Odra na wysokości powiatu raciborskiego ma bogatą topografię legendową. Główny bohaterem jest utopiec. Towarzyszą mu jego podwodne córy oraz dama w białej szacie i z zielonymi oczyma. Wędrując wzdłuż odrzańskich brzegów być może natrafimy na którąś z tych postaci.
Pasjonat baśni i legend
Bogata skarbnica raciborskich legend zwróciła uwagę Jerzego Hyckla. Ten urodzony w 1880 r. w Raciborzu syn maszynisty kolejowego okazał się wielce utalentowany, kończąc studia uniwersyteckie w Hombergu i Frankfurcie/Menem. W 1911 r. powołano go na profesora zakładu dla głuchoniemych w Raciborzu. Pasjonował się historią, kulturą i etnografią ziemi raciborskiej, walnie przyczyniając się do powstania raciborskiego muzeum. Kierował placówką w latach 1925-1933 oraz 1938-1945. Po II wojnie światowej wyjechał do Niemiec, kierując szkołą specjalną w Cottbus (Brandenburgia). Po przejściu w stan spoczynku osiadł w Warendorf (Westfalia), gdzie zmarł w 1975 r.
Pozostawił po sobie ogromną spuściznę literacką. Od 1922 do zawieszenia w 1934 r. był wydawcą „Oberschlesische Rundschau” („Przegląd Górnośląski”), przekształconej z „Ratibor-Leobschützer Zeitung” („Gazety Raciborsko-Głubczyckiej”), organie katolickiej partii Zentrum, a w latach 1926-1933 wydawał coroczne kalendarze „Ratiborer Heimatbote”, zawierające szereg ciekawych przyczynków do dziejów Raciborza i powiatu.
Pasjonował go świat baśni, bajek i legend. Opublikował m.in. „Mein Heimatland. Märchen und Sagen aus Schlesien” („Moje strony rodzinne. Śląskie baśnie i legendy”) – Breslau 1908 i 1910; „Schlesischer Sagenborn” („Zdrój śląskich legend”) – Breslau, 3 wydania 1909-1924 oraz „Was der Sagenborn rauscht. Sagen aus dem Ratiborer Lande” („Co szumi w zdroju legend. Legendy ziemi raciborskiej”) – Ratibor 1924. Z tego ostatniego opracowania pochodzą cytowane niżej odrzańskie legendy w tłumaczeniu Patrycji Tkocz-Stefanowskiej.
Tańczący utopiec
Działo się to przed wieloma laty. Pewien muzykant o imieniu Szmidt szedł wówczas starą drogą polną z Rogowa do Zabełkowa. Podśpiewując sobie, co chwilę przytupywał w takt nuconej pieśni. Nagle, niedaleko kapliczki z obrazem Matki Boskiej Boleściwej stojącej pośrodku pól, zauważył niskiego człowieka z czerwoną czapką. Nieznajomy wymachiwał nią na wszystkie strony, poruszając się przy tym tak komicznie, jakby tańczył i skakał w rytmie jakiejś dziwnej muzyki. Kiedy ów mężczyzna spostrzegł zbliżającego się Szmidta, zawołał:
– Szmidt, zagraj mi jakiś kawałeczek.
Muzyk zignorował go i bez zastanowienia poszedł dalej. Jednak tajemniczy człowiek nie dał za wygraną, zbliżył się do niego i zaczął skakać coraz bliżej i bliżej aż ponownie zawołał:
– Szmidt, zagraj mi jakiś kawałeczek.
Tego już było grajkowi za wiele. Chwycił naprzykrzającego się człowieka, aby go rzucić na bok, ale, o dziwo, nie mógł tego zrobić. Pomimo dużego wysiłku czuł, że jego siły topnieją. Co więcej, mężczyzna złapał go tak mocno, że zatrwożony zawołał o pomoc. Wołanie usłyszeli ludzie z pobliskiego młyna i szybko przybiegli do niego wraz z psami, by pomóc wystraszonemu już nie na żarty Szmidtowi, który nadal znajdował się w mocnym uścisku obcego. Muzykant widząc ich odetchnął z ulgą. Jednak, kiedy psy zbliżyły się do nieznajomego mężczyzny, nagle ucichły, stanęły wystraszone i po chwili zaczęły skomleć.
Szmidt próbował się jeszcze bronić i utrzymywać na własnych nogach. Kiedy jednak jego siły były już na wyczerpaniu, zawołał cicho imiona Jezusa, Maryi i Józefa. Słowa, które wypowiedział okazały dla niego ratunkiem, ponieważ człowieczek od razu wypuścił go z uścisku i czym prędzej zaczął uciekać w stronę Odry. Chwilę później zniknął w ciemnej toni rzeki. Wtedy już Szmidt miał pewność, że napotkał na swojej drodze utopca.
Kiedy następnym razem przechodził tą samą drogą, wiedział już jak z nim postępować. Poproszony o odegranie jakiejś melodii, zagrał mu pieśń kościelną. Utopiec od razu zniknął w toni Odry i od tego czasu nie zaczepiał go już nigdy więcej.
Zatopiona wioska
Pomiędzy Zabełkowem a Roszkowem znajdują się bardzo głębokie bagniska. Przed wielu, wielu laty miała się tam znajdować wioska o nazwie Bełk, która to, jak chce legenda, została zatopiona w tych bagnach. Kiedy po wielu latach do tych okolic przywędrowali nowi osadnicy, wybudowali obok zatopionej wioski osiedle, które nazwali Za Bełkiem – stąd powstała nazwa obecnej wioski Zabełków. Według podania, miejsce to jest zaczarowane. W nocy mają się tam ponoć ukazywać duchy i czarne psy. Stąd mieszkańcy unikają tego miejsca.
Utopiec w Tworkowie
Dawniej na msze święte, które odbywały się w Tworkowie, przybywali ludzie z sąsiednich wiosek usytuowanych po drugiej stronie Odry. Przemieszczali się oni z brzegu na brzeg tratwą, którą sterował przewoźnik.
Podczas, gdy pobożni ludzie przebywali w kościele uczestnicząc w nabożeństwie, utopiec zamieszkujący tamte tereny przychodził do mieszkańców jako obcy albo zacny człowiek. Nikomu nie czynił krzywdy i rozmawiał z nimi do czasu, kiedy nabożeństwo się skończyło. Wtedy śpieszył do tratwy – promu, siadał na ławce razem z powracającymi ze mszy ludźmi i straszył ich, że zatopi prom podczas przepływu.
Nie mógł im jednak zaszkodzić, dopóki mieli oni w sercach Słowo Boże, w innym przypadku łatwo udawało mu się wciągnąć ich pod wodę. A tam, w wodnych czeluściach, w jednej ze swoich komnat miał na regałach odwrócone do góry dnem garnki, gdzie przechowywał dusze swoich ofiar. Chętnie wabił również bawiące się nad brzegiem starego rozgałęzienia Odry dzieci i wciągał je do wody.
Utopiec jako ptaszek
Moja matka poszła kiedyś nad Odrę. Ujrzała tam siedzącego w krzakach pięknego ptaka, którego śpiew bardzo ją zauroczył. Kiedy podeszła bliżej niego, ptaszek odfrunął ku Odrze. Postanowiła za nim pójść i nagle spostrzegła, że stoi na skraju skarpy, a ptaszek zniknął w wodzie. Wtedy zrozumiała, że był to utopiec, który chciał ją zwabić do Odry.
Utopiec jako światło
Pewnego razu dwóch mężczyzn łowiło o północy ryby w Odrze przy ujściu Psiny. Nagle jeden z nich zobaczył na mieliźnie naprzeciw lasu brzozowego pewnego mężczyznę, który chodził tam i z powrotem. Szepnął o swoich spostrzeżeniach towarzyszowi, ale ten powiedział drwiąco: „Kto to mógłby być? Ja nie widzę tam żadnego mężczyzny”. Po tych słowach, nagle, tuż przed nimi, pojawiły się w wodzie trzy światełka i wyłoniły się spokojnie na powierzchnię. Wówczas zniknęła również zjawa mężczyzny z mielizny. Przestraszeni wędkarze rzucili wędki i uciekli w górę skarpy. Kiedy byli już na górze, zjawisko zniknęło.
Nieżywa kobieta
Na Górnym Śląsku wierzy się w nieżywą kobietę. Zdaje się, że postać ta powiązana jest mocno z wodą, gdyż mieszka w studniach i w Odrze. Jej oczy są zielone. Kobieta pokazuje się ludziom w długiej, białej szacie. Wznosi się czasem nad Odrą, spogląda na przepływające czółna, łódki, statki i pokazuje się swoim ofiarom. To zjawisko znane jest wzdłuż Odry na odcinku od Raciborza do Koźla.
Utopiec w altanie ogrodowej
Kiedy mój dziadek ze Starej Wsi kończył wieczorem pracę, siadał sobie w altance i palił fajkę. Pewnego razu przyszedł do niego obcy mężczyzna, który ni stąd, ni zowąd usiadł obok niego na ławce, nabił swoją fajkę nie mówiąc przy tym ani słowa. Tak sobie siedzieli w milczeniu pykając fajki.
Następnego dnia dziadek opowiedział o tym zdarzeniu swoim kamratom w pracy i zapytał ich, kim mógłby być ten mężczyzna. Oni zgodnie stwierdzili, że być może był to utopiec. Poradzili mu też, by narysował poświęconą kredą okrąg i usiadł w jego środku. A kiedy przyjdzie nieznajomy, powinien opryskać go wodą święconą. Dziadek zrobił tak, jak mu nakazano. Zaledwie usiadł w kręgu, na horyzoncie pojawił się utopiec. Kiedy ten się zbliżył, dziadek pokropił go święconą wodą. Wtedy też wodnik rozeźlony zaczął uciekać, ile sił w nogach w stronę Odry. Wtedy też altana zaczęła wypełniać się wodą, a dziadek musiał również jak najszybciej opuścić swoją altanę. Utopiec mszcząc się, podtopił dziadkowi cały ogród.
Utopiec prosi o tabakę
Jeden chłop z Proszowca szedł z pracy do domu zawsze Pasieką. Pewnego razu zobaczył siedzącego nad brzegiem Odry małego człowieka. Ten poprosił go o tabakę ofiarując mu worek ryb. Chłop podał mu tytoń i kiedy utopiec miał go w swoich rękach, wskoczył szybko do wody, a stamtąd było słychać już tylko jego śmiech.
Świnia w worku
Utopiec zamienił się kiedyś w świnię, aby pijaka ośmieszyć i ukarać. A było to tak. Jeden chłop dostał od swojej żony pieniądze na zakup świni. Gdy poszedł na targ do miasta i był w pobliżu Odry, zobaczył na brzegu pięknego prosiaka. Wtedy chłop pomyślał, że złapie go, a pieniądze, które za niego otrzyma będzie mógł przepić. Wnet złapał zwierzaka, wsadził go do worka, a schował tam też pieniądze. Założył sobie worek na plecy i przeszedł przez most.
Z każdym krokiem postawionym na kładce wór stawał się coraz cięższy i cięższy, tak, że ledwo mógł go unieść. Oparł się o barierkę mostu, chcąc na chwilę odpocząć. Naraz worek wyrwał mu się z ręki i wpadł do wody. Po czym rozległ się gromki śmiech – to utopiec naśmiewał się z chłopa. Cóż pozostało chłopu. Wrócił do domu i bez świni, i bez pieniędzy.
Kara za spóźnienie
Działo się to w Zawadzie – Łęgu. Często około północy na zabawy taneczne przybywały dwie piękne wesołe dziewczyny, które po kilku godzinach upojnych tańców znikały bez śladu. Podobały się wszystkim młodzieńcom z okolicy, jednak żaden z nich ich nie znał i nie wiedział skąd pochodzą. Zaintrygowani tajemniczymi pięknościami chłopcy postanowili je obserwować. Jak zadecydowali, tak też uczynili. Kiedy dziewczęta wyszły z sali, chłopcy niepostrzeżenie udali się za nimi. Zdziwił ich fakt, że dziewczyny kierowały się w kierunku Odry. Co więcej, kiedy stanęły nad brzegiem rzeki, jej wody się rozwarły i utworzyły drogę, w którą się dziewczęta się udały i po chwili znikały. Chłopcom wydało się to niezrozumiałe i podeszli aż do brzegu, na którym ostatnio widzieli swoje lube. Ale nic nie zobaczyli.
W drodze powrotnej postanowili, że następnym razem zagrodzą dziewczynom drogę i powstrzymają je przed wejściem w czeluści rzeki. Tak też przy najbliższej okazji uczynili, otaczając je i prosząc o podanie miejsca zamieszkania. Na to dziewczęta zaczęły lamentować i prosić:
– Teraz jesteśmy zgubione, o my nieszczęśliwe! Przekroczyłyśmy nasz limit czasu, błagamy puśćcie nas. Jesteśmy córkami utoploszka. Chodźcie za nami, wtedy przekonacie się czy jeszcze kiedyś wrócimy. Kiedy na wodzie ukaże się biała piana, będzie to znak, że możemy znowu wrócić do ludzi. Jeżeli nie, oznacza to, że zginiemy.
Dziewczyny pobiegły do rzeki, która po chwili pochłonęła je, podobnie jak tamtego wieczoru. Czekający na brzegu chłopcy zobaczyli czerwone bańki wydobywające się z wody. Zrozumieli, że już nigdy nie ujrzą tych pięknych dziewcząt i wrócili smutni do swoich domów.
Wianek na wodzie
Przy skubaniu pierza opowiadała raz matka, że jak była jeszcze dziewczynką, musiała przechodzić przez most idąc do szkoły. Pewnego dnia popatrzyła przez poręcz mostu do rzeki. W wodzie zobaczyła piękny wianek płynący w dół Odry. Jej przyjaciółka chciała sobie go przynieść, ale moja matka powstrzymała ją przed tym. Pomyślała, że mogłaby to być postać utopca. I tak też najprawdopodobniej było. Kiedy opowiedziała o tym wydarzeniu swojej matce, ta od razu przestrzegła ją, aby uważać na złośliwości utoploszka.
Jego prawo
W jednej wiosce pod Raciborzem gospodarz miał parobka, który przez noc przebywał z końmi na pastwisku. Swoją kolację jadł zawsze rankiem. Gospodyni zawsze dbała, by parobek najadł się do syta. Zdarzało się jednak, iż kiedy parobek wracał z pastwiska, na stole stał jedynie pusty talerz. Parobek przypuszczał, że jego kolację zjadali inni i poskarżył się gospodarzowi. Nikt się jednak nie przyznał, a ponieważ zdarzało się to kilka razy, gospodarz postanowił przyłapać złodzieja na gorącym uczynku. Kiedy jedzenie stało na stole, gospodarz położył się pod ławą. O północy zobaczył, że do pokoju wchodzi mały chłopiec, siada wygodnie za stołem i zaczyna jeść. Gospodarz rozpoznał w nim utoploszka. Wyszedł ze swej kryjówki i zapytał, dlaczego zjada parobkowi kolację. Na to utopiec odpowiedział:
– Kiedy widzę, że łyżka jest zwrócona do góry oznacza to, że kolacja jest przygotowana dla mnie i mam prawo ją zjeść. Kiedy łyżka jest inaczej odwrócona to prawa takiego nie mam.
– Dobrze – odpowiedział gospodarz – U mnie zawsze będzie na ciebie czekało jedzenie.
Na to odparł utopiec:
– Tego nie pożałujesz.
Od tego dnia i parobek, i utopiec mieli swoje kolacje, a i utopiec dotrzymał słowa. Kiedy pewnego razu konie się spłoszyły i poleciały w kierunku Odry i już miały wchodzić do wody, to zjawił się utopiec i je z wody wyprowadził, ratując przed utopieniem.
Głosy duchów
Było to jeszcze za dziochy, jo żech robiła na pańskim. Były żniwa, było ciepło, ani wiaterka. Jak zadzwonili w połednie na Anioł Pański, my posiedli, porzykali i zaczli jeść, co nom tam przynieśli. Naroz od Odry zawiało i wszyscy my usłyszeli wołanie: Mamulkooo, Mamulkoo i za jedno my powiedzieli, że to mały Paulek woło, kery niedowno umrzył. Był to synek bogatego siedloka, jedynok, kery se narodził długo po ślubie, jego Papa jak i Mama bardzo na nim wisieli. Jego Mama se ni mogła uspokoić. Jak se o tym wołaniu usłyszała to było jeszcze gorszy i chnetka po tym umrzyła.
Na podzim zaś kiedy synki pasły nad Odrą krowy, a było to po śmierci tej Mamy od Paulka, słyszeli głos Synkuuu, synkuu. To ta Mama szukała i wołała swego Paulka. Farorz odprawili potem mszam za nich i więcej już głosów nie było słychać. Był to znak, że obie duszyczki se spotkały.
Diabelski most w Bukowie
Przez stare ramię Odry, niedaleko Bukowa prowadzi pewien most, który przez mieszkańców nazywany jest diabelskim mostem. W nocy ponoć pojawiają się na nim tajemnicze postacie, o których ludzie z przestrachem wspominają.
Pewnego razu stary nauczyciel Stoklossa, który pracował często w Lubomi wracał przez tę okolicę w nocy do domu. Usłyszał wówczas za sobą kroki. Kiedy się obejrzał, zauważył czarne cielę, które za nim biegło. Starzec przeczuł szybko, że jest to coś strasznego i przyspieszył kroku. Jednak cielę dalej deptało mu po piętach. Wtedy mężczyzna zaczął biec, aby uciec tajemniczej istocie. Niestety, na próżno, bo ciągle słyszał za sobą kroki dziwnego zwierzęcia. Zlany potem doszedł w końcu do diabelskiego mostu i kiedy przez niego przeszedł, zauważył, że za nim nagle zrobiło się cicho. Czarne cielę zniknęło.
Kiedy jakiś inny mężczyzna przechodził przez most widział tam przy brzegu raka, który dał się zauważyć przez swoją wielkość. Podniósł go i włożył do koszyka. Krab zajął całą powierzchnię kosza. Uradowany ze swego znaleziska poszedł do domu i postawił kosz koło lóżka. Potem poszedł spać. Następnego dnia miał ugotować raka. W nocy obudziły go stukoty pod łóżkiem i dziwne skrobanie. Myślał, że rak wyszedł z kosza i zapalił światło. Wystraszył się nagle, kiedy w koszu zobaczył wielką żabę, która patrzyła na niego złymi oczyma. Szybko chwycił za kosz i wyrzucił go razem z żabą do rowu. Rano tam zajrzał – znalazł koszyk, a żaby już nie było.
Opr. Grzegorz Wawoczny, zdjęcie przy tytule Ferdynand Feldman jako Wodnik w Zatopionym dzwonie Gerharta Hauptmanna, Zakład Fotograficzny Bahrynowicz i Statkiewicz (Lwów) [ok. 1910]