław stał na straży kraju i wszelkimi siłami dbał o sławę ojczyzny, zdarzyło się właśnie, że zjawili się Morawianie, chcąc ubiec gród Koźle w tajemnicy przed Polakami. Wówczas to Bolesław wysłał pewnych rycerzy celem zajęcia, jeśliby to było możliwe, Raciborza, sam jednak dla tej przyczyny nie zaniechał łowów i wypoczynku. Owi zaś zacni rycerze odeszli i stoczyli walkę z Morawianami, w której kilku zacnych spośród Polaków padło w boju, jednak ich towarzysze odzierżyli pole zwycięskiej bitwy i gród [zdobyli]. Tak to wybici zostali Morawianie w walce, a owi w grodzie [Raciborzu], nie wiedząc o niczym, zostali zagarnięci – brzmi redakcja fragmentu słynnej Kroniki Galla Anonima. Kronikarz księcia Bolesława Krzywoustego wzmiankuje tu wydarzenia z 1108 roku, kiedy to doszło do kolejnego polsko-czeskiego konfliktu zbrojnego. Polacy zajęli wówczas Racibórz, a dokładnie gród na prawym brzegu Odry, w miejscu gdzie dziś stoi raciborski zamek. Gall Anonim określa go mianem castellum Ratibor, a zatem było to centrum militarno-administracyjne kasztelanii, położonej na dawnym terytorium plemiennym Golężyców (Golensizi), wzmiankowanych w połowie IX wieku przez Geografa Bawarskiego w Opisie grodów i ziem z północnej strony Dunaju (tzw. Zapiska karolińska).

Jeszcze za życia księcia Bolesława Krzywoustego (1086-1138) rządy namiestnicze na Śląsku, w tym kasztelanii raciborskiej, sprawował jego najstarszy syn Władysław (1105-1159), znany w historiografii z przydomka Wygnaniec. Na mocy testamentu ojca – jako zwierzchni władca Polski – objął rządy nad dzielnicą senioralną (Małopolska, wschodnia Wielkopolska i Kujawy) oraz dziedziczne nad Śląskiem. Wskutek przegranego konfliktu z młodszym, przyrodnim rodzeństwem musiał w 1146 roku uchodzić z Polski najpierw do Pragi a potem do Niemiec, tracąc wspomnianą władzę senioralną oraz dziedziczną nad Śląskiem na rzecz młodszego brata, księcia Bolesława IV Kędzierzawego. Razem z nim uszła żona, córka Leopolda III Świętego, księżna Agnieszka z austriackich Babenbergów (1111-1163) oraz synowie Bolesław, Mieszko i Konrad. Niepowodzeniem zakończyły się próby powrotu na tron krakowski, podjęte przy wsparciu możnych protektorów – królów Konrada III Hohenstaufa (1093-1152) oraz Fryderyka I Barbarossy (ok. 1122-1190). Ten drugi co prawda najeżdżając ziemie polskie odniósł militarny sukces w starciu z braćmi Władysława, ale niespodziewanie nie podjął tematu jego powrotu do Krakowa.

Już po śmierci rodziców w 1163 roku, przy wsparciu Fryderyka I Barbarossy, do Polski wrócili dwaj synowie Wygnańca – najstarszy Bolesław zwany Wysokim (1127-1201) oraz Mieszko zwany Laskonogim[1] (pom. 1131-46 – 1211). Rozpoczęli wspólne rządy w dzielnicy śląskiej, oddanej im przez księcia Bolesława IV Kędzierzawego. Senior zachował jednak kontrolę nad najważniejszymi grodami. W 1165 roku Bolesław i Mieszko wyparli ze Śląska hufce stryja, ale już wkrótce nieporozumienia dotyczące podziału władzy w ojcowiźnie doprowadziły pomiędzy nimi do sporu, zakończonego w 1172 roku wygnaniem przez Mieszka (sprzymierzonego z Bolesławem Kędzierzawym) starszego brata. Skutkiem tego była zbrojna interwencja Fryderyka Barbarossy i niekorzystny dla Mieszka podział Śląska na dwie dzielnice – Dolny Śląsk oraz Opole otrzymał Bolesław, znacznie mniejsze władztwo górnej Odry (kasztelanie raciborską i cieszyńską) ze stolicą w Raciborzu Mieszko.

Gruntownie wykształcony w Niemczech, ambitny władca Raciborza skupił się na powiększeniu terytorium swojej dzielnicy, przyłączając kosztem Małopolski kasztelanie bytomską i oświęcimską, a potem Opole, tworząc księstwo opolsko-raciborskie z najważniejszymi grodami w Raciborzu (stołeczny z kancelarią i mennicą), Opolu, Cieszynie, Bytomiu i Koźlu. Władca był wyjątkowo hojny dla Kościoła, wspierając zakony i fundacje kościołów parafialnych, między w lokowanym na lewym brzegu Odry mieście Racibórz (według tradycji początki kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny sięgają 1205 roku). Bogate w ołów i srebro kopalnie pod Bytomiem oraz akcja zasiedlenia słabo zaludnionych ziemi górnej Odry kolonizatorami z Europy Zachodniej szybko zaowocowała rozwojem gospodarczym. Zasobny w gotówkę książęcy skarbiec w Raciborzu (władca bił własny brakteat ze słowiańskim napisem Milost, czyli miłość) wzmocnił potencjał militarny księstwa. Na polu dyplomatycznym Laskonogi kierował wzrok w stronę Krakowa, chcąc śladem ojca przejąć władzę zwierzchnią nad krajem. Już w 1194 roku, po śmierci Kazimierza Sprawiedliwego, był brany pod uwagę jako kandydat na tron senioralny. Ustąpił jednak wówczas pola stryjowi Mieszkowi Staremu (1122/25-1202).

Mieszko I Laskonogi (Plątonogi)

Własne ambicje polityczne – już jako najstarszy żyjący potomek księcia Bolesława Krzywoustego, zgodnie z jego testamentem oraz przy wsparciu papieża Innocentego III wyrażonym w bulli Significavit nobis – książę Mieszko IV Laskonogi zrealizował w 1210 roku, sięgając po władzę zwierzchnią nad Polską. Zmarł 16 maja 1211 roku w Krakowie tytułując się dumnie dux Polonorum. Jako pierwszy książę opolsko-raciborski, pan Krakowa, dzielnicowy władca Polski spoczął na Wawelu, najprawdopodobniej w krypcie pw. św. Leonarda. Dokładne miejsce jego pochówku nie jest dziś znane.

Następca Mieszka, książę Kazimierz (1178/79 – 1229/30), jedyny poświadczony źródłowo syn (imię otrzymał po ojcu chrzestnym, Kazimierzu Sprawiedliwym) i dziedziczny książę opolsko-raciborski, skupił się na sprawach wewnętrznych księstwa, ustanawiając miastem stołecznym Opole, gdzie za życia ojca dochodził lat sprawnych, a potem współrządził dzielnicą. Kontynuował akcję osadniczą, popierał dążenia emancypacyjne Kościoła oraz szukał porozumienia z krewniakami – juniorami dynastii piastowskiej. W 1217 roku – wraz z królem Węgier Andrzejem II – wziął udział w wyprawie krzyżowej do Ziemi Świętej. W drodze powrotnej, prawdopodobnie w Wielkim Tyrnowie – jednej z historycznych stolic Bułgarii, wziął za żonę Violę, jak utrzymuje część badaczy córkę cara Iwana II Asena. Po śmierci pochowano go w klasztorze norbertanek w Czarnowąsach. Z Bułgarką miał dwóch synów – Mieszka zwanego Otyłym (1220-1246) i Władysława (1225-1282) oraz córkę Eufrozynę (1228/30-1292), późniejszą księżnę kujawską i pomorską, matkę króla Władysława Łokietka.

Kazimierz opolsko-raciborski

Rządy Mieszka Otyłego, męża Judyty – córki księcia Konrada mazowieckiego, przypadły na burzliwy okres najazdu mongolskiego (1241). Władca zapisał co prawda na swoim koncie zwycięstwo nad wojskami ordy w okolicach Raciborza, wziął udział w bitwie pod Legnicą i wyprowadził z pogromu swoje hufce, a Mongołom nie udało się zdobyć raciborskiego grodu ani lewobrzeżnego miasta, lecz zniszczenia na terenie księstwa były ogromne. Mieszko zasłynął z hojności wobec Kościoła, ciesząc się statusem konfratra joannitów i dobrodzieja raciborskich dominikanów, u których złożono jego doczesne szczątki. Śmierć władcy poprzedził jednak aktywny udział, w tym wojskowy, w staraniach teścia o tron krakowski. Górnośląski władca przesunął dzięki temu granice księstwa aż do Lelowa pod Krakowem. Niestety, prawdopodobnie wskutek wywołanej chorobą bezpłodności, nie doczekał się potomstwa.

Mieszko Otyły na karcie graduału raciborskiego

Scheda przypadła młodszemu bratu, księciu Władysławowi, choć na drodze do jej przejęcia stanął Zakon Szpitala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, hojnie uposażony przez Mieszka w testamencie spisanym tuż przed śmiercią. Krzyżacy sfałszowali w Perugii dokument, rzekomo przekazujący im władzę nad Raciborzem, Cieszynem i Koźlem. Intrygi nie udało się przeprowadzić do końca. Zapisy testamentu dziedzicem całej górnej Odry bezsprzecznie czyniły dwudziestoletniego wówczas Władysława.

W dokonania księcia Władysława wpisały się projekty zjednoczeniowe. Trudno dziś powiedzieć, czy górnośląski władca myślał tylko o władzy senioralnej czy też sięgał planami dalej, czyli złączenia ziem polskich pod jednym berłem i restytucji korony Polski. Bez wątpienia wpływ na jego poglądy miał górnośląski dominikanin Wincenty z Kielczy (ok. 1200 – 1262) z rodu Odrowążów, współpracownik biskupa krakowskiego Iwo Odrowąża, kanonik krakowski, u schyłku życia przeor raciborskiego konwentu (1258-1260) i świadek na dokumentach Władysława, ponadto hagiograf św. Stanisława, autor dwóch redakcji jego żywota, związanych z kanonizacją polskiego męczennika. W nich to Wincenty rozwinął obszernie myśl zjednoczeniową, pisząc w Żywocie większym (Vita s. Stanislai, Vita maior, 1257-1261): – Lecz tak jak moc Boża uczyniła święto ciało biskupa i męczennika takim, jakim było, bez śladu blizn, a świętość jego objawiła się znakami i cudami, tak też w przyszłości dla jego zasług przywróci do dawnego stanu podzielone królestwo, umocni je sprawiedliwością i prawdą, opromieni chwałą i zaszczytem. Na wyobraźnię księcia Władysława, cieszącego się dużym szacunkiem piastowskich krewniaków, musiał mocno oddziaływać inny passus ze cytowanej wyżej Żywota, w którym Wincenty pisze: – Bóg bowiem (…) zachowuje wszystkie insygnia królewskie, w mianowicie koronę, berło i włócznię, schowane w skarbcu katedry w Krakowie, który jest siedzibą królewską, aż przyjdzie ten, który powołany jest przez Boga tak jak Aaron i dla którego są one odłożone.

Władysław opolsko-raciborski (fot. ze zbiorów Wojciecha Dominiaka)

Władca opolsko-raciborski doskonale zdawał sobie sprawę, że droga do monarchii wiedzie przez Kraków, a klucz do panowania nad ziemiami polskimi leży na Wawelu. Legitymację do działań brał od przodków – pradziadka, imiennika, seniora i protoplasty książąt śląskich Władysława II Wygnańca oraz dziadka, założyciela księstwa opolsko-raciborskiego, księcia Mieszka IV Laskonogiego, któremu przecież na tronie krakowskim udało się zasiąść. Czuł, że idea zjednoczenia musi wyjść z małopolskiego źródła, a nie na przykład z sąsiednich Niemiec, gdzie Piastowicze nieraz zwracali się po pomoc, doprowadzając do wojen domowych.

Symbolem polskiej racji stanu był wówczas św. Stanisław męczennik. W Polsce bowiem kult świętego patrona państwa nie miał cech politycznych ani narodowych. Patronem nie był władca tak jak w Niemczech (św. Henryk II cesarz, św. Karol Wielki), Czechach (św. Wacław), Norwegii (św. Olaf), Dani (św. Kanut IV) na Rusi (św. Włodzimierz Wielki), na Węgrzech (św. Stefan). – Młode państwo polskie – jak pisze ks. Kazimierz Dola – stanowi wyjątek. Wsparły potężnie jego uformowanie relikwie św. Wojciecha, ale kult misjonarza-męczennika nie zdołał ustrzec Królestwa przed upadkiem i rozbiciem, co zresztą dopełniło się dopiero po uprowadzeniu relikwii. Patronem zjednoczenia państwa i jego odrodzenia stał się więc biskup Stanisław, a jego kult nośnikiem tradycji o dawnym królestwie polskim. Z chwilą kanonizacji Stanisława, obok dynastii piastowskiej i metropolii gnieźnieńskiej, państwo polskie i lud polski (naród), zyskiwały nowy, doniosłej wagi czynnik jednoczący.

św. Stanisław ze Szczepanowa, fragment witraża w kościele pw. św. Jana Chrzciciela na Ostrogu

8 maja 1254 roku odbyły się w Krakowie uroczystości kanonizacyjne Stanisława ze Szczepanowa. Pojawili się tam niemal wszyscy polscy biskupi i książęta dawnej monarchii. Z pierworodnej linii po Krzywoustym, a więc wywodzącej się od Władysława II Wygnańca, nie było żadnego z czterech synów księcia wrocławskiego Henryka Pobożnego (1196/1207 – 1241). Dolnośląska dynastia, jak sugerują historycy, kontestowała wartości, jakie płynęły z kultu krakowskiego męczennika. Miało to wyraźny polityczny wydźwięk. Wokół nowego świętego skupili się potomkowie książąt, którzy wygnali z Polski protoplastę dolnośląskich władców.

Do stolicy Małopolski pojechał natomiast książę Władysław opolsko-raciborski, zstępny linii górnośląskiej, dając w ten sposób dowód lojalności wobec opartej na stanisławowym kulcie nowej, polskiej racji stanu. Jak utrzymuje w Vita maior Wincenty z Kielczy, Władysław doznał tam nawet osobistego cudu. ­– Gdy znakomity książę opolski Władysław ­– jak czytamy w Żywocie większym – udawał się z pośpiechem do księcia krakowskiego na umówiony zjazd, w ciągu jednej nocy wyrósł na jego biodrze straszny wrzód, który kazał mu całkiem zwątpić o dokonaniu zamierzonej podróży. Gdy zaś zapadł w sen, usłyszał w widzeniu te słowa: – wezwij św. Stanisława, a otrzymasz łaskę upragnionego zdrowia. Uczynił to, a zbudziwszy się poznał, że jest całkiem uwolniony od choroby. Po uzdrowieniu, władca miał przy grobie świętego orędownika na Wawelu dziękować modlitwą za okazaną mu łaskę.

Samo cudowne wybawienie z choroby nie jest tu jednak tak istotne jak wpisanie górnośląskiego władcy w krąg legitymowanych do starań o wawelski tron. To był bardzo czytelny dla polskich elit przekaz. Wyraźnie identyfikował księcia z narodowymi interesami. Tekst Wincentego z Kielczy miał zatem rozpowszechnić i utrwalić wiadomość o nadprzyrodzonej interwencji oraz stworzyć podbudowę ideologiczną pod ewentualne starania władcy Raciborza o tron krakowski i koronę. Nie było to jedyny element zaplanowanej zdaje się polityki górnośląskiego dworu. Niektórzy badacze dopatrują się cech monarchistycznych w symbolice pieczęci Władysława oraz bitej przez niego monety – brakteatu Vladizlavs. Pojawiają się one w atrybutach władcy właśnie w okresie silnego oddziaływania kultu św. Stanisława.

Okazja do realizacji zjednoczeniowych planów przyszła w 1273 roku, kiedy to grupa panów małopolskich, zbuntowana wobec księcia Bolesława Wstydliwego (1226-1279), zaproponowała Władysławowi władzę na Wawelu. Doprowadziło to do konfliktu z Wstydliwym, zakończonego ostatecznie pokojem, w którym – za cenę rezygnacji księcia z Raciborza z pretensji do tronu krakowskiego – Bolesław musiał zaakceptować przesunięcie granic księstwa opolsko-raciborskiego aż po Tyniec, oddalony raptem kilkanaście kilometrów od Krakowa. Po tym wydarzeniu Władysław zaangażował się po stronie króla Czech w walkę o spadek po austriackich Babenbergach, a u schyłku życia ponownie zwrócił uwagę na Wawel, tym razem szukając szansy na koronę dla swojej córki (współczesnym badaczom nieznanej z imienia). Jej małżeństwo z pretendującym do tronu księciem Henrykiem IV Probusem miało być nie tylko gwarantem sojuszu dwóch śląskich dworów, ale i połączeniem w jedno stadło śląskich dynastii pierworodnej linii po Wygnańcu, najstarszym synu Bolesława Krzywoustego.

Zachowane szczątkowe źródła z tego okresu pozwalają jedynie domyślać się scenariusza powziętych w Raciborzu i Wrocławiu działań. Odkryte przez niemieckiego badacza Konrada Wutkego śląskie formularze ujawniły nieznany wcześniej dokument księcia Władysława z około 1280 roku, znajdujący się w zbiorze Summa Nycolay compilata per magistrum Henricum Italicum. Książę górnośląski kieruje go do zięcia (gener) H. księcia wrocławskiego z następującą dyspozycją: – wyrażamy zgodę na to, by drogi nasz zięć chciał zdobyć królestwo i koronę w Polsce, do czego osiągnięcia pragniemy wspierać wspomnianego naszego zięcia radą, pomocą i poparciem, tak mianowicie, że jeżeli osiągnie, jak ufamy, wspomniane królestwo i koronę, to naszą najdroższą córkę, a swoją zonę, wraz z sobą każe ukoronować. Jako że tekst pochodzi z księgi formularzowej, zatem jego wiarygodność musi budzić ostrożność. Wielu badaczy widzi jednak w tej redakcji relacje z autentycznych wydarzeń. Spory rodzi natomiast moment zawarcia małżeństwa, sytuowany w szerokim horyzoncie od 1277 do 1280 roku, a więc od chwili uwolnienia Probusa z niewoli u stryja Bolesława II Rogatki (22 lipca 1277) aż do momentu ugody wiedeńskiej z Władysławem, zawartej w marcu 1280 roku z inicjatywy Henryka, biskupa Bazylei i nadwornego dyplomaty króla Rudolfa I Habsburga (1218-1291). Ugoda kończyła spór śląskich władców o podział spuścizny po królu Przemyśle Otokarze II i kuratelę nad wdową po nim, Kunegundą halicką (1246-1285), królową czeską a potem regentką, matką Wacława II (1271-1305), późniejszego króla Czech i Polski. Dodajmy, że już w tekście ugody Probus nazywany jest zięciem górnośląskiego władcy, z którym to złożył Rudolfowi hołd, licząc na jego wsparcie w staraniach o koronę Polski. Skąd jednak przypuszczenia, że już trzy lata wcześniej mogło dojść do ślubu władcy Wrocławia z górnośląską księżniczką? Otóż 15 sierpnia 1277 roku, w kancelarii wspomnianego króla Przemysła Otokara II, zredagowano list do biskupa ołomunieckiego Bruno von Schauenburga, z którego treści wynika, iż czeski monarcha miał zamiar spotkać się z polskimi księżnymi (w domyśle z Eufemią Odonicówną – żoną Władysława oraz ich córką), na co wyrażono zgodę, ale pod warunkiem, że dojdzie do tego w Raciborzu bądź w Opawie. Przyjazd króla nad górną Odrę nie doszedł do skutku. Za to z treści korespondencji dowiadujemy się, iż ożenek wrocławskiego władcy z młodą księżniczką opolsko-raciborską był częścią planów Otokara II. Monarcha mocno liczył na poparcie skoligaconych śląskich dworów w jego sporze z królem Rudolfem I Habsburgiem o spadek po Babenbergach, zakończony 26 sierpnia 1278 roku na polach pod Dürnkrut, gdzie armia Przemysła poniosła druzgocącą klęskę, a on sam zginął.

Pieczęć księcia Władysława opolsko-raciborskiego

W mrokach dziejów giną nie tylko data i okoliczności ślubu, ale również szczegóły z życia Władysławówny opolsko-raciborskiej. W opracowaniach poświęconych genealogii Piastów górnośląskich przyjęto, iż przyszła na świat około 1265 roku. Na ślubnym kobiercu, pomiędzy 1277 a 1280 rokiem, miała raptem trzynaście-piętnaście lat. Tak młody wiek narzeczonej nie dziwi jeśli weźmiemy pod uwagę, że ten stan rzeczy akceptowało prawo kanoniczne, a małżeństwa książęce realizowały głównie cele polityczne i dynastyczne, pozostawiając kwestie uczuć daleko z boku. Związek górnośląskiej księżniczki z księciem Wrocławia nie przetrwał próby czasu, a jego omówienie nie jest przypadkowe. Wplata się bowiem w ciąg wydarzeń towarzyszących powstaniu raciborskiej kolegiaty.

Małżeństwo Probusa z Władysławówną rozpadło się w przedziale pomiędzy 1285 a 1287 rokiem, już po śmierci jej ojca. Nie jest znany los księżnej. Wiadomo, że władca Wrocławia związał się potem z młodszą i spokrewnioną z nim Matyldą brandenburską (ok. 1270 – po 1290), poznaną na praskim dworze córką Ottona V Długiego, margrabiego brandenburskiego. Pokrewieństwo wymuszało uzyskanie dyspensy papieskiej. Źródła z tego czasu nie wzmiankują jednak o żadnej innej przeszkodzie na drodze Henryka do nowego związku, a zatem pierwsza żona bądź zmarła bądź też do małżeństwa z nią nie w ogóle doszło. Nie brak głosów, że została wygnana z Wrocławia do Raciborza, co z kolei sugeruje, że Probus uzyskał kościelne unieważnienie tego małżeństwa. Zagadka od lat trapi badaczy.

Nagrobek księcia Henryka IV Probusa

Z datowanego na przełom XIV i XV wieku formularza górnośląskiego znane są dwie skargi do Rzymu, skierowane przez pewnych książąt przeciwko księciu, który zerwał małżeństwo z ich siostrą. W pierwszej pada imię papieża Grzegorza i argument, że tenże władca wygnał też biskupa z diecezji. W drugiej wspomniano, że związek zawarto z inicjatywy ojca skarżących, wtedy nieletnich. Sprawca miał swym postępkiem uczynić ciężką krzywdę skarżącym i narodowi polskiemu. Wielu badaczy utożsamiało treść skarg z wydarzeniami pomiędzy Wrocławiem a Raciborzem. Najnowsze badania wykluczają jednak, by dotyczył on małżeństwa Henryka z Władysławówną. Może w nim chodzić tylko o papieża Grzegorza X, a jego pontyfikat przypada na lata 1271-1976, czyli poza horyzontem czasowym interesujących nas zdarzeń. Ponadto brak innych źródeł na ten temat, w tym udokumentowanej reakcji kurii rzymskiej.

W literaturze podejmowany jest wątek przeszkody powinowactwa pomiędzy córką Władysława a Henrykiem. Stryjenka Władysławówny, księżna Judyta, córka Konrada Mazowieckiego i wdowa po Mieszku Otyłym, wyszła za mąż za ojca Probusa, księcia Henryka Białego. Przeszkoda ta wymagała papieskiej dyspensy, a że takowej nie udzielono, więc małżeństwo było od początku nieważne, co, jak sugeruje część badaczy, wykorzystał Henryk chcąc stanąć przed ołtarzem z Matyldą. Ta hipoteza wpisuje się w opinię części badaczy, że książę wrocławski przegnał pierwszą żonę i w majestacie prawa kanonicznego zawarł drugi ślub.

Niewykluczone, że do ślubu w ogóle doszło z innego względu, a nazwanie Probusa zięciem przez księcia Władysława odnosiło się do zaręczyn. Mielibyśmy tu do czynienia z instytucją zaręczyn na przyszłość (sponsalia de futuro) – formą kanoniczną stosowaną przez europejskie dynastie w średniowieczu i czasach nowożytnych. W ten sposób poślubiono księciu Bolesławowi Wstydliwemu Kunegundę, córkę króla Węgier Beli IV, późniejszą św. Kingę. Sponsalia de futuro pozwalały na uroczyste zaręczyny w sytuacji, gdy jeden lub oboje małżonkowie byli niepełnoletni. Dzięki temu możliwe było zawieranie przypieczętowanych ożenkiem sojuszy, bez względu na wiek potomków rodu. Akt ten miał charakter ślubu i stąd zaręczonych traktowano tak samo jak małżonków, choć formalnie nimi nie byli. Po osiągnięciu wieku dojrzałego nie ponawiano właściwej ceremonii ślubnej. Małżeństwo mogło być skonsumowane wówczas, gdy zaręczeni de futuro osiągnęli wiek sprawny, czyli dwanaście lat (w późnym średniowieczu dla mężczyzn czternaście lat). Wtedy też, zgodnie z literą prawa kanonicznego, rozpoczynał się ich związek. Był tylko jeden warunek – oboje zainteresowani musieli wyrazić zgodę na fizyczną konsumpcję małżeństwa, a to, zdaje się, stanowiło istotny problem w relacjach pomiędzy Probusem, zakochanym w Matyldzie, a młodziutką Piastówną, z którą łączyły go więzy polityczne, a nie emocjonalne.

Odrębny pogląd wyraził wybitny krakowski badacz, prof. Roman Grodecki. Jego zdaniem pierwsza żona Probusa przedwcześnie zmarła. Książę Henryk brał więc ślub z Matyldą jako wdowiec. Skłania się ku temu również prof. Kazimierz Jasiński, wskazując, że przed drugim ożenkiem wrocławski władca nie starał się o unieważnienie małżeństwa, a przynajmniej brakuje na ten temat wzmianki źródłowej. Poglądy te podzielił niedawno poznański badacz, prof. Tomasz Jurek. Jego zdaniem na zgon Władysławówny i to już przed 10 VIII 1282 roku wskazuje nie tylko brak wzmianki o małżeństwie we współczesnej tym wydarzeniom Genealogii św. Jadwigi (wzmiankuje natomiast jego związek z Matyldą Brandenburską), ale również wyrok w sprawie sporu Probusa z biskupem wrocławskim Tomaszem II (ok. 1230-1292), wydany w 1282 roku przez Filipa, legata papieskiego i biskupa Fermo, gdzie zawarto postanowienie, że specjalną daninę od poddanych biskupich książę może wymagać w sytuacji, gdzie przyjdzie mu się żenić samemu, dojdzie do ożenku syna lub wydania za mąż córki. Ponadto Tomasz II, który sporządził długą listę skarg na księcia, wzmiankując nawet spalenie pewnej garbatej staruszki, nic nie wspomina o problemach małżeńskich swojego adwersarza. To każe przyjąć, że takowych po prostu nie było.

Niezależnie od przyczyn, okoliczności i czasu, kres małżeństwa (przyjmując, że do niego doszło) rozwiał nadzieję na sojusz dwóch największych śląskich dworów i zdobycie polskiej korony. W 1282 roku zmarł książę Władysław, doświadczony polityk i dyplomata. Utrwaliło to zapoczątkowane jeszcze za jego życia rozbicie dzielnicowe Górnego Śląska. Najważniejsze grody – jako stolice udzielnych księstw dziedzicznych – objęli jego synowie: Opole Bolko (1254/58 – 1313), Cieszyn najstarszy Mieszko (1251/52 – najpóźniej 1315), Racibórz najmłodszy Przemysł (1258/68 – 1306), a Bytom i Koźle, Gliwice, Toszek i Siewierz Kazimierz (1253/57 – 1312). Władcy zaczęli prowadzić własną politykę, zrazu różniąc się co do oceny sytuacji politycznej i korzyści z podejmowanych działań. Najwcześniej, jeszcze za życia Władysława, pokazał to Kazimierz, nie podpisując się pod wzmiankowanym wyżej układem ojca i braci z Probusem w sprawie małżeństwa z jego siostrą. Kolejnym wyzwaniem był dla nich konflikt szwagra z biskupem wrocławskim Tomaszem II. Bracia musieli nie tylko zająć stanowisko w wiedzionym już od XI wieku sporze o relacje władza świecka – Kościół, ale zważyć na własne interesy w kontekście rywalizacji dworów we Wrocławiu, Pradze i Krakowie.

Konflikt księcia wrocławskiego Henryka IV Probusa z biskupem wrocławskim Tomaszem II nazwano w historiografii wielkim. Dojrzewał od pół wieku. Piastowie śląscy co prawda przyjaźnie odnosili się do reform gregoriańskich Grzegorza VII (1073-1085), ale tylko w aspekcie wewnętrznym, a zatem dotyczącym instytucji Kościoła. Umożliwili kanoniczną elekcję biskupa Cypriana (1201-1207), nie stawiali przeszkód w likwidacji tzw. kościołów własnych oraz wprowadzaniu sieci parafii, dekanatów i archiprezbiteratów. Odmiennie podchodzili do kwestii stosunku duchowieństwa do władzy państwowej i danin publicznych. Książę Henryk I Brodaty (1165/70 – 1238) nie pojawił się na zjeździe w Borzykowie i nie uznał przyznanego tam Kościołowi przywileju privilegium fori, wyłączającego duchowieństwo spod jurysdykcji sądów świeckich (z wyjątkiem spraw o ziemskie dobra dziedziczne). Uczynił to natomiast obecny tam książę opolsko-raciborski Kazimierz. Brodaty nie przyłączył się też do ligi książąt, ustanowionej w 1215 roku na synodzie prowincjonalnym w Wolborzu, gdzie pod okiem biskupa Henryka Kietlicza część władców dzielnicowych nadała Kościołowi przywilej własnego, niezależnego sądownictwa (immunitet sądowy), zrzekło się prawa panującego do zaboru majątku ruchomego zmarłego biskupa i zgodziło się na wyłączenie posiadłości kościelnych wraz z ich ludnością spod prawa książęcego (immunitet ekonomiczny). Twarda postawa władców Wrocławia otworzyła drogę do konfliktu kościelno-politycznego na Śląsku.

Eskalacja przypadła na rządy Henryka IV Probusa, zaangażowanego z dworem raciborskim we wspólne polityczne projekty. – Natura nieugięta, charakter gwałtowny, człowiek stworzony jakby do boju i sporu – tak określił biskupa Tomasza II wytrawny badacz historii Kościoła i prawa kościelnego, prof. Tadeusz Silnicki z Poznania.  Łagodnym temperamentem nie mógł się pochwalić Probus. W przeciwieństwie do teścia, Władysława opolsko-raciborskiego, nie cieszył się szacunkiem książąt dzielnicowych. Był porywczy. Brakowało mu roztropności, ogłady politycznej oraz zdolności do zawierania kompromisów i unikania złudnych wizji. Marzył o koronie polskiej, ale traktował to w kategoriach osobistych ambicji, bez odniesienia do polskiej racji stanu. Nie potrafił jej zdefiniować i wyciągnąć z tego wniosków, które pozwoliłyby wcielić w życie idee zjednoczeniowe. Nie rozumiał, że – jak przekonuje prof. Tomasz Jurek – fundamentem było ożywienie uczuć narodowych i związane z nim przekonanie o niezależności Polski od wszelkiej władzy obcej, zwłaszcza zaś cesarskiej. Probus podkreślał za to związki z zachodnim sąsiadem, przekonany, że to właśnie z Niemiec może otrzymać polską koronę. Współczesny mu kronikarz Ottokar styryjski pisze, iż nie słyszał, by tego wspaniałego władcę chwalił ktokolwiek z języka słowiańskiego.

Wbrew przydomkowi Probus, czyli Prawy, spopularyzowanemu przez dworskie otoczenie władcy, z prawością Henryk IV miał spore problemy. Dowodem jest chociażby zjazd w Sądowlu z 9 lutego 1281 roku, na którym chciał przekonywać krewniaków do swoich planów monarchistycznych. Skończyło się ich uwięzieniem, wymuszeniem zwierzchnictwa i wojną z Wielkopolską (1284), bo wśród pozbawionych wolności był władca tej dzielnicy, książę Przemysł II (1257-1296), późniejszy król Polski. Poróżnił się przez to z arcybiskupem Jakubem Świnką (zm. 1314), zdeklarowanym wrogiem Niemców, których określał mianem psich mord. Był też Probus zwykłym złodziejem. W klasztorze cysterek w Trzebnicy kazał kuć w ścianach, szukając ukrytych pieniędzy. Miał na koncie włamanie do skarbca wrocławskich dominikanów. W 1289 roku, po zajęciu Krakowa, obrabował katedrę wawelską i opactwo tynieckie, a niecny postępek miała zakamuflować wymyślona historia o cudownym widzeniu. Doznał go ponoć podczas modlitwy przy ołtarzu Najświętszej Maryi Panny na Wawelu. Gołąb wskazał mu rzekomo miejsce, gdzie jest ukryty skarb. Książę wysłał tam murarzy, a ci znaleźli 15 tysięcy grzywien złota.

Łatwo zdobyte pieniądze, jak chce tradycja, zaprowadziły Probusa do grobu. Wrócił ze skarbem do Wrocławia, myśląc, jak uprosić papieża o zgodę na koronację. Wysłał do Rzymu jurystę – brata książęcego medyka, który miał przekazać dziesięć tysięcy grzywien papieżowi i dwa tysiące kardynałom. Wysłannik zachował 4 tys. grzywien dla siebie, podkładając fałszywe złoto. Oszustwo rychło wyszło na jaw, jurysta zniknął z Rzymu, ukrył się we Wiedniu, skąd do brata wysłał truciznę z poleceniem podania jej księciu. Nie wiadomo, ile w tej relacji prawdy, bo badaczom nie udało się zidentyfikować postaci w dostępnych źródłach. Faktem jest natomiast, że Probus zmarł już w 1290 roku, najprawdopodobniej rzeczywiście otruty, choć nie brak podejrzeń, że wcale nie przez nadwornego medyka, lecz innych pretendentów do krakowskiego tronu i ich protektorów. Tu katalog podejrzanych postaci jest duży – książę wielkopolski Przemysł, siostrzeniec Władysława opolsko-raciborskiego książę Władysław zwanym Łokietkiem (z którego wojskami Probus starł się w drodze na Kraków), arcybiskup Jakub Świnka oraz niedawny wróg Probusa, biskup Tomasz II, a także król czeski Wacław II, który nie dość, że sam spoglądał na tron krakowski, to nie mógł wybaczyć władcy Wrocławia sojuszu z jego największym wrogiem, ojczymem Zawiszą z Falkenštejnu (ok. 1250 – 1290), straconym pod zarzutem zdrady i przygotowywania zamachu na monarchę. To zaś zamykało Probusowi dostęp do króla Rudolfa I Habsburga, teścia Wacława. – Wiele zła powstało – komentuje krakowskie rządy Henryka IV pewien kronikarz. Doprowadziło to do powstania wymierzonej przeciwko niemu ligi, zawiązanej 15 sierpnia 1289 roku przez książąt górnośląskich i ich kuzyna Łokietka, popierających odtąd króla Czech.

Temperament i niecne uczynki szwagra z Wrocławia musieli mieć na względzie trzej synowie Władysława opolsko-raciborskiego – Mieszko, Kazimierz i Przemysł, kiedy opowiedzieli się przeciwko niemu w sporze z biskupem. Tomasz II, były archidiakon opolski, miał dobre stosunki z opolsko-raciborskim tronem, który już w latach rządów księcia Kazimierza uregulował swoje relacje z Kościołem w kwestiach immunitetu sądowego i ekonomicznego. Książęta nie mieli zatem żadnego powodu, by odmówić biskupowi pomocy, a konkretnie schronienia na raciborskim zamku. Władcy Raciborza, Cieszyna oraz Bytomia zdaje się nie uwierzyli w powodzenie planów monarchistycznych byłego szwagra i woleli nie ryzykować złych stosunków w dworami w Krakowie i Pradze oraz stolicami biskupimi, tym bardziej, że dopiero co umacniali swoje władztwa.

Probus był wyraźnie zaskoczony ich postawą. 18 kwietnia 1287 roku, powołując się na koligacje rodzinne i przyjaźń, zażądał w liście do księcia Mieszka, najstarszego z braci, by nie udzielali schronienia hierarsze Kościoła, grożąc zerwaniem dobrych stosunków. Badacze, widząc we wzmiankowanych koligacjach rodzinnych małżeństwo księcia z Władysławówną, znów stawiają w tym miejscu pytania o losy górnośląskiej księżniczki. Być może Prawy formułował swoje stanowisko jako wdowiec, przekonany o trwałości sojuszu wrocławsko-opolsko-raciborskiego, ale niewykluczone również, że na postawę jego szwagrów – co sugeruje część badaczy – wpłynęło hańbiące ich ród wygnanie siostry z Wrocławia. Mogło też być efektem niespodziewanego poparcia synów Władysława dla Tomasza II. Ta pierwsza okoliczność wydaje się jednak bardziej prawdopodobna. W tym kontekście wrocławska wyprawa wojenna na Racibórz miałaby zatem na celu nie tylko poskromić biskupa (Tomasz II miał prawo obawiać się uwięzienia, co wcześniej spotkało ze strony Probusa biskupa Pawła z Przemankowa), ale również ukarać byłych sojuszników, traktowanych teraz jako zdrajców. To tłumaczyłoby gwałtowne, wojenne kroki władcy Wrocławia. Dodajmy tu, że księcia poparł czwarty z braci, Bolesław opolski, świetny dyplomata, zaufany poseł króla Czech Wacława, prawdopodobnie emisariusz Prawego na zjazd królewski w Erfurcie w grudniu 1289 roku, gdzie zabiegał o poparcie dla jego planów koronacyjnych.

Wydarzenia pod Raciborzem stały się nie tylko impulsem do utworzenia kolegiaty pw. św. Tomasza Becketa, ale także determinowały wybór patrocinium o czym szerzej w kolejnym rozdziale. Tu wspomnijmy, że źródłem niezgody biskupa z księciem Henrykiem IV były lokowane na prawie niemieckim wsie kościelne w rejonie Paczkowa, Jawornika, Widnawy i Jesenika oraz nysko-otmuchowskie terytorium biskupie. Te pierwsze założono na ziemiach księcia, ale ich gospodarzem czuł się biskup, dążący do zwolnienia posiadłości z ciężarów prawa książęcego oraz przejęcia władzy sądowniczej. Spór – w ocenie sytuacji – mocno podzielił śląskich władców i duchowieństwo. Do jego rozwiązania zaangażowano Rzym, a siłę argumentacji hierarchy Kościoła miały wzmocnić rzucone na Henryka IV klątwy oraz objęcie jego poddanych interdyktem (potwierdzili jej papieże Marcin IV – 1284 oraz Honoriusz IV – 1286). Niekorzystny dla księcia wyrok z 1282 roku, wydany przez Filipa, legata papieskiego i biskupa Fermo, przyznający Kościołowi niemal pełny immunitet ekonomiczny i sądowy, usztywnił stanowisko władcy, wspieranego przez książąt linii wrocławskiej, rycerstwo i część kleru. Probus, niezrażony wyrokiem i karami kościelnymi, zdecydowany bronić suwerenności władzy świeckiej, sięgnął po oręż militarny, zmuszając Tomasza II do opuszczenia Wrocławia (1284). Biskup schronił się w Otmuchowie a potem na zamku Raciborzu. Gościny udzielili mu bezpośrednio Mieszko i Przemysł, wówczas jeszcze wspólnie zarządzający działem raciborskim i cieszyńskim (Mieszko pierwotnie miał objąć Racibórz). Był to kulminacyjny moment konfliktu.

Cezurę czasową wydarzeń możemy wyznaczyć na okres od 1285 do 1287 roku. Oddajmy głos piszącemu o nich Janowi Długoszowi: – Już piąty rok przeciągało się wygnanie biskupa Tomasza i jego duchowieństwa wrocławskiego przez księcia wrocławskiego Henryka IV i niegodziwe zagarnięcie przezeń zarówno miast, miasteczek i wsi, jak i dziesięcin oraz dochodów kościelnych. Przez tak długi jednak okres czasu nie mogła się nasycić jego chciwość, a jego żądzy władzy i okrucieństwa nie zdołał ukrócić interdykt kościelny nałożony na jego ziemie i księstwa przez arcybiskupa gnieźnieńskiego Jakuba Świnkę. Biskup wrocławski Tomasz utrzymywał w końcu swój urząd biskupi oraz duchownych, którzy z nim razem zostali wygnani, z czynszów, dziesięcin i dochodów z ziem podległych władzy innych książąt polskich, których książę wrocławski Henryk nie mógł zagarnąć. Przebywał w należącym do jego diecezji wrocławskiej mieście Raciborzu, które wtedy było w posiadaniu księcia opolskiego Kazimierza[2], i znosił z wielkim spokojem przykrości wygnania własnego i swego kleru. Książę (…) usiłując go usunąć także z tej siedziby, przez wielu posłańców i listownie domagał się od księcia opolskiego Kazimierza, żeby nie pozwalał pozostawać w swoim mieście jego śmiertelnemu wrogowi biskupowi Tomaszowi (…), grożąc, że jeśli uzna za stosowne postąpić inaczej, będzie miał w nim zawziętego wroga. Ale kiedy widział, że książę opolski Kazimierz przyjmuje to z pogardą i kpi sobie z jego zapowiedzi i pogróżek, zgromadziwszy wielkie wojsko zarówno z własnych żołnierzy, jak i zaciężnych, najętych na kontrybucję pieniężną, którą ukarał kościół wrocławski, najeżdża [ks. Henryk] zbrojnie ziemię księcia opolskiego Kazimierza i oblega miasto Racibórz z powodu obecności w nim biskupa wrocławskiego Tomasza i jego kleru. Chociaż zamożniejsi mieszczanie raciborscy znosili oblężenie przez jakiś czas i przyrzekali, że ścierpią je jeszcze dłużej, jednak zaskoczony lud, odczuwając niedostatek i brak żywności, udręczony głodem, płakał ciągle, jęczał głośno i wzdychał rzucając przekleństwa i obelgi na biskupa Tomasza i jego kler. Poruszony tym biskup Tomasz, z wielkiej życzliwości, którą się podobno zawsze wyróżniał, rzecze: – Raczej niech ja i moje duchowieństwo wpadniemy w ręce tyrana, niż żeby ci niewinni ginęli z głodu. Uwolnijmy natychmiast od niebezpieczeństwa ludzi, którzy oblężeni mrą ze strachu i głodu. Naszym uwięzieniem, albo – jeżeli tak się spodoba Bogu – śmiercią odsuńmy zagładę grożącą temu miastu, które nas przez długi czas żywiło i udzieliło nam schronienia. Następnie wkłada szaty liturgiczne i każe się w nie ubrać niektórym duchownym. I tak w infule i z insygniami biskupimi rusza z miasta z całym swoim, bawiącym z nim na wygnaniu klerem i podąża do obozu tyrana, by uśmierzać jego gniew największą pokorą. Tyrana, który widział z daleka jego przybycie, za łaską Bożą ogarnął tak wielki strach, że wyskoczywszy ze swojego namiotu wybiegł możliwie najszybciej na spotkanie biskupa, padł twarzą na ziemię i jakby dostrzegając w biskupie coś Boskiego i czcząc pod jego postacią Wiecznego Pasterza, prosił o wybaczenie mu jego postępków. Biskup Tomasz, podnosząc go z ziemi, ze łzami obiecuje, że daruje mu całe wiarołomstwo jakiego się dopuścił, byleby tylko wytrwał w tej skrusze i pobożności. I po wzajemnych rzewnych uściskach i pocałunkach, książę i biskup weszli bez świadków do najbliższego kościoła Św. Mikołaja.

Odsłońmy jednak mało znane kulisy szczęśliwie zakończonego konfliktu. Badacz tematu, Mikołaj Gładysz, stanął na stanowisku, że z kręgu polskich hierarchów Kościoła wyszła inicjatywa zorganizowania akcji zbrojnej przeciwko księciu Henrykowi. Racibórz mógł się stać miejscem krucjaty. Świadczy o tym lektura skargi, jaką 29 VI 1285 roku wystosował episkopat do papieża Honoriusza IV. Kler uznał, że w sporze o prymat nie może wykazać pobłażliwości wobec władzy świeckiej. Nastroje w polskim Kościele obrazuje informacja Długosza oparta na relacji Roczniku Traski: – Kiedy nadeszło święto Objawienia Pańskiego arcybiskup gnieźnieński Jakub Świnka odbył synod prowincjonalny w mieście Łęczycy. Kiedy się na niego zjechali w znacznej liczbie biskupi: krakowski Paweł, poznański Jan, włocławski Wisław, wrocławski Tomasz i lubuski Wolimir oraz inni pomniejsi prałaci i opaci, zaczęto gruntownie roztrząsać sprawę kościoła wrocławskiego gnębionego i uciskanego przez księcia wrocławskiego Henryka IV. A ponieważ biskup wrocławski Tomasz wyjaśnił, że okazał wobec tyrana większą uległość, niż pozwalała na to godność biskupia, arcybiskup gnieźnieński Świnka poparty głosami i radą swoich współbiskupów po przeprowadzeniu krótkiej rozprawy przeciwko tyranowi, na niego i na wszystkich jego pomocników, służbę zwolenników oraz na wszystkich, którzy mu udzielali rady, pomocy lub poparcia, za gwałt i ucisk stosowany wobec kościoła wrocławskiego nakłada ciężkie kary kościelne i zarówno na miasto Wrocław, jak i na wszystkie inne miejscowości jego księstwa rzuca interdykt kościelny.

Inicjatywa biskupów nie zyskała jednak aprobaty w Rzymie. Papież Honoriusz IV, w datowanej na 28 III 1286 rok bulli, przychylił się co prawda do zastosowania kar kościelnych, ale nie wspomniał o akcji zbrojnej. Biskup Tomasz II, nie widząc zapewne innego wyjścia, kontynuował zabiegi dyplomatyczne, które nie przynosiły zamierzonego skutku, czyli zmiany stanowiska Probusa. Restrykcje kościelne okazały się mało skuteczną bronią. W styczniu 1287 roku biskup wrócił więc do koncepcji zorganizowania krucjaty zbrojnej, szukając ponownie zwolenników tego śmiałego rozwiązania wśród polskiego kleru i papieża. Wedle jego zamysłu, hierarchowie Kościołów gnieźnieńskiego i włocławskiego, w oparciu o polecenie Rzymu, mieli zwolnić z obowiązku wierności poddanych Probusa oraz ekskomunikować wszystkich, którzy sprzyjali władcy. Kolejnym krokiem winny być działania zbrojne prowadzone pod sztandarem książąt legnickiego i głogowskiego. Wizja objęcia w posiadanie władztwa Henryka miała z kolei skusić do założenia szat krzyżowców innych książąt śląskich. Jeśliby odmówili udziału w wyprawie, wówczas legitymację do podjęcia działań winni zyskać inni władcy polscy oraz krajów ościennych. Zamysł ten nie został zrealizowany. Biskup Tomasz II pozostał osamotniony w sporze z księciem.

Pojednanie bp. Tomasza II i księcia Henryka IV pod Raciborzem (Stara Wieś)

Motywy, tekst i warunki ugody w Raciborzu w 1287 roku nie są znane. Stosunki biskupa i księcia przynajmniej formalnie uległy ociepleniu, co temu drugiemu pozwoliło podjąć – w sierpniu 1289 roku – wyprawę na Kraków zakończoną zdobyciem tronu senioralnego. Bezpośrednim przeciwnikiem Probusa stał się wtedy Władysław Łokietek, kuzyn górnośląskich Piastów. Sukcesy księcia wrocławskiego, osiągnięte tym razem pod wpływem uwielbienia dla św. Stanisława męczennika, okazały się jednak krótkotrwałe. W czerwcu 1290 roku – jak zaświadcza kilka niezależnych od siebie źródeł – Probus zmarł otruty we Wrocławiu. Tuż przed śmiercią, 23 czerwca 1290 roku, wydał największy w historii przywilej dla biskupstwa wrocławskiego. W nagrodę za wyrządzone krzywdy i szkody, dla zbawienia duszy i odpuszczenia grzechów, triumfujący Tomasz II otrzymał dla swojej diecezji pełne zwolnienie z ciężarów książęcych, zwrócenie wszystkich dóbr i całkowite panowanie w dobrach nysko-otmuchowskich. Być może było to oficjalne powtórzenie ugody raciborskiej z 1287 roku. To ona bowiem, a nie przywilej podpisany na łożu śmierci, stała się na wieki symbolem triumfu wrocławskiego kościoła a kaplica pw. św. Tomasza Becketa tego świadectwem.


[1] W starszej literaturze tematu znany jako Plątonogi.

[2] Nie wiadomo, skąd Długosz zaczerpnął informację o księciu Kazimierzu, któremu, na mocy porozumienia z bratem Bolesławem, przypadł w 1284 roku dział bytomsko-kozielski. Nie znamy testamentu Władysława opolsko-raciborskiego (o ile w ogóle został spisany), a zatem nie można dokładnie prześledzić procesu podziału Górnego Śląska na cztery dziedziczne księstwa. Wiadomo natomiast, że Kazimierza kontestował porozumienie jego ojca z Probusem w kwestii ożenku ich siostry i córki. Być może był odbierany jako zdeklarowany przeciwnik Henryka, co zbliżyło go do biskupa. Niewykluczone, że to właśnie Kazimierz wpłynął na postawę Mieszka i Przemysła (którzy byli adresatami gróźb Probusa), otwierając Tomaszowi II drogę do schronienia w Raciborzu. Już w 1289 roku niespodziewanie złożył hołd lenny Wacławowi II, od 1295 roku królowi Czech. Jego poparcie w 1287 roku dla Tomasza II mogło być zatem efektem zbliżenia z dworem w Pradze, nieprzychylnym planom koronacyjnym Probusa. Krytyka dzieł Długosza wskazuje, że dziejopis, mając niewątpliwie w ręku wiele zaginionych dziś źródeł, podczas redakcji swoich Roczników nie ustrzegł się błędów i przeinaczeń, nieraz ubarwiając przekaz.

Opublikowane przez
WAW
Dołącz do dyskusji

WAW

Wydawca, redaktor naczelny - zapraszam do kontaktu autorów oraz czytelników pod adresem mailowym ziemia.raciborska@gmail.com