Wojna-pokój-ludzie (16). Stodoły służyły jako obóz dla internowanych

Wojna-pokój-ludzie (16). Stodoły służyły jako obóz dla internowanych

KS, Hać-Rudyszwałd, urodzony w 1937 roku

Mój dziadek urodził się w Haci a ożenił się w Rudyszwałdzie. Tam nasza rodzina żyła aż do 1945 roku. Z opowiadań moich rodziców wiem, że w czasie przed 1938 rokiem kiedy Hać należała do Czechosłowacji a od niemieckiego Rudyszwałdu oddzielała ją granica państwa, panowały na tym terenie poprawne stosunki. Można by powiedzieć, że przygraniczny reżim był raczej swobodny. Na czeskim Urzędzie celnym pracował wtedy Štorch, który był ochotny przymknąć oko, jeśli ktoś z Rudyszwałdu kupił chleb w sklepie w Haci, który mieścił się w domu pana Šuly i był oddalony chyba sto metrów od granicy państwa. Moja mama pracowała kilka lat przy pracach sezonowych u jednego z rolników w Haci.

I odwrotnie – dużo ludzi z dolnej Haci chodziło na mszę i święta do kościoła w Rudyszwałdzie, dlatego, że mieli bliżej. Ojciec był górnikiem w 1945 roku, kiedy wojna chyliła się już ku końcowi, został powołany do niemieckiego wojska – Volksturmu. W jednostce było wraz z nim paru mężczyzn z Haci. Koniec wojny zastał ich w Krnowie, skąd wracał do domu pieszo.

Wiedzieliśmy, że front jest blisko, ponieważ było słychać bombardowania z Krzyżanowic i Tworkowa. Wszyscy zamieszkaliśmy w piwnicy naszego domu w Rudyszwałdzie. 20 kwietnia pojawili się w Haci rosyjscy żołnierze. Do Rudyszwałdu jednak nie dotarli, u nas natomiast było kilku niemieckich żołnierzy chyba sześciu, nawet w następnych dniach rosyjskie wojska nie zajęły naszej miejscowości. Front się na jakiś czas zatrzymał. Obok domu pana Schwenzera mieścił się czeski urząd celny w nim rosyjski snajper obserwował wszystko, co działo się na niemieckiej (dziś polskiej) stronie. Nie wiem, co nim powodowało, że za cel ataku obrał sobie panią Annę Lorenčíkową, która weszła na drogę, aby nakarmić swoją kozę. Na wskutek odniesionych ran zmarła, osierocając czworo dzieci.

Pewnego dnia, gdzieś pod koniec kwietnia wieczorem zatrzymali się u nas niemieccy żołnierze, mojej mamie powiedzieli, że odchodzą, a do nas przyjdzie wojsko rosyjskie. I rzeczywiście następnego dnia pojawiło się. Przez Rudyszwałd tylko przeszli dlatego, że nikt nie stawiał oporu i kierowali się dalej w stronę na Annaberg (Chałupki) i Szilerzowice. Chyba miesiąc później pod koniec maja, weszło do Rudyszwałdu czechosłowackie wojsko. W tym czasie na niektórych domach mieszkańcy wywiesili czechosłowackie flagi. Czesi nie przebywali u nas długo, chyba za jakieś 14 dni się znów wycofali z powrotem. Mówiło się, że Czechosłowacja podejmowała próby o przyłączenie Rudyszwałdu do Republiki. Krótko po odejściu czeskich żołnierzy pojawiło się wojsko polskie. Na granicy przy domu pana Szwenznera postawili drewnianą wartownię i zaczęli surowo pilnować granicy.

Była to ogromna różnica między stosunkami, jakie panowały na granicy przed 1938 rokiem a tymi po czerwcu 1945 roku. Po wejściu wojsk polskich mój ojciec był tak jak inni mężczyźni internowany do Roszkowa. Roszkowskie stodoły służyły jako obóz dla internowanych. Za jakiś czas internowani mężczyźni byli wysyłani do różnych prac. Ojciec czyścił studnie w Krzyżanowicach. Chodziliśmy do niego z mamą i nosiliśmy mu jedzenie i czyste ubrania. Pewnej niedzieli – daty dokładnie nie pamiętam, znów przynieśliśmy mu obiad a tego dnia nie było tam żadnego strażnika, mój tata powiedział: „Nie wiem jaki będzie tu mój dalszy los, ale może będzie lepiej jeśli pójdziemy do Czechosłowacji”, i wszyscy razem zebraliśmy się i odeszliśmy jeszcze tej samem chwili do Haci.

Po przybyciu do Haci naszym pierwszym przystankiem był postój u rodziny pana T. Od razu posłaliśmy po naszą siostrę, która jeszcze tego samego dnia przyszła za nami. Uciekinierów w podobnej sytuacji do naszej było w tym czasie w Haci bardzo wielu, nie było łatwym zadaniem załatwić zakwaterowanie. W końcu zdobyliśmy malutkie pomieszczenie – chyba to była pralnia w domu rodziny P.. Byliśmy wdzięczni, że mamy gdzie spocząć, nie posiadaliśmy zupełnie nic oprócz tego co mieliśmy na sobie. Ojciec za parę dni znalazł pracę jako górnik w kopalni Anselm w Peczkowicach. Cały czas pracował na nocną zmianę, i tak w jednym łóżku w nocy spałem ja z mamą, a w dzień spał na nim ojciec, siostra spała w innym miejscu. Za jakiś czas ojciec naprawiał u piekarza G. piec do pieczenia chleba i chyba to przyczyniło się do tego, że nam pan G. umożliwił zamieszkanie w jednym pokoju jego domu. Mama pomagała w pracach sezonowych u jednego z rolników w Haci. Ojciec parę dni po przybyciu do Haci zgłosił swój pobyt Radzie narodowej, mama zrobiła to dopiero parę lat później i wiem, że musiała za to zapłacić 500 koron. Do naszego domu w Rudyszwałdzie wprowadziła się rodzina nauczycielki, która przybyła tam uczyć, pochodziła gdzieś ze wschodniej polski, może z terenów, które należały do Ukrainy. Naszej rodzinnej miejscowości nie odwiedzaliśmy. Ojciec nie był tam już nigdy, ja natomiast z mamą byłem dopiero parę lat później, kiedy byliśmy na pogrzebie kogoś z naszych krewnych.

Opracowanie Krzysztof Stopa (ob. Langer), fragment książki WOJNA – POKÓJ – LUDZIE Karty wspólnej przygranicznej historii 1945. Materiały do edukacji regionalnej/ VÁLKA – MÍR – LIDÉ Listy společné příhraniční historie 1945. Materiály k regionálnímu vzdělávání, wydanej w 2007 r. nakładem wyd. WAW, publikowanej we fragmentach za zgodą autora oraz Gminy Krzyżanowice.

Opublikowane przez
WAW
Dołącz do dyskusji

WAW

Wydawca, redaktor naczelny - zapraszam do kontaktu autorów oraz czytelników pod adresem mailowym ziemia.raciborska@gmail.com