Rozbójnik Eliasz i jego wyczyny

Rozbójnik Eliasz i jego wyczyny

Paweł Newerla. Na Górnym Śląsku w opowieściach ludowych już przed ponad stu laty wspominało się o śląskich rozbójnikach – o sprytnym Eliaszu, zuchwałym Pistulce i wielkim zbójcy i kłusowniku Sobczyku. Nie należy się dziwić, że ludowe klechdy były poświęcone złoczyńcom. Przecież i literatura piękna nierzadko zna dzieła także poświęcone rozbójnikom, żeby wymienić choćby niemieckiego poetę romantycznego – Fryderyka Schillera, który w „Zbójcach” opisał dzieje szlachetnego rozbójnika z Czeskiego Lasu – Karola Moora.

To wcale nie bajki

Jest oczywiste, że niegdyś i dzieci bawili się w „policjantów i złodziei”, choć wszystkie chciały być raczej Eliaszem czy Pistulką, a nie policjantem. Trzeba podkreślić, że zarówno Eliasz, jak i Pistulka, czy Sobczyk nie byli wymyśleni przez bajarzy, ale osobami „historycznymi”, które rzeczywiście żyli. Poświęćmy trochę miejsca Eliaszowi.

Eliasz pochodził z okolic Gliwic i jako młody chłopak nie różnił się od swoich rówieśników. Był nawet ministrantem i podczas corocznych pielgrzymek na Górę św. Anny nosił ciężką chorągiew św. Barbara, opiekunki górników. Po ukończeniu miejscowej szkoły rozpoczął pracę w pobliskiej kopalni, gdzie pracował ciężko przez dziesięć godzin dziennie. Najpierw prowadził ślepe konie, które ciągnęły wózki w kopalnianych chodnikach. Później awansował na „szlepra”.

Wyjątkowy gbur

Jego przełożonym został sztygar „pul dewaty”. Sztygar nie był Górnoślązakiem, a pochodził skądś z Czech. Był człowiekiem wyjątkowo grubiańskim, który wykorzystywał do granic możliwości swoich podwładnych, zmuszając ich do wydajnej pracy, która jemu przysparzała stosowne premie. Często krzyczał: „pul dewate, a jeszcze żaden fejdrunek” (jest wpół do dziewiątej a jeszcze żaden urobek).

Eliasz, ze swoimi zdolnościami aktorskimi świetnie naśladował sztygarskie „pul dewate” i to określenie jako przezwisko przylgnęło do sztajgra. Sztygar wnet się zorientował, że się go przedrzeźnia, i kto jest autorem jego przezwiska. Eliasz naraził się ponadto szefowi, stając w obronie swoich nadmiernie wykorzystywanych kolegów. Spowodowało to wyrzucenie Eliasza z kopalni. Pozostał on bez środków do życia. Wnet stał się próżniakiem i złodziejem. Jego spryt i wrodzone cwaniactwo wraz z pewnymi zdolnościami aktorskimi, były mu bardzo pomocne w złodziejskim fachu. Miał także pewne umiejętności sklecenia prostych wierszy. Nigdy jednak nie zbroczył swoich rąk krwią. Nigdy nie skrzywdził niewinnych, a rabował u karczmarzy, kupców, rzeźników czy kramarzy. Bardzo często dzielił się swoimi zdobyczami z pokrzywdzonymi.

Zjawiał się ze swoimi kompanami u karczmarzy i kupców, którzy swoim klientom kupującym „na kredę” zapisywali wyższe sumy. Tam porozbijali tablice, na których zapisywano „na kredę” oraz niszczyli księgi kontowe z zapisanymi długami. To niejednego nieuczciwego nauczyło moresu.

Spryciarz i kasiarz

Eliasz był bardzo sprytnym złodziejem. Otwierał wszelkie zamki i kasy pancerne, nie pozostawiając śladu. W ludowych opowieściach wspominano o czarodziejskiej trawie – trawie Eliasza, która otwierała wszelkie zamki i dojścia do wszystkich skarbów. A dziwny ptak, znajdujący się w pobliżu, skrzętnie zbierał każde, upadające na ziemię, źdźbło.

Nie zapomniał Eliasz administracji kopalnianej i sztygarowi, iż został usunięty z kopalni. Pewnego razu zjawił się u gliwickiego inspektora kopalnianego jako przedstawiciel pewnej firmy i zaprezentował dużą kolekcję zegarków. Poprosił inspektora o pokazanie mu zegarków, które w św. Barbarę mieli dostać niektórzy zasłużeni górnicy. Szczególnie zainteresował się jubileuszowym zegarkiem przeznaczonym dla czeskiego sztygara. Dokonał zręcznej podmiany i „pul dewaty” zamiast złotego zegarka dostał taki z tombaku.

Kara dla oszusta

Eliasz nie mógł występować bez stosownego przebrania. Kiedyś ubrał się w mundur kolejarza i udał się do karczmy, którego właściciel, zwany „Krupniok”, nieuczciwą grą znaczonymi kartami pozbawił wielu graczy pieniędzy. Karczmarz zaserwował Eliaszowi dobre tyskie piwo i zaproponował grę „na psa”, a potem w oczko. Kiedy przed „Krupniokiem” zebrała się już większa kupka pieniędzy, Eliasz rzucił znaczonymi kartami w twarz karczmarza, jednym ruchem zgarnął pieniądze i uciekł. W drzwiach zderzył się z miejscowym żandarmem – na Śląsku zwanym „szandarą”. Eliasz silnym uderzeniem wbił skórzany hełm na twarz policjanta, zabrał mu szablę i uciekł do lasu. Po kilku dniach przed drzwiami karczmy znaleziono porozkręcaną szablę i karteczkę:

„Możecie się to złożyć do kupy, ale mnie najpierw pocałujcie w ….. – Eliasz”.

Pewnej ubogiej wdowie, która Eliasza kiedyś przyjęła pod swój dach, skradziono kapustę i nie miała czym nakarmić gromadki dzieci. W sąsiedniej wiosce mieszkała kramarka, która niegdyś przezywała Eliasza od „gizdów” i „huncfotów”. Któregoś ranka przed drzwiami wdowy stało kilka worków wypchanych kapustą, zabranych z ogrodu kramarki. Zaś na płocie kupcowej wisiała kartka:

„Laboga, laboga,

Ty stara nieboga.

Ciebie się ładna kapusta darzy

ale się teraz na innym piecu warzy”,

co podpisano „Gizd” i „Huncfot”.

Opowieści odrzańskich szyprów

Chętnie udawał się Eliasz do knajpek portowych w Koźlu, gdzie niejeden odrzański szyper miał wiele ciekawego do opowiadania. Opowiadali mu też o ich towarzyszu, który zaczął bardzo skromnie, ale wzbogacił się nieczystymi kombinacjami przy handlu drewnem i teraz swoich dawnych kompanów nie poznaje, utrzymując kontakty wyłącznie z miejscową elitą. Któregoś dnia zjawił się Eliasz przed drzwiami nowobogackiego jako międzynarodowej sławy ślusarz i druciarz, naprawiający pękające „boncloki” – kamionkowe garnki, wielce szanownym paniom gospodyniom oferując swoje usługi.

Wnet znalazł się w sypialni państwa gospodarzy, gdzie należało naprawić kilka zamków i zawiasów. Po krzywo wiszącym obrazie Eliasz zorientował się, gdzie znajduje się kaseta z pieniędzmi. Kilka kropel wpuszczonych przez Eliasza do kieliszka z winem, podanym przez gosposię do kolacji, unieszkodliwiło gosposię. Kiedy gospodarze wrócili późną nocą z kolacji u burmistrza, zorientowali się, że zostali obrabowani. Poszukiwania żandarmerii i celników nie odniosły skutku; Eliasz, z niepozornym tobołkiem między nogami, udawał się już na jednej z barek odrzańskich w kierunku Opola.

Eliasz przy kuflu piwa

Pewnego razu będąc w Mikołowie w pewnej gospodzie, Eliasz sączył swoje ulubione tyskie piwo. Na chwilę odszedł od stolika, wśliznął się do sypialni karczmarza i zabrał z szafy ukryte pod bielizną pieniądze, poczym spokojnie wrócił do swojego piwa. Przy stoliku siedział także miejscowy żandarm, który wobec obcego mężczyzny skarżył się poczynania grasującego po okolicy Eliasza. Obcy mężczyzna przytakiwał żandarmowi a po wypiciu swojego piwa grzecznie się pożegnał, uprzednio zapłaciwszy u karczmarki należność za piwo. Kiedy karczmarka zabrała pusty kufel, znalazła pod nim karteczkę, którą podała żandarmowi:

„Wy tak wartko nie zapomnicie,

że z Eliaszem przy piwie siedzicie.

Ale o tym nikomu nie godejcie

bo szandarom długo nie bydziecie.”

Ucieczka w mazelonce

Pewnego razu Eliasz znalazł się w niebezpieczeństwie. Policja otoczyła go ze wszystkich stron. Ale i wówczas znalazł wyjście z sytuacji. Wśliznął się do pewnego gospodarstwa, tam narzucił na siebie „mazelonkę” – kobiecy strój, na głowę nałożył chustę i wmieszał się między kobiety, zbierające opodal ziemniaki. W ten sposób i tym razem uszedł niebezpieczeństwu. Właścicielka „mazelonki” znalazła później w kieszeni garść talarów.

Złośliwego figla urządził Eliasz rybnickiej żandarmerii. Jakaś stara kobieta poinformowała policjanta, na koniu patrolującego okolice, że widziała głębiej w lesie mężczyznę, który liczył pieniądze z dużej skórzanej torby. Żandarm trochę pochopnie sam jeden chciał pojmać mężczyznę. Konia przywiązał do drzewa a szablę dał na przechowanie starej kobiecie, nakazując jej, aby cicho usiadła wśród zarośli. Sam ostrożnie, niemal czołgając się, podążał do mężczyzny ze skarbem. Nie odszedł daleko, kiedy nagle kilku mężczyzn żandarma pojmało, ściągnęło z niego mundur, związało mu ręce oraz nogi i tak porzuciło w krzakach. Eliasz zdjął kobiecy strój i wdział mundur policyjny. Tymczasem jego kompani sprzedali na rybnickim targu policyjnego konia pewnemu rzeźnikowi. Wracający do domu rzeźnik został zatrzymany przez żandarma-Eliasza. W imieniu prawa zarekwirował – kupionego niedawno przez rzeźnika – policyjnego konia, odebrał także wszystkie dokumenty i gotówkę, i nakazał stawić się na przesłuchanie na rybnickim posterunku żandarmerii.

Eliasz a Racibórz

Nie udało się zebrać wiarygodnych informacji na temat działalności Eliasza w Raciborzu i jego okolicach. Czytelnicy mogą zapytać, dlaczego zatem o Eliaszu piszemy na łamach „Ziemi Raciborskiej”? Jest jednak pewien związek Eliasza z Raciborzem.

W 1851 r. w Nowych Zagrodach, przy dzisiejszej ulicy Eichendorffa, oddano do użytku „Królewski Zakład Karny”, wybudowany w stylu neogotyckim na planie krzyża. Wzorem dla budowniczych były podobne budowle, wzniesione w Anglii. Z czasem raciborskie więzienie stało się najnowocześniejszym – w XIX. wieku – zakładem karnym na kontynencie europejskim. Zakład początkowo był przewidziany dla 325 więźniów. „Śląski Tacyt” – Augustin Weltzel informuje jednak w swojej Historii Raciborza, że w 1880 r. w więzieniu przebywało już 410 więźniów, w tym 60 dzieci. Przez wiele dziesięcioleci raciborski zakład karny był uznawany za jedno z najostrzejszych więzień.

Wróćmy do Eliasza. W końcu i jemu powinęła się noga. Kiedyś, skradając się do swojej ukochanej, został pojmany przez policjantów. W 1874 roku stanął przed sądem w Bytomiu. Za liczne przewinienia Eliasz został skazany na dożywotnie więzienie. Zaś jako miejsce wykonywania kary wyznaczono więzienie w Raciborzu – najcięższy z zakładów karnych.

W raciborskim więzieniu Eliasz zachował się bardzo układnie, nie sprawiając żadnego kłopotu. Za dobre sprawowanie uzyskał prawo krótkotrwałego opuszczenia więzienia bez żadnego nadzoru. I nigdy nie spóźniał się z takiej przepustki. Z czasem został czymś w rodzaju woźnego, czy służącego, w domu pana dyrektora więzienia. Nigdy w tym domu nie zginęło nawet cygaro. W 1914 roku Eliasz został ułaskawiony. Uprosił jednak, aby mógł pozostać w swojej celi w raciborskim więzieniu. Tam zmarł w 1918 roku.

Paweł Newerla

Opublikowane przez
WAW
Dołącz do dyskusji

WAW

Wydawca, redaktor naczelny - zapraszam do kontaktu autorów oraz czytelników pod adresem mailowym ziemia.raciborska@gmail.com