Czy mieliście okazję kiedykolwiek być na cmentarzu ewangelickim w Raciborzu? Jeśli nie, to oczywiście serdecznie zapraszamy. Między innymi można tam odnaleźć grób dawnego burmistrza miasta.
Robert Ellendt (*17.05.1893, +17.09.1927), bo o nim mowa, pochodzić miał z Królewca (Kaliningradu) [1], chociaż urodził się w Ełku [2]. Z zawodu był asesorem, jak donosiła prasa po jego wyborze.[3] Został on mianowany w 1924 roku na stanowisko drugiego burmistrza, co dzisiejszym warunkom mogłoby odpowiadać funkcji zastępcy prezydenta. Głównym burmistrzem miasta został ówcześnie 43-letni Adolf Kaschny, którego firmowała katolicka partia Zentrum. Pozornie miało się to kłócić z poglądami Ellendta (młodszego od Kaschnego o 12 lat), który był zadeklarowanym nacjonalistą.[4] Przypomnijmy, że w ówczesnym czasie poparcie dla niemieckich katolików zaczynało słabnąć na korzyść ruchów nacjonalistycznych, z których wyrósł Adolf Hitler.
Spoglądając jednak na działalność i wypowiedzi obu burmistrzów, można dojść do wniosku, że na pewno w jednej kwestii byli zgodni. Zgodność dotyczyła odłączenia części ówczesnego powiatu raciborskiego w postaci Kraiku Hulczyńskiego na rzecz Czechosłowacji. Akcja podyktowana miała być ustaleniami, do których doszło w Wersalu w 1919 roku. W wyniku przegranej wojny Republika Weimarska (która jeszcze kilka chwil prędzej nazywała się Prusami) poniosła straty terytorialne – prócz Ziemi Hulczyńskiej, Niemcy utracili m.in. Alzację i część Lotaryngii, Gdańsk oraz część Górnego Śląska wraz z miastem Katowice.
Sytuacja nie podobała się ani Kaschnemu, ani Ellendtowi. Krytykowali oni zmianę granic na spotkaniu z komisją wschodnią Sejmu Pruskiego. Podczas gdy pochodzący z Köberwitz (późniejsze Kobeřice) nadburmistrz Adolf Kaschny miał mówić o wersalskim dyktacie i oderwaniu prawego brzegu Odry, Ellendt zwracał na rujnujące powiat finansowo oblicze sprawy. Sądzimy, że władze państwowe zdadzą sobie sprawę z tych faktów, dla uchronienia się, ażeby sąsiedzi nasi, niezbyt nam życzliwi, nie doczekali się widowiska, że upadnie miasto Racibórz, będące dotychczas nosicielem niemieckości na najdalszym wschodzie – miał skomentować na wspomnianym spotkaniu.[5]
Ellendt najprawdopodobniej znalazł się na dokładnie przeciwległym krańcu Republiki za sprawą swojej wybranki serca, która miała pochodzić z Raciborza. Akta urzędu stanu cywilnego w Raciborzu faktycznie zaświadczają o zawarciu małżeństwa z Margarethe Sturtzel dnia 15 grudnia 1925 roku.[6] W akcie można odnaleźć także inne ciekawe rzeczy. I tak dowiadujemy się, że Ellendt w okresie kawalerskim miał mieszkać przy ul. Kwiatowej 3 (musiałby to być jeden z domów na obszarze obecnej Miedonii-Kolonii). Jego wybranka natomiast mieszkać miała na ul. Drzymały 32a. Z księgi adresowej z 1914 roku wynika, że pod tym adresem mieszkał niejaki Wilhelm Sturtzel [7], menedżer lokalnej placówki imperium tytoniowego Josepha Domsa, która znajdować się miała na Lukasynie [8]. Podejrzewam zatem, że Margarethe mogła być jego córką, co wymaga jednak dokładniejszego sprawdzenia. Świadkować im miała 55-letnia Elsa Ellendt oraz właśnie 62-letni Wilhelm Sturtzel, prawdopodobnie rodzice państwa młodych.[9]
Szczęście zawodowe i małżeńskie Ellendta nie trwało długo. Niespełna 21 miesięcy po wejściu w legalny związek Ellendt miał wziąć udział w zdarzeniu, które okazało się dla niego tragiczne w skutkach. Donosi o tym notka prasowa z „Katolika Codziennego”:
Tragiczna śmierć. Racibórz. Drugi burmistrz p. Robert Ellendt brał udział z delegacją miasta Raciborza w zjeździe miast górnośląskich w Prudniku. Wracając w niedzielę wieczorem z Prudnika do domu samochodem magistrackim i kierując osobiście wozem, poniósł tragiczną śmierć. Już na terenie powiatu raciborskiego, tuż przed Krawarzem stracił władzę nad motorem. Samochód pędzący szybko, wjechał do rowu, wywrócił się do góry kołami, przygniatając na śmierć burmistrza Ellendta. Szofer został wyrzucony i odniósł poważne okaleczenia. Zmarły burmistrz był jeszcze stosunkowo młody i dopiero od roku [ w rzeczywistości od niespełna 2 lat, przyp. autorki] żonaty z Raciborzanką.[10]
W notce chodzi o tzw. Polski Krawarz (Polnisch Krawarn), czyli obecne Krowiarki, które znajdują się na trasie do Prudnika. O okolicach tej właśnie lokalizacji (a nie chociażby o czeskim Krawarzu) zaświadcza inna notka, tym razem z „Nowin Codziennych”:
Tragiczna śmierć drugiego burmistrza raciborskiego – Racibórz. Tragiczną śmiercią zginął w sobotę drugi burmistrz miasta Raciborza, p. Ellendt. P. Ellendt wracając z jakiegoś posiedzenia do domu samochodem w towarzystwie swego szofera, kierował osobiście autem. Według zeznań szofera, p. Kustosa, burmistrz w drodze pomiędzy miejscowościami Martzkirch i Gr. Neukirch [aktualnie Maciowakrze i Polska Cerekiew – przyp. autorki] został napastowany przez jakąś owadę. Aby muszkę odpędzić p. E. machnął ręka w powietrze, opuszczając przytem kierownicę samochodu. Wóz pozbawiony w ten sposób kierownika, posunął się nagle w bok i runął całą siłą w przyległy głęboki rów. Podczas gdy szofer został wyrzucony, p. Ellendt przygnieciony został ciężkiem autem. Ponieważ pomocy natychmiast nie było na miejscu, nieszczęśliwy poniósł śmierć wskutek uduszenia. Według stwierdzenia lekarskiego, drugie okaleczenia burmistrza nie były śmiertelne. Zmarły pozostawia po sobie żonę, którą poślubił ledwie przed 12 miesiącami [w rzeczywistości 21 miesiącami – przyp. autorki].[11]
Wydarzenie doczekało się także relacji w „Gońcu Częstochowskim”:
Zaduszony złotym łańcuszkiem – Tragiczną śmiercią zginął burmistrz Raciborza na Śląsku niemieckim Robert Ellendt. Wracał on z kongresu w Nowem Mieście do Raciborza samochodem, którym sam kierował. Obok niego siedział szofer. Niedaleko Raciborza ukąsiła Ellendta mucha. Opędzając się ręką, Ellendt stracił władzę nad kierownicą, a samochód wpadł do rowu i przewrócił się. Ellendt miał na szyi złoty łańcuszek od zegarka, który ścisnął mu szyję wskutek upadku i udusił go. Szofer przywalony autem nie mógł przyjść mu z pomocą. Dopiero po pewnym czasie nadjechało inne auto, którego pasażerowie wyciągnęli obu z pod samochodu. Okazało się, że burmistrz Ellendt nie żyje. Zwłoki jego przewieziono do lazaretu w Raciborzu.[12]
W „Polonii” natomiast wspomniano o ostatnim tchnieniu i słowach, które miał wypowiedzieć do współpasażera:
Szofer, którego wydobyto spod auta, opowiada, że zaraz po wypadku słyszał jeszcze rzężenie duszącego się burmistrza i słaby głos: Duszę się, ratunku! [13]
Interesujące jest także nazwisko tragicznego burmistrza. Ellendt – Elendt – Elend = w języku niemieckim oznacza przymiotnik nędzny, marny, beznadziejny, słaby, mizerny, podły, nikczemny, okropny, fałszywy. Los burmistrza Ellendta taki właśnie okazał się być. Czy można tutaj mówić o klątwie własnego nazwiska?
Co ciekawe, podobny los spotkał nadburmistrza Kaschnego. Zginął on bowiem wskutek wypadku samochodowego w roku 1951 w Monachium.
Jako jeden z nielicznych na cmentarzu ewangelickim w naszym mieście, nagrobek burmistrza zdołał przetrwać. Miejmy nadzieję, że pozostałości nekropolii kiedyś zostaną mocniej wyeksponowane, gdyż jak widać każdy kamień może nam opowiedzieć jakąś ciekawą historię.
Natalia Klimaschka
Materiał źródłowy:
[1] „Katolik Codzienny”, nr 212, 13.09.1924, s. 4.[2] Akt zawarcia małżeństwa, nr 258 (387), 15.12.1925, Standesamt Ratibor.
[3] „Górnoślązak”, nr 213, 14.09.1924, s. 5.
[4] „Katolik Codzienny”, nr 212, 13.09.1924, s. 4.
[5] „Dziennik Berliński”, nr 233, 13.10.1925, s. 2.
[6] Akt zawarcia małżeństwa, nr 258 (387), 15.12.1925, Standesamt Ratibor.
[7] Adressbuch für den Stadtkreis Ratibor und die Vororte Schloß Ratibor und Ostrog, 1914, s. 63.
[8] Oberschlesisches Handels-Adressbuch, 1914, s. 228.
[9] Akt zawarcia małżeństwa, nr 258 (387), 15.12.1925, Standesamt Ratibor.
[10] „Katolik Codzienny”, nr 215, 21.09.1927, s. 4.
[11] „Nowiny Codzienne”, nr 215, 20.09.1927, s. 3.
[12] „Goniec Częstochowski”, nr 216, 22.09.1927, s. 4.
[13] „Polonia”, nr 258, 20.09.1927, s. 5.