Angielski święty patronem perły Raciborza

Angielski święty patronem perły Raciborza

Dlaczego akurat św. Tomasz Becket został patronem kaplicy zamkowej w Raciborzu?

Kult św. Tomasza Becketa zwanego też Kantuaryjskim (obok św. Jerzego drugiego patrona Anglii), rozkwitł krótko po jego śmierci, 29 grudnia 1170 roku. Becket został zamordowany z polecenia króla Henryka II (1154-1189). Już w 1173 roku papież Aleksander III wyniósł go na ołtarze jako świętego. Ciało złożono w katedrze w Cantenbury, najpierw w krypcie Christ Church pomiędzy ołtarzami św. Jana i św. Augustyna, w pobliżu anglo-saksońskich arcybiskupów Ethelreda  i Eadsina. W pobliżu umieszczono krew arcybiskupa i inne związane z nim relikwie oraz wota dziękczynne za wstawiennictwo i otrzymane łaski (zwykle oprawione w srebro włosy, kawałki skóry, kamienie nerkowe a nawet kawałek głowy zranionego chłopca). Stworzono przemyślany program pielgrzymkowy, a wierni – według ściśle określonego scenariusza – obchodzili procesyjnie całą katedrę, napotykając po drodze – w miejscu męczeństwa – na relikwie fragmentu miecza, którym rozpadł się po ciosie zadanym arcybiskupowi. Przy samym grobie mogli zbliżyć się do spodni i włosienicy męczennika, a nieopodal zaczerpnąć wody ze źródła Becketa. 10 lipca 1220 roku szczątki arcybiskupa przeniesiono do przybudowanej do prezbiterium kaplicy Świętej Trójcy (Trinity Chapel) i umieszczono w relikwiarzu. W 1538 roku, specjalna komisja pod przewodnictwem Thomasa Cromwella, na polecenie króla Henryka VIII spaliła relikwie świętego. W 1888 roku, pod posadzką w miejscu pierwotnego spoczynku arcybiskupa, znaleziono ludzkie szczątki ułożone wokół czaszki ze śladami mechanicznych urazów. Wielu badaczy sądzi, że należą do św. Tomasza Becketa. W tajemnicy mieli je uratować mnisi z Cantenbury. Co więcej, krąży legenda jakoby kilka wtajemniczonych osób zna prawdziwe miejsce ukrycia szczątek arcybiskupa i dwa razy w roku, w lipcu i grudniu, spotyka się przy nich, modląc się o nawrócenie Anglii.

Kult Becketa mocno oddziaływał na średniowieczną Europę. Jego męczeństwo uznano za element boskiego planu zbawienia, a jego postać wyniesiono ponad wcześniejszych męczenników. Ci bowiem, jak tłumaczono, oddali życie dla własnego zbawienia, Becket zaś przelał krew dla innych, za cały Kościół. Podkreślano, że Becketa nie zamęczyli wyznawcy pogańskich kultów, ale jego właśni synowie. Benedykt z Peterborough (?-1194) uznał Cantenbury za miejsce szczególnej łaski, nie mogąc doszukać się przykładów podobnej rangi męczeństwa, a Jan z Salisbury (1115/20 – 1180) nie zawahał się nawet sugerować wyższości patrona Anglii nad Chrystusem. Arcybiskup zginął przecież – jak argumentował Jan – w swoim kościele, Jezus zaś na niepoświęconej ziemi.

Trudno zatem się dziwić, że nadzwyczajna postać umęczonego za wiarę arcybiskupa Cantenbury, pobudzała wyobraźnię i pobożność w całej Europie. Apogeum kultu przypadło w roku translacji relikwii z krypty katedry do kaplicy Świętej Trójcy (1220), a jego mocne ożywienie następowało co pół wieku, kiedy obchodzono rocznicę tego wydarzenia. Cantenbury gościło wtedy tysiące wiernych z całej Europy. We Francji, tuż po translationis reliquiae,w samej diecezji Rouen zakwitło 59 miejsc kultu Becketa, a w Artois odnotowano siedemdziesiąt przypisanych mu cudów. Szczególnie zaangażowani w propagowanie kultu arcybiskupa zaangażowani byli cystersi, od czasów księcia Kazimierza opolsko-raciborskiego obecni na górną Odrą. Książę Władysław w 1258 roku uposażył ich klasztor w Rudach koło Raciborza.

W Polsce jednak oddziaływanie kultu Becketa nie było tak silne jak na przykład we Francji. XIII wiek przyniósł raptem trzy głośne miejsca, gdzie w formie patrocinium uhonorowano męczeństwo angielskiego arcybiskupa. Jest patronem kościoła cystersów w Sulejowie (1232), jednej z kaplic Archikatedry św. Wacława i Stanisława na Wawelu (przed 1241, obecnie kaplica bp. Piotra Tomickiego) oraz kaplicy zamkowej w Raciborzu (1292). Przed 1430 rokiem miał też ołtarz w Kościele Mariackim w Krakowie. Łącznie w XIII-wiecznym Krakowie miał Becket cztery wezwania, w tym trzy dotyczące katedry, datowane przed 1241 rokiem. Na Wawelu miały się również znajdować relikwie ręki Becketa.

Kraków jawi się więc jako miejsce propagowania kultu arcybiskupa z Cantenbury, ale jest też miejscem narodzin czci oddawanej polskiemu męczennikowi, świętemu biskupowi Stanisławowi (ur. ok. 1030 w Szczepanowie), jednemu z patronów Polski, zamordowanemu z polecenia króla Bolesława Śmiałego 11 kwietnia 1079 roku, kanonizowanemu 8 maja 1254 roku. Św. Stanisław – obok św. Wacława – jest patronem krakowskiej bazyliki archikatedralnej. Ma tu swoje mauzoleum w postaci przepięknego ołtarza baldachimowego ze srebrnym relikwiarzem, umieszczonego w centralnym miejscu świątyni.

Fundamenty pod kult stanisławowy położył jego pomysłodawca, biskup krakowski mistrz Wincenty zwany Kadłubkiem (po 1150 – 1223), a rozbudował znacznie Wincenty z Kielczy, przeor raciborskich dominikanów, autor dwóch żywotów św. Stanisława. Wokół postaci polskiego biskupa koncentrowała się idea zjednoczenia Polski. Wiemy już, że cudownego uzdrowienia za jego sprawą doznał w Krakowie książę raciborski Władysław, a do szczególnych czcicieli należał książę Przemysł[1]. Obaj władcy spoczęli w dominikańskim kościele pw. św. Jakuba, obok księcia Mieszka Otyłego. W opracowaniach poświęconych dziejom tej świątyni z rzadka podkreślany jest fakt, że od chwili fundacji w 1258 roku ma kilku patronów. Obok św. Jakuba należą do nich: Najświętsza Maria Panna, św. Jan Ewangelista, św. Stanisław, św. Dominik i Wszyscy Święci. Warto zwrócić uwagę na fakt, że męczennik z Krakowa wymieniony jest w patrocinium przed św. Dominikiem, założycielem zakonu kaznodziejskiego. W opinii części badaczy, kanonizacja św. Stanisława była pretekstem do podjęcia kolejnej próby lokowania na Górnym Śląsku opactwa cysterskiego. Pierwsza, dotycząca tzw. fundacji woszczyckiej z lat 20. XIII wieku, nie doszła do skutku. Druga zakończyła się pomyślnie w 1258 roku w Rudach (Rauden) koło Raciborza. Krakowski męczennik otaczany jest czcią na Ostrogu. W południowej nawie bocznej kościoła pw. św. Jana Chrzciciela około 1900 roku umieszczono piękny witraż z miejscowej pracowni Otto Lazara, a w nim przedstawienie św. Stanisława z wskrzeszonym Piotrowinem z piastowskim orłem u podstawy.

Powyższe pozwala postawić pytanie, dlaczego patronem raciborskiej kolegiaty został św. Tomasz Becket, a nie czczony przez miejscowych władców św. Stanisław[2]? Odpowiedź tkwi w postrzeganiu obu postaci przez średniowieczny Kościół. Św. Stanisław ze Szczepanowa otrzymał ordynację na biskupa w 1071 lub 1072, a śmierć poniósł w 1078 lub 1079 roku w kościele pw. św. Michała na Skałce. Jego ciało pocięto na 72 części. Żadne współczesne tym wydarzeniom źródło nie sugeruje, że konflikt z królem Bolesławem dotyczył spraw kościelnych. Prawdopodobnie biskup sprzeciwił się represjom wobec buntowników w otoczeniu monarchy. Część polskiego rycerstwa nie popierała bowiem aktywnej polityki Śmiałego wobec Rusi, Czech, Węgier i cesarstwa, a z powodu złego zachowania żon (źródło nie precyzuje na czym miało polegać) miała opuścić króla podczas wyprawy na wschód. Nie ma żadnych informacji o przyczynach i istocie sporu króla z biskupem. Dopiero XIII-wieczna hagiografia zaczęła utrwalać pogląd, że św. Stanisław stanął w obronie wzmiankowanych żon. Dobrze udokumentowane są natomiast skutki jego postawy. Egzekucja, zamiast uspokoić, zaogniła sytuację w Polsce, zmuszając monarchę do ucieczki. Kościół zrazu miał kłopot z teologiczną oceną św. Stanisława. Gall Anonim nazwał go zdrajcą, ale i – podobnie jak króla – pomazańcem. Nie brak sugestii, że śmierć biskupa nie miała nic wspólnego z wiarą, za to dużo z polityką. Stanisław miał otwarcie stanąć z częścią możnowładców przeciwko królowi. To było oznaczało, że wszedł do obozu buntowników. W Kalendarzu katedry krakowskiej odnotowano, że biskup został zabity. Śmierci tej nie uznano zatem za męczeństwo. Co więcej, przed kilkadziesiąt następnych lat w dynastii piastowskiej panowało przekonanie o zdradzie biskupa, co stało na przeszkodzie w narodzinach kultu. Papież Paschalis II (1099-1118) zarzucał ówczesnemu arcybiskupi gnieźnieńskiemu, że bez wiedzy Rzymu wydał wyrok na biskupa Stanisława, co sugeruje, że konflikt z królem musiał być omawiany na synodzie i dokładnie prześledzono jego tło, prawdopodobnie piętnując postępowanie hierarchy Kościoła. Dopiero w podzielonej na dzielnice Polsce kazus św. Stanisława ze Szczepanowa stał się symbolem walki Kościoła o nietykalność cielesną ze strony władzy świeckiej. W XIII wieku Kadłubek dał pierwsze świadectwa kultu. Kanonizacja zaś dokonała się w 1254 roku, ponad 170 lat po śmierci jej bohatera.

Zgoła odmiennie postrzegano św. Tomasza Becketa. Tu Rocznik kapitulny krakowski a za nim wszystkie inne nie mają wątpliwości, że arcybiskup Cantenbury został umęczony. Przelał krew za Kościół i jego słuszne prawa. Stawiano go niemal na równi z Chrystusem. Nie było żadnych wątpliwości co do świętości. Kanonizacja nastąpiła już trzy lata po śmierci. O swoim grzechu przekonany był monarcha, podżegacz do zbrodni. Król Henryk II, w pokucie za swój czyn, udało się do katedry boso, na dodatek dając się ubiczować mnichom. W 1172 roku, wśród licznej rzeczy pielgrzymów, modlił się jako pątnik przy grobie swojej ofiary. Wreszcie sprawa najważniejsza – monarcha wycofał się z decyzji, które doprowadziły do tragicznych wydarzeń. A u ich źródeł legły konstytucje clarendońskie (Clarendon, 1164), w których Henryk II ponowił oświadczenie o królewskim zwierzchnictwie nad Kościołem angielskim. Dwa lata wcześniej mianował arcybiskupem Canterbury swojego bliskiego przyjaciela, królewskiego kanclerza Tomasza Becketa. Oczekiwał, że piastując najwyższy urząd w państwie, Becket, wierny dotąd sługa, będzie się opierał papieskim pretensjom sięgającym czasów Grzegorza VII (pontyfikat 1073-1085), który w dokumencie Dictatus Papae (1075) ogłosił założenia papocezaryzmu a więc zwierzchność papiestwa na Kościołem oraz wyłączne prawo powoływania i odwoływania biskupów a także detronizacji cesarzy i królów. Becket zrezygnował jednak z urzędu kanclerskiego, stając się żarliwym zwolennikiem polityki Rzymu, ogłaszając na dodatek, iż konstytucje clarendońskie są uzurpacją władcy Anglii. W 1170 roku, po latach zażartych sporów o to, czy Kościół jest organizacją wewnątrz państwa, czy państwo organizacją wewnątrz Kościoła, czterech ludzi zamordowało biskupa w katedrze w Canterbury, usłyszawszy wcześniej słowa króla: – nikt nie uwolni mnie od tego przebrzydłego księdza.

Wezwanie kaplicy na zamku w Raciborzu wyraźnie nawiązuje do konkretnych postulatów i postaci, która je symbolizuje. Jest przez to wyjątkowo czytelne. Nie budzi żadnych wątpliwości. Biskup Tomasz II dostrzegał wiele analogii do swojego angielskiego imiennika. Przedmiot sportu z księciem Henrykiem IV Probusem był przecież co do istoty ten sam. Z opisu Długosza a potem pielęgnowanej przez kurię tradycji wynika, że władca – podobnie jak król Henryk II – tuż przed rozlewem krwi dostrzegł swój błąd, godząc się na ugodę pod Raciborzem. Tomasz II wprawdzie nie zginął męczeńską śmiercią, ale w interesie Kościoła, walcząc o jego słuszne prawa, spędził pięć lat na wygnaniu poza Wrocławiem, cierpiąc poniżenie za wiarę. W 1292 roku, tuż przed śmiercią, kiedy gotowa była już kaplica na raciborskim zamku, podniósł ją do rangi kolegiaty, a doborem patrocinium dał dowód swojej interpretacji wydarzeń. Z tego też punktu widzenia wskazywanie na analogie Becketa ze świętym Stanisławem, a wręcz doszukiwanie się inspiracji Tomasza II w postaci krakowskiego męczennika, jest nieuprawnione. Biskup wrocławski musiał mieć świadomość, że czyny św. Stanisława nie są tak jednoznaczne w ocenie, a na żywocie kanonizowanego duchownego z Krakowa ciąży podejrzenie o zdradę. Na pewno chciał uniknąć podobnych ocen w stosunku do siebie.

Idea Tomasza II jest czytelna kazaniu dominikanina Peregryna z Raciborza*[3], pierwszego inkwizytora diecezji wrocławskiej, wygłoszonym na początku XIII wieku w raciborskiej kaplicy na wspomnienie św. Tomasza Becketa (29 grudnia). – Wielki kapłan, który olejem świętym jest namaszczony, umrze (Lb 35, 25). Stary zakon nakazywał, aby z chwilą śmierci najwyższego kapłana następowało pojednanie. Mianowicie, aby wygnańcy i zbiegowie, uzyskawszy łaskę przebaczenia, bezpiecznie wracali do ojczyzny (…). Powyższe słowa mówią o dwóch rzeczach. Po pierwsze o wysokiej pozycji świętego Tomasza: Wielki kapłan, który olejem świętym jest namaszczony. Po drugie o jego męce: Umrze. Po pierwsze zatem zwraca uwagę na pozycję świętego Tomasza, która pełna była dostojeństwa, wielkiej mocy i wielkiej świętości. O jego dostojeństwie świadczy to, że był kapłanem, o jego mocy to, że był wielki, o jego świętości to, że został namaszczony olejem świętym. Był więc kapłanem a nawet biskupem i dlatego był wielce dostojny. Czytamy w Starym Testamencie, że od arcykapłana czy kapłana wymagano trzech rzeczy. Po pierwsze, żeby się bardziej niż inni uświęcał. Dlatego powiedziano w Księdze Wyjścia: Kapłani też, którzy przystępują do Pana, niech się poświęcą, żeby ich nie pobił Pan (por. 19, 22). I dlatego kapłan, który sam jeden wchodził do Świętego Świętych, oczyszczał się. Powierzone mu również było głoszenie słowa Bożego ludowi i nauczanie prawa. Czytamy o tym w Księdze Kapłańskiej: Przykazanie wieczne jest w pokolenia wasze, żebyście mieli umiejętność rozeznania między rzeczą świętą a nieświętą… i żebyście uczyli synów Izraelowych, wszystkich ustaw moich (10, 9-11). (…) W żywocie świętego Tomasza czytamy, że (…) bardziej niż inni strzegł doskonałości, żyjąc godnie, uświęcając się bardziej od innych, trwając przy głoszeniu słowa Bożego, nauczając lud, często modląc się pobożnie, składając ofiarę w imieniu swoim i ludu. (…) Zapewne miał wielką moc, albowiem rzecz stworzoną zamienił w Stwórcę, mianowicie chleb i wino zamienił w Ciało i Krew Chrystusa, na uczynienie czego nie zezwalano aniołom. Posiadał wielką moc również dlatego, że słuchając spowiedzi i udzielając rozgrzeszenia przywracał do życia umarłą z powodu grzechu duszę. Miał zatem większą niż wszyscy książęta czy królowie tego świata, którzy mają władzę nad ciałem, a nie mają jej nad duszą, podczas gdy kapłani mają władzę nad jednym i nad drugim, bowiem powiedziane jest: Cokolwiek zwiążecie na ziemi (Mt 16, 19). Potem mowa jest o cudach, które zdziałał. Pewien młodzieniec, którego Becket wskrzesił miał powiedzieć, iż został zaprowadzony aż do najwyższego orszaku świętych i widział wśród apostołów jakiś tron. A kiedy zapytał, czyj to tron, odpowiedziano mu, że jest on przygotowany dla biskupa Anglików, świętego Tomasza. Po śmierci nad ciałem pojawił się ponoć chór aniołów, a pewnego kapłana wysłała do Becketa osobiście Matka Boska (cytowane za Peregryn z Opola. Kazania de tempore i de santcis, Kraków-Opole 2001, tłumaczenie z łacińskiego Julia Mrukówna).

Grzegorz Wawoczny

Czytaj także:

Kaplica zamkowa w Raciborzu jako wotum dziękczynne biskupa Tomasza II


[1] Pod rokiem 1295 Jan Długosz pisze w swoich Rocznikach o pobożności księcia Przemysła raciborskiego, który co roku dla uczczenia go [św. Stanisława] w dniu jego urodzin niósł zwykle z zamku raciborskiego do klasztoru dominikanów świecę tak wielką, że przekraczało to jego siły. Męczennik towarzyszył także Przemysłowi przy łożu śmierci. – Kiedy leżał [Przemysł] złożony ostatnią niemocą – pisze Długosz – ukazał mu się św. Stanisław i pocieszywszy życzliwie napominał, by się przygotował do obchodu jego święta. Na jego odpowiedź: – W jaki sposób będę to mógł uczynić skoro jestem słaby i ciężką chorobą przyciśniony?. Święty Boży dodał: – Ja ci – powiada – pomogę i dodam sił. Książę Przemysł przyrzeka, że to uczyni i umiera bezpotomnie w wigilię św. Stanisława. Pochowano go w dniu jego święta, chociaż dwaj jego rodzeni bracia: książę bytomski Kazimierz i książę cieszyński Mieszko oraz panowie raciborscy byli temu zdecydowanie przeciwni i chcieli dłużej przechować jego ciało, aby urządzić pogrzeb w innym dniu. Ponieważ jedna książęta i panowie zmienili zdanie, zostaje pochowany w klasztorze dominikanów w Raciborzu, by obchodzić w przyszłości uroczystość św. Stanisława nie co roku, ale bez przerwy.

[2] Krakowskiego męczennika można by łączyć jako patrona z domniemaną próbą fundacji raciborskiej kolegiaty przez księcia Władysława  

[3] Sławne na całą Europę Sermones de tempore et de sanctis (64 kazania o świętych i 57 kazań na niedzielę) Peregryn zredagował i wygłosił w latach 1297-1304 w raciborskim klasztorze dominikanów. Teksty te miały aż do XVI wieku podręcznikowy charakter. W wielu bibliotekach klasztornych i uniwersyteckich zachowały się zawierające je XIV-wieczne inkunabuły. W 1474 roku, już po wynalezieniu przez Gutenberga czcionki, Sermones ukazały się drukiem w Kolonii. Odpisy kazań Peregryna zawierają XV-wieczne Kazania Gnieźnieńskie. Peregryn urodził się ok. 1260 roku. W studium generalnym przy raciborskim konwencie pw. Św. Jakuba zdobył podstawowe wykształcenie potrzebne do rozpoczęcia kariery w zakonie. Pełnił tu również funkcję przeora. Zaskarbił sobie zaufanie władcy, księcia Przemysła. Był jego spowiednikiem i wygłaszał kazania w zamkowej kaplicy pw. Św. Tomasza z Canterbury. Karierę kontynuował we Wrocławiu. Od 1305 roku był przeorem wrocławskiego konwentu pw. Św. Wojciecha. W tym samym roku, obejmując godność prowincjała polskiej prowincji zakonu dominikanów, osiągnął szczyt zakonnej hierarchii. Funkcję sprawował do 1313 roku, a pod koniec kadencji przebywał w klasztorach francuskich. W 1318 roku został inkwizytorem w diecezjach wrocławskiej i krakowskiej. W 1322 roku znów obrano go prowincjałem. Był nim do 1327 roku. Po 1333 roku zmarł we Wrocławiu.

Opublikowane przez
WAW
Dołącz do dyskusji

WAW

Wydawca, redaktor naczelny - zapraszam do kontaktu autorów oraz czytelników pod adresem mailowym ziemia.raciborska@gmail.com