Kłopoty oświaty w średniowiecznym Raciborzu

Kłopoty oświaty w średniowiecznym Raciborzu

Obok dóbr materialnych w postaci sprzętu sakralnego, różnego rodzaju budowli oraz majątków ziemskich, średniowieczny Kościół posiadał również dobra duchowe, wśród których nauka i wiedza zajmowały poczesne miejsce. Były to skarby przekazywane innym bardzo ostrożnie, razem z opakowaniem, w postaci odpowiedniej formacji teologicznej. W tym też właśnie celu hierarchia powoływała do istnienia szkoły różnych szczebli, od parafialnych i klasztornych po katedralne i uniwersytety włącznie. Na niższym stopniu, w szkole parafialnej, uczeń – scholar zobowiązany był nauczyć się czytać i pisać, a także przyswoić sobie trochę łaciny. Wtedy dopiero wstępował do szkoły katedralnej, gdzie się uczył siedmiu sztuk, podzielonych na dwa stopnie: podstawowy, zwany trivium (gramatyka, dialektyka, retoryka) oraz wyższy – quadrivium (muzyka, arytmetyka, geometria, astronomia).

Impulsem do tworzenia szkół były postanowienia odpowiednich władz duchownych. W 1179 r., na mocy postanowień III Soboru Laterańskiego, każdy kościół katedralny (również na ziemiach polskich) zobowiązany był erygować na swoim terenie ośrodek szkolny, oczywiście  w pierwszym rzędzie dla kleryków. W 1237 r. arcybiskup gnieźnieński Fulko wydał rozporządzenie wszystkim podległym jego jurysdykcji proboszczom aby przy swoich kościołach powołali do istnienia szkoły parafialne. Polecenie to odnosiło się również do Raciborza, gdyż biskupstwo wrocławskie, do którego ziemia raciborska należała, podlegało wówczas metropolii gnieźnieńskiej. Zgodnie z decyzją arcybiskupa szkoła taka musiała powstać już w XIII w. Jednakże pierwsze udokumentowane wzmianki o niej pochodzą dopiero  z początków XIV w. Jej pojawieniu się na kartach źródeł towarzyszyły poważne kontrowersje.

Przechowywany w Bibliotece Uniwersyteckiej w Królewcu (dzisiaj Kaliningrad) formularz Arnolda z Protzan zawiera informacje o konflikcie, jaki powstał po 1301 r. między proboszczem kościoła parafialnego (farnego) w Raciborzu a niejakim Janem, synem Wernera, mieszczaninem raciborskim. Ten ostatni, wbrew woli biskupa wrocławskiego Henryka z Wierzbna oraz wspomnianego proboszcza, przejął uprawnienia nauczyciela nad uczniami szkoły parafialnej, a następnie utworzył konkurencyjny nowy ośrodek kształcenia przy ufundowanym, w 1295 r., szpitalu bożogrobców pod wezwaniem Św. Krzyża zlokalizowanym za murami miasta nad Odrą. W odpowiedzi krewki biskup, zamierzając zapewnić parafii farnej monopol na prowadzenie szkoły, wystosował – napisany w zdecydowanym tonie – list do całego duchowieństwa raciborskiego. Oto jego treść: Pomimo tego, iż już dawniej wspominaliśmy Jana syna Wernera, mieszkańca Raciborza, przez nasze listy kanoniczne, grożąc mu karą ekskomuniki w tychże naszych listach, aby nie mieszał się do kierowania uczniami wbrew woli naszej i proboszcza z Raciborza i aby nie przechwytywał (…) żadnego z uczniów, którzy uczęszczają aby słuchać lekcji. Wspomniany jednak Jan [syn] Wernera, lekceważąc tego rodzaju nasze polecenia i zakazy [ze szkodą dla] starej niewielkiej szkoły przy kościele parafialnym Św. Marii, utworzył sobie nową szkołę przy szpitalu i nie zwracając uwagi na [wyrządzone] krzywdy i nasze zakazy, chciał tymi uczniami kierować (…) My więc obecnie kolejnymi apostolskimi pismami wam polecamy w posłuszeństwie świętej władzy i pod karą zakazu wstępu do kościoła i sprawowania urzędów, abyście wspomnianego mistrza [Jana syna Wernera] i tychże uczniów ekskomunikowali publicznie to ogłaszając przy wspomnianym szpitalu i parafialnym kościele w Raciborzu, najpierw jeden raz, a następnie [gdy to nie przyniesie skutku] w kolejnych Dniach Pańskich i [ w czasie] świąt. Ponadto z naszej strony ostatecznie upominamy przełożonego tegoż szpitala i jego braci, aby nie utrzymywali niedaleko tegoż szpitala szkoły, a także aby licznych tamtejszych uczniów zawczasu zwolnili.

Groźna postawa biskupa wrocławskiego nie przestraszyła, bynajmniej, wspomnianego Jana syna Wernera, który, jak się okazuje, był nauczycielem popieranym przez ogół mieszkańców Raciborza. Raciborzanie niezadowoleni z nieustępliwej postawy hierarchy kościelnego, zwrócili się w tej sprawie o pomoc do księcia Przemysła lub Leszka. Ten, z kolei, próbował wpłynąć na biskupa, by wziął pod uwagę prośby mieszczan. W odpowiedzi Henryk przypomniał władcy raciborskiemu, iż uczniami szkoły parafialnej winien kierować nauczyciel wyznaczony przez proboszcza, nie zaś przedstawicieli laikatu. Niemniej jednak widząc determinację po drugiej stronie, dostojnik duchowny zaproponował proces rozjemczy, który mógłby przeprowadzić ewentualnie nie zainteresowany sprawą sędzia z Nysy. Jak widać Henryk w ogóle nie przyjmował do wiadomości, że w Raciborzu mogłaby istnieć konkurencyjna – względem parafialnej – szkoła, wyjęta spod jurysdykcji proboszcza, a co za tym idzie jego przełożonego, którym był oczywiście sam biskup. Swoją drogą, sprawa podbierania uczniów przypisanych do obwodu jednej szkoły przez inną placówkę oświatową nie jest, bynajmniej, wyłącznie problemem historycznym.

Nie znamy, niestety, epilogu całej sprawy. Z innych źródeł wiemy jednak, że konflikt szkolny między proboszczem raciborskim a społeczeństwem miasta nabrał wkrótce nowych wymiarów. Dane nam jest również poznać imię owego proboszcza. Był nim niejaki Gyseler. Dokument wystawiony w Ujeździe 8 kwietnia 1315 r. informuje, że jakiś czas wcześniej, uczęszczający na zajęcia do szkoły parafialnej, klerycy i uczniowie z Raciborza (clerici et scholares in Rattibor) byli zmuszani brać udział w konduktach pogrzebowych organizowanych przez dominikanów z pobliskiego kościoła p.w. św. Jakuba. Tłumacząc to prościej, ci ostatni, potrzebując w procesji zorganizowanej grupy ludzi, brali po prostu uczniów i kleryków, co zapewniało każdorazowo odpowiedni tłum. Warto przypomnieć sobie różnego rodzaju uroczystości i obchody w okresie poprzedniej formacji społeczno-ustrojowej, a nawet obecnie mechanizm tego działania stanie się bardziej zrozumiały.

Dominikanie i ich przeor Andrzej reprezentowali w tym przypadku interesy mieszkańców miasta. Autonomii szkolnej bronił zaś wspomniany proboszcz Gyseler, który i tym razem odwołał się do biskupa Henryka z Wierzbna. W odpowiedzi hierarcha wrocławski wystawił znany nam już dokument datowany na 8 kwietnia 1315 r. Stwierdził w nim bez ogródek, że wprowadzone w Raciborzu zwyczaje przymuszania kleryków i uczniów do brania udziału w konduktach pogrzebowych poza parafią, na terenie której znajduje się ich szkoła, są niespotykane zarówno w mieście Wrocławiu, jak i innych miejscach jego diecezji, a także całej prowincji polskiej (nec in civitate Wratislaviensi nec in locis aliis nostre dioecesie quinimo nec in provincia Polonie). W związku z tym biskup wydał całkowity zakaz naruszania autonomii szkoły i zmuszania jej uczniów do podejmowania dodatkowych działań poza parafią. Decyzja musiała przynieść pożądany skutek, skoro nie słyszymy już odtąd o żadnych wzajemnych nieporozumieniach między proboszczem a dominikanami i ich przeorem Andrzejem.

W 1351 r. po raz pierwszy na kartach źródeł wzmiankowany został z imienia prawdziwy rektor wspomnianej wyższej szkoły – Mikołaj. Dochody z prowadzenia placówki oświatowej nie należały wówczas do wysokich, skoro, w 1379 r., nieznany bliżej następca Mikołaja na urzędzie rektorskim, zmuszony był dorabiać każąc sobie płacić pół marki za służbę na środowych nieszporach i czwartkowych sumach w kaplicy Bożego Ciała w kościele parafialnym. Taką samą sumę pieniędzy mieli otrzymać również jego pomocnicy. W 1460 r. rektor szkoły raciborskiej, podniesionej, od 1416 r., do rangi placówki kolegiackiej, wraz z innymi członkami szkoły za codzienne śpiewanie Salve Regina w świątyni farnej mieli zarabiać dodatkowo trzy marki rocznie. Odnośny dokument nadmienia, że zapłata winna była być dokonana każdorazowo z góry na początku kwartału.

Jak widać kadra pedagogiczna nie zamierzała pracować dla idei. Za podejmowane prace zlecone kazano sobie odpowiednio zapłacić. Podsumowując należy stwierdzić, iż problemy oświatowe w średniowiecznym Raciborzu dotyczyły zasadniczo dwóch płaszczyzn: podziału kompetencji i spraw finansowych. Łatwo tutaj nasuwa się analogia do obecnej sytuacji w szkolnictwie. Tak więc trudności i kłopoty związane z oświatą uznać należy jako wczoraj, dziś i na wieki takie same.         

Norbert Mika

Opublikowane przez
WAW
Dołącz do dyskusji

WAW

Wydawca, redaktor naczelny - zapraszam do kontaktu autorów oraz czytelników pod adresem mailowym ziemia.raciborska@gmail.com