W ubiegłym stuleciu – kiedy wysoki był prestiż nauczycieli w hierarchii społecznej a na wsi rektor był zawsze drugą osobą po proboszczu – zawód nauczyciela często przechodził z ojca na syna. Powstawały całe klany nauczycielskie. W XVIII i XIX w. na ziemi raciborskiej oświatę szerzyły znane rody Jauerników i Wolfów (po pięciu nauczycieli), Onderków i Weissów (po czterech); po trzech nauczycieli wydały rodziny Burszików, Fabianów, Krayczyskich, Kipkow, Lerchów, Stoklossów i inne.
Senior rodu
Założycielem rodu nauczycielskiego, który działał na ziemi raciborskiej przez całe stulecie, był Jan Onderka. Urodził się w 1784 r. Po studiach, w latach 1803-1804, w seminarium nauczycielskim we Wrocławiu, został nauczycielem i organistą w Pawłowie, gdzie, od sekularyzacji w 1810 r., szkoła była pod patronatem państwa. W 1820 r. zdolnego nauczyciela zatrudniła, w szkole w Łubowicach, Karolina baronowa von Eichendorff, matka poety Josepha von Eichendorffa. Baronowa Karolina opiekowała się wówczas łubowicką szkołą.
Na nowej posadzie Onderka był również organistą i kościelnym. Nauczanie w szkole łubowickiej, podobnie jak w innych szkołach wiejskich, nie było wtenczas natężone, np. latem nauczano tylko w godzinach południowych od godz. 12.00 do 15.00, w dodatku przy sporej absencji. Łubowicki nauczyciel był dobrym rektorem i organizatorem. W 1824 r. przeprowadził, na koszt rodziców uczniów, remont szkoły. W latach 1828-1829 doprowadził do budowy nowego budynku szkolnego za kwotę 831 talarów. W nowym budynku, długim na 20 łokci (13,4 m), szerokim na 21 łokci (14 m) zamieszkali nauczyciele. W starym (14×10,5 m) urządzono izby lekcyjne, ale drugą klasę uruchomiono dopiero w 1830 r.
Spotkanie z Eichendorffem
Siedem lat później łubowicki nauczyciel przeżył bardzo wzruszające spotkanie. Jesienią 1837 r., po wielu latach nieobecności, odwiedził rodzinne strony Wilhelm von Eichendorff, starszy brat znanego już wówczas poety. Po zwiedzeniu podwórza majątku, ogrodu i obejrzeniu zamku z zewnątrz, doszedł do starego drewnianego kościółka. Następnie doszło do poruszającej sceny, którą opisał w liście do brata: Stanąłem przed kościołem. Był zamknięty. W końcu zdobyłem się na odwagę poproszenia kościelnego, aby go otworzył. Po lewej stronie kaplicy [patrząc od wielkiego ołtarza] leżał mój ojciec, po prawej moja matka. Na dworze śmiały się dwie dziewczyny ze wsi powracające z pola. Kiedy odchodziłem kościelny poprosił mnie o podanie nazwiska, bo proboszcz będzie zaciekawiony. Odpowiedziałem, że może pana proboszcza pozdrowić od pewnego pana z Italii, który zapewne jest znany w Łubowicach. Kościelny przypatrywał mi się rozważnie i pozwolił mi odejść. Ale ledwie pocztylion kazał koniom ruszyć, gdy nagle zawołano za mną stój! Stój! To był kościelny, bez tchu upadł przede mną na kolana, zwilżył moją rękę łzami i zawołał: Pan jest synem moich dobroczyńców! – Ta mała, dosłownie prawdziwa przygoda, która dobrze opisana nie straciłaby na efekcie w łzawej powieści, była najbardziej godna zapamiętania z mojej podróży.
Józef, młodszy syn Jana Onderki, który podczas wizyty Wilhelma von Eichendorffa w Łubowicach, w 1837 r., miał 18 lat i przebywał w seminarium nauczycielskim w Głogówku, opowiadał – mając 87 lat – Alfonsowi Nowackowi, że to on oprowadzał po kościele brata poety, za co otrzymał talara. Ten znany badacz życia Josepha von Eichendorffa wówczas mu uwierzył!
Śmierć i losy dzieci
Po 45 latach aktywnej działalności nauczycielskiej i społecznej, zasłużony nauczyciel zmarł w Łubowicach 19 września 1849 r. W ostatniej drodze towarzyszyło mu 22 kolegów. W mowie pogrzebowej ks. dziekan Krause ze Sławikowa podkreślił, co: szkoła zawdzięczała zmarłemu jako nauczycielowi, kościół jako organiście i kościelnemu, liczna rodzina jako ojcu i wychowawcy, nauczycielstwo jako prawemu i wiernemu koledze oraz gmina jako przykład i wzór obywatela. W czasopiśmie Schlesisches Kirchenblatt (Śląska gazeta kościelna) ogłoszono wspomnienie pośmiertne.
Spośród 15 dzieci Jana Onderki, sześcioro zmarło w dzieciństwie lub młodości, a dwóch synów obrało zawód nauczycielski. Łubowicki rektor, w ogóle, wszystkim swoim dzieciom – kosztem wielu wyrzeczeń – zapewnił dobre wychowanie, solidne wykształcenie oraz szanowane stanowiska. Już w dniu pogrzebu ojca, 22 września, następcą na stanowisku rektora szkoły został jego młodszy syn Józef. Mianował go książę raciborski, ówczesny właściciel Łubowic. Autor elementarza
Najciekawszą postacią i bodaj najzdolniejszą osobą w trzypokoleniowej rodzinie nauczycielskiej Onderków był starszy syn seniora. Można go zaliczyć do najbardziej znanych pedagogów ziemi raciborskiej. Antoni Onderka urodził się około 1815 r. w Pawłowie, gdzie ukończył ojcowską szkołę. Po studiach w seminarium nauczycielskim w Głogówku, został tamże, w latach 1835-1838, nauczycielem. Następnie, od kwietnia 1838 r., pracował pod okiem ojca w szkole łubowickiej. Uczęszczało do niej wtenczas 48 miejscowych dzieci, 100 z Brzeźnicy, (które od maja 1847 r. posiadały już własną szkołę), 72 z Grzegorzowic, 26 z Ligoty, 20 z Ganiowic. W lipcu 1840 r. Onderka został mianowany nauczycielem szkoły w Bełsznicy, w ówczesnym powiecie raciborskim. Niedługo później został jej rektorem.
Spośród wszystkich Onderków, właśnie Antoni przejawiał najwięcej zainteresowań intelektualnych. Będąc rektorem w Bełsznicy opracował i wydał w Raciborzu, około 1845 r., Elementarz polsko – niemiecki, oder polnisch – deutsches Lesebuch fur die utraquistischen Elementarschulen (Elementarz polsko – niemiecki, albo polsko – niemieckie czytanki dla dwujęzycznych szkół elementarnych). Podręcznik Antoniego Onderki musiał mieć sporą wartość dydaktyczną, skoro wznawiano go we Wrocławiu w latach 1855 i 1870.
Nauczyciel i polityk
Podczas Wiosny Ludów, gdy w Raciborzu i okolicy odbywały się burzliwe wystąpienia, Antoni Onderka zapalił się do działalności politycznej, której wyraźny ślad pozostawił w postaci odezwy napisanej w Bełsznicy. Wyrażona w propruskim duchu proklamacja, zachęcająca do aktywnego uczestnictwa w wyborach posłów do parlamentu zjednoczeniowego w Erfurcie (obradującego od 20 marca do 29 kwietnia), została opublikowana w wersji polskiej i niemieckiej 17 stycznia 1850 r. w organie starosty raciborskiego pt. KreisBlatt. Czytamy w niej: Spółobywatele! Nasz Najjaśniejszy Król i Pan rozporządził zwoleniem obu izb nowy wybór na sejm narodowy. Słyszę Was mówić: Już zaś nam obierać? Co za pożytek przyniosły nam przeszłe wybory? Zawsze nam pokazują srokę na kole! My się już za błaznów trzymać nie damy; nie chcemy i nie będziemy już więcej obierać. Jest prawda, Wasze największe oczekiwania nie są urzeczywistnione, bo jeszczeście są temi samemi, jeżeli nie większemi podatkami obciążonemi; jeszcze panują w kraju nierówności i względy na poszczególnych w podzieleniu danin i składek. Lecz zapewne te pomniejszonemi nie bedą a nowe uregulowania ich dopiero po kilku latach nastąpić może. Przy teraźniejszem wyborze nie chodzi o pomniejszenie lub równe podzielenie podatków, chodzi tu o naszą bytność [istnienie – RK]. My Prusaki zamieszkamy tylko małą część Europy; obok nas mieszka jeszcze w tej części ziemi wiele innych większych i mniejszych narodów. Jako każdy osobny w pożyciu za pomyślnością i szczęściem swojem goni, tak też całe narody. Jako pomiędzy osobnemi nawzajem nienawiść i spór powstać może, tak też pomiędzy narodami. Jako samotnie stojący łatwo ulega połączonym, tak też dzieje się z narodami. Czyby Polska była upadła, gdyby z połączonemi siłami nieprzyjaciołom swoim się była oparła?Do nas się więc niesie odezwa: „Garnijcie się pod chorągiew niemiecką, obierzcie spośród Was mężów sprawiedliwych, mądrych i szlachetnych, i poślijcie ich do Erfurtu, aby tam z deputowanymi innych narodów niemieckich związek utworzyli, za pomocą którego nasze kraje od wewnątrznych i zewnętrznych nieprzyjaciół ochronione zostały, a my owoce pokoju bezpiecznie używać mogli”. Precz więc z podejrzliwością i nieufnością, z krytyką niesprawiedliwą i sprzeczaniem; podajmy sobie wzajemnie ręce jako bracia i stańmy jako jeden mąż z Panem Bogiem za Królem i Ojczyzną. Antoni Onderek, 13 stycznia 1850.
Dla uspokojenia sytuacji
Głównym celem odezwy było chyba złagodzenie rozczarowania Ślązaków po nikłych skutkach Wiosny Ludów w latach 1848-1849, bowiem – początkowe wielkie – nadzieje z wiosny 1848 r. na reformy polityczne, społeczne i narodowe w państwie pruskim, nigdy się nie spełniły. Toteż Onderka obiecywał nowe uregulowanie podatków w najbliższych latach, wzywał do jedności mieszkańców Prus (powołując się zręcznie na upadek Polski), apelował o czynne uczestnictwo w wyborach do parlamentu zjednoczeniowego w Erfurcie, którego późniejsze obrady zresztą spełzły na niczym. Mimo wiernopoddańczej treści odezwy Onderki, były w niej fragmenty bodaj źle odebrane przez pruskie władze, np. „Jeszcze panują w kraju nierówności”, „Wasze największe oczekiwania nie są urzecziwiszczone”, „My się już za błaznów trzymać nie damy” itp.
Publiczne odwołanie się bełsznickiego nauczyciela do współobywateli, zapewne z inicjatywy władz powiatowych, jest dowodem na ówczesną krytykę władzy, podejrzliwość i nieufność mieszkańców ziemi raciborskiej wobec postępowania rządu pruskiego. Chyba dlatego próbowano temu zaradzić drogą opublikowania proklamacji znanego pedagoga i autora. Polska odezwa Antoniego Onderki jest jednym z pierwszych przykładów politycznej aktywności nauczycieli za ziemi raciborskiej. Jej tekst jest też przyczynkiem do dziewiętnastowiecznej polszczyzny używanej przez absolwentów seminarium nauczycielskiego w Głogówku, np. „urzeczywiszczony” zamiast urzeczywistniony. W dodatku zawiera on ciekawostkę folklorystyczną, gdyż powiedzenie o „pokazywaniu sroki na kole” nie notują żadne księgi polskich przysłów.
Zaledwie po 15 latach nauczania, Antoni Onderka, w 1850 r., odszedł od zawodu nauczycielskiego i przeniósł się do Rudyszwałdu. Nie wiadomo dlaczego znany rektor, autor polsko – niemieckiego elementarza i odezwy wyborczej porzucił stan nauczycielski. Prawdopodobnie przyczyną tego było jego polityczne zaangażowanie w sprawy demokratyzacji życia społecznego. W Rudyszwałdzie żył jako koncypient (czyli referent biurowy. Tam zmarł w 1866 r.
Nowator i pisarz gminny
Młodszy syn seniora, Józef Onderka, urodził się 8 lutego 1829 r. w Pawłowie. Po ukończeniu szkoły w Łubowicach i nauce własnej pod kierunkiem ojca, wstąpił do seminarium nauczycielskiego w Głogówku, którego dyplom otrzymał w 1843 r. Jeszcze za życia ojca Jana, 1 kwietnia owego roku, został zatrudniony w charakterze adiutanta (pomocnika nauczyciela) w Łubowicach, a 22 września 1849 r., w dniu pogrzebu rodziciela, książę raciborski wyznaczył go na rektora szkoły. Jednak dopiero 17 kwietnia 1852 r. został zaprzysiężony i oficjalnie wprowadzony w urząd.
Także Józef Onderka zasłynął jako dobry, energiczny i nowatorski nauczyciel. W porozumieniu z księżniczką Amalią, siostrą patrona szkoły – księcia raciborskiego, uruchomił od lipca 1852 r., pod kierownictwem swojej siostry, kursy szycia i robótek ręcznych dla 12 dziewcząt. Sam rektor stał się znany z wzorowo prowadzonych robót ręcznych, na których chłopcy wykonywali miniatury pługów, grabi, rydli, szufli, bron, cepów. Skonstruowali nawet wiatrak. Od 1854 r. rektor Onderka otrzymywał, oprócz pensji, 9.5 talara zadośćuczynienia za pastwisko, a od 1865 r. wolno mu było – jako organiście – korzystać z nowej studni wykopanej przez parafian obok plebani. Rektor pełnił też funkcję pisarza gminnego dla sześciu gmin szkolnych.
Twórca legendy
Łubowickie lata Józefa Onderki przyczyniły się walnie do ugruntowania pewnej legendy. Powszechnie znana pieśń Josepha von Eichendorffa pt. Das zebrochene Ringlein (Pęknięty pierścionek), zaczynająca się od słów In einem kühlen Grunde (gdzie chłodna płynie struga), która według ustaleń uczonych dotyczy młynarzówny spod Heidelbergu, wiąże się – wedle Ondreki – z gorącym uczuciem młodego poety do córki brzeźnickiego młynarza Kubitty. Onderka, na początku XX w., podawał bowiem do wiadomości badaczy życia i twórczości Eichendorffa, co następuje: (…) wielekroć mu opowiadano, że Eichendorff, zanim się udał na uniwersytet, ale też jako student, bardzo często odbywał spacery z Łubowic do lasu należącego do majątku łubowickiego. W drodze do niego musiał przechodzić koło pewnego młyna, położonego w pięknej dolinie nazywanej Wygon i należącego do młynarza nazwiskiem Kubitta, dobrze mówiącego po niemiecku. Poeta chętnie orzeźwiał się we młynie szklanką mleka podawaną mu przez uroczą młynarzówne, a romantycznie położony młyn uwiecznił w znanej pieśni. Brzeźnicki młyn na Wygoniema zresztą licznych konkurentów: saskich, zachodniopruskich, nadreńskich, morawskich i śląskich, np. w Toszku i w Wierzbięcicach koło Nysy. Wszystkie legendy marzą, aby je wspominać jako miejsce młodzieńczego romansu poety.
Starowiejskie lata
Z początkiem 1875 r. Józef Onderka został mianowany, na wniosek księcia raciborskiego, pierwszym nauczycielem i organistą w Starejwsi. Po objęciu przez niego stanowiska w szkole starowiejskiej dokonano nowoczesnego podziały klasy wyższej według płci. Odtąd Onderka uczył 106 dziewcząt, a Oczipka 126 chłopców. Od 1 października 1881 r. szkołę zamieniono na trzyklasową. Półtora roku później, 1 maja 1883 r., Józef Onderka uległ nagłemu atakowi apopleksji, utracił mowę i doznał paraliżu prawej strony ciała. Później dolegliwości te częściowo ustąpiły.
Od 1 stycznia 1885 r., w wieku 65 lat, zasłużony nauczyciel został przeniesiony na emeryturę i od maja tegoż roku zamieszkał u syna Maksymiliana w nowej szkole starowiejskiej. Nową szkołę mieszczącą 4 klasy i 4 mieszkania dla nauczycieli zbudowano tam w ogrodzie organisty na parceli o powierzchni 80 arów. Mimo uciążliwej choroby, starowiejski nauczyciel dożył dostojnego wieku. Jeszcze w 1906 r. sędziwy starzec udzielał bałamutnych informacji o Eichendorffach znanemu regionaliście Alfonsowi Nowackowi, który je skrupulatnie publikował i tworzył legendy o młodości poety.
Ostatni z rodu
Czwarty, z kolei, nauczyciel w rodzinie – Maksymilian Onderka, syn Józefa, urodził się w 1861 r. w budynku szkolnym w Starejwsi. Po ukończeniu ojcowskiej starowiejskiej szkoły i miejskiej szkoły powszechnej w Raciborzu, podobnie jak ojciec i stryj, studiował w seminarium nauczycielskim w Głogówku, które ukończył w lipcu 1881 r. Już od sierpnia tegoż roku był nauczycielem w Janowicach, a rok później otrzymał posadę czwartego nauczyciela u swego ojca w szkole w Starejwsi, co już się stało tradycją rodzinną. Po kilkunastu latach został rektorem tej szkoły, ale jego dalszych losów nie znamy. Ostatni z rodu nauczycielskiego, Maksymilian Onderka, należał do pierwszych badaczy folkloru dziecięcego w Raciborzu, wówczas całkiem nowej dziedziny etnografii. Opublikował nawet opracowanie na ten temat pt. Wyliczanki – przypowieści z Raciborza zamieszczone w raciborskim czasopiśmie Unsere Heimat (Nasz kraj rodzinny) w 1925 r.
dr Ryszard Kincel, fot. poglądowe, nauczyciel i dzieci ze Starej Wsi