Wojna-pokój-ludzie (8). Z nagrobków skuwano niemieckie napisy

Wojna-pokój-ludzie (8). Z nagrobków skuwano niemieckie napisy

JL – Owsiszcze, urodzona w 1917 roku

Rosjanie wkroczyli do Owsiszcz około 20 kwietnia. Długo zresztą nie zabawili, zaraz ruszyli ku Czechosłowacji. Na krótko w kwietniu moja rodzina w obawie przed Rosjanami schroniła się w lesie po stronie czeskiej. Tam spędziliśmy kilka dni. Owsiszcze zbytnio nie ucierpiały. Zniszczonych było dziesięć domów. Niedługo po Rosjanach pojawili się w wiosce żołnierze polscy, choć w samych walkach udziału oni żadnego nie brali.

Gdy jeszcze we wiosce byli Rosjanie, zrobili zebranie w szkole i spytali do kogo chcemy przynależeć, do Polski czy do Czech. Większość wtedy zdecydowała, że chcemy być częścią państwa Czechosłowackiego. Na domach powiesiliśmy wtedy czeskie fany (flagi). Wtedy byliśmy pewni, że już należymy do Czech. Po kilku dniach jednak ci sami Rosjanie kazali nam te trójkolorowe flagi pościągać, bo jak nam powiedzieli, jesteśmy Polakami, nie Czechami! Wszystko to działo się jeszcze w maju. Gdy 22 lipca wojsko polskie weszło do Owsiszcz, już nie mieliśmy wątpliwości, że przypadliśmy Polsce.

Jeszcze wcześniej, bo kwietniu, gdy wycofywały się odziały niemieckie, z samolotów Niemcy zrzucali ulotki, w których było napisane, iż zostaniemy przyłączeni do Polski, lecz tylko na lat pięćdziesiąt. Później mieliśmy wrócić z powrotem do państwa niemieckiego. Wszystko to było bardzo trudne do pojęcia – chcieli nas Czesi, zagarnęli Polacy, jakby jeszcze było tego mało, mamili na dokładkę Niemcy.

Pomimo tego, iż do Piszcza mamy dosłownie rzut kamieniem, nie wolno było przekraczać granicy, której dniem i nocą pilnowało wojsko. Jedynie ci, którzy mieli pola po czeskiej stronie, tylko oni dostawali specjalne przepustki, lecz wyłącznie na czas trwania prac polowych. Co warte podkreślenia do lat 20-tych dwudziestego wieku Owsiszcze i Piszcz były jedną parafią, z kościołem w Piszczu. Naszą wspólną diecezją był Ołomuniec. Krzyżanowice i Tworków przynależały z kolei do diecezji wrocławskiej. Dopiero w drugiej dekadzie dwudziestego stulecia przyłączono nas do parafii Bolesław. W kościele i mowie codziennej używaliśmy mowy morawskiej. Samodzielną parafią jesteśmy dopiero od lat siedemdziesiątych. Za przyłączeniem do Czech przemawiał jeszcze fakt, iż w Owsiszczach i czeskim Piszczu wiele małżeństw było małżeństwami mieszanymi, polsko-czeskimi. Takich wymieszanych związków było bardzo dużo.

Do zabawnych sytuacji często dochodziło często w kościele. Podczas śpiewu jedni śpiewali po niemiecku, inni po morawsku, a niektórzy próbowali po polsku. W okresie międzywojennym większość posługiwała językiem morawskim. Po niemiecku nie każdy umiał płynnie się wypowiedzieć, w mowie naszych południowych sąsiadów wszyscy. Starsi mieszkańcy Owsiszcz do dziś przechowują książki pisane po morawsku.

Powojenni nauczyciele, którzy przybyli do Owsiszcz byli Polakami. Oni bardzo naciskali, by i w domu i w szkole posługiwać się tylko językiem polskim. Z cmentarnych nagrobków skuwano niemiecki napisy. Przymuszano także do zmiany imion a nawet nazwisk, które czasem brzmiały niektórym zbyt niemiecko. Przykładowo mój mąż, któremu na imię było Adolf, musowo musiał „przechrzcić” się na Szczepana, które to imię wybrał mu urzędnik na gminie. Szczepanem został tylko dlatego, iż było blisko Świąt Bożego Narodzenie, a wiadomo, iż 26 grudnia wypadają imieniny tego męczennika.

Żołnierze, którzy stali na straży granicy, w większości byli aż spoza Warszawy, żaden z nich nie pochodził ze Śląska. Władza po wojnie nie ufała tutejszym ludziom.

Do Czech chodziło się – oczywiście nielegalnymi drogami – po buty i drożdże. Tych, których udało się przyłapać na szmuglu aresztowano i zamykano w więzieniu, między innymi w Gliwicach. Niektóre osoby spędziły za kratkami i trzy lata.

Granica, którą tu mamy od 1945 roku, praktycznie rzecz biorąc wyznacza ta sama linia, która między 1921 a 1938 oddzielała Czechosłowację od Niemiec. Mało tego, dziś te same kamienia graniczne, nasadzone jeszcze w 1921 roku przez Niemców i Czechów, wyznaczają obecną granicę państwową. Między 1938 a 1945 rokiem, kiedy to hitlerowcy zajęli Kraj Hulczyński, mogliśmy swobodnie przekraczać tą granicę. Po II wojnie światowej gdy ktoś chciał się udać przykładowo do Piszcza, musiał się udać aż do przejścia granicznego w Chałupkach. Wcześniej jeszcze trzeba było bardzo usilnie i z niemałymi trudnościami zabiegać o specjalne zezwolenia i przepustki, których zresztą często odmawiano. Łatwiej było o te przepustki tym, którzy mieli pola po drugiej stronie granicy.

Do Owsiszcz nie skierowano żadnych repatriantów. Długo po wojnie nie było tutaj żadnych „obcych”, którzy nie pochodziliby stąd. Tutaj, inaczej niż w Krzyżanowicach czy Tworkowie nie było żadnego PGR-u, który ewentualnie dawałby zatrudnienie nowoprzybyłym. Tym być może można wytłumaczyć brak nowych osadników. Dopiero na Wydalu, gdzie było państwowe gospodarstwo rolne zamieszkało kilka rodzin z dalszej Polski.

Ja osobiście nigdy nie opuściłabym Owsiszcz. Ta wioska jest moja małą, najważniejszą ojczyzną…

Opracowanie Krzysztof Stopa (ob. Langer), fragment książki WOJNA – POKÓJ – LUDZIE Karty wspólnej przygranicznej historii 1945. Materiały do edukacji regionalnej/ VÁLKA – MÍR – LIDÉ Listy společné příhraniční historie 1945. Materiály k regionálnímu vzdělávání, wydanej w 2007 r. nakładem wyd. WAW, publikowanej we fragmentach za zgodą autora oraz Gminy Krzyżanowice.

Opublikowane przez
WAW
Dołącz do dyskusji

WAW

Wydawca, redaktor naczelny - zapraszam do kontaktu autorów oraz czytelników pod adresem mailowym ziemia.raciborska@gmail.com