Wojna-pokój-ludzie (14). Chałupki okiem repatrianta ze Wschodu

Wojna-pokój-ludzie (14). Chałupki okiem repatrianta ze Wschodu

EK – Chałupki, urodzony w 1930 roku

W 1945 roku wraz z moimi rodzicami przybyłem na Ziemię Raciborską w grupie tak zwanych repatriantów ze wschodnich ziem Polski. Do Chałupek trafiliśmy dokładnie 15 czerwca 1945 roku. Same Chałupki, w przeciwieństwie do Raciborza, przez który przejeżdżaliśmy, nie były prawie wcale zniszczone. Ówczesne Chałupki były o wiele mniejsze od obecnych, ta zabudowa nie była jeszcze tak zwarta, jak teraz. Przez te minione pół wieku wioska się bardzo rozrosła. Co się tyczy mieszkańców Chałupek, tych, którzy już tu mieszkali od dawna, a których tu zastaliśmy, to muszę z całym przekonaniem powiedzieć, że współżycie między nami układało się od samego początku bardzo dobrze i teraz naprawdę dobrze wspominam te pierwsze lata naszego tutaj pobytu. Choć co prawda, na wspólnych zabawach, potańcówkach, gdy w głowie trochę zaszumiało temu czy owemu, nieraz powodem do bitki czy zwady były uszczypliwości typu „ty hadziaju”, czy „hanysie”. To wystarczyło, by brać się za czuby. Ale nikt nie brał sobie tego do serca!

Do Raciborza przyjechaliśmy koleją w zorganizowanym transporcie, w towarowych wagonach. Jechało się z tych naszych stron rodzinnych, ze wschodnich rubieży przedwojennej Polski 14 dni. Dziś me rodzinne ziemie należą do Ukrainy. Z Raciborza do Chałupek dojechaliśmy już własnymi wozami. Prowadził nas jakiś urzędnik, całą naszą grupę, od Raciborza aż tu na miejsce. Co warte zaznaczenia jadąc tu, a nawet mieszkając już w Chałupkach i stopniowo się zadamawiając przez kolejne lata, długo jeszcze mieliśmy nadzieję, że w końcu uda nam się wrócić w rodzinne strony. I to pomimo tego, iż wcale nam się tu źle nie wiodło. Zresztą przywożąc nas tutaj, rozmaici urzędnicy po drodze, którzy czuwali nad naszym transportem mówili od razu, że mamy się tu urządzać i gospodarzyć, bo już tu zostaniemy na stałe. Pamiętam również to, iż miejscowi mówili między sobą, że Chałupki jeszcze mogą zostać przyłączone do Czechosłowacji. Takie rozmowy jeszcze tylko wzmagały naszą niepewność, co do naszego losu, co się stanie z nami. Tak więc nie ma się co dziwić naszej niepewności tutaj, jako repatriantów. Do siebie wrócić nie mogliśmy, a sytuacja tu na miejscu także nie była jeszcze jakiś czas klarowna. Wszystko to jednakże okazało się tylko plotką, choć trudno powiedzieć skąd ona wzięła swój początek i czemu miała służyć.

Gdy tu przyjechaliśmy nie było już tu żadnego wojska, ani rosyjskiego, ani polskiego. Podobno wcześniej, jeszcze przed naszym przyjazdem, na krótko pojawili się tu Czesi i próbowali zająć wioskę, ale to już wiem od tych rodowitych mieszkańców. My już tych wydarzeń nie doświadczyliśmy.

Przyjechaliśmy do Chałupek prowadzeni przez urzędnika z raciborskiego starostwa. On to doprowadził nas przez Sudół, Tworków, Roszków aż do Chałupek. Nikomu, żadnej rodzinie nie wolno było po drodze nigdzie zostać. Wszyscy zwartą grupą musieliśmy razem być doprowadzeni na miejsce. Okazało się, że urzędnik, który miał być naszym przewodnikiem, sam niezbyt dokładnie znał drogę i początkowo zamiast do Chałupek doprowadził nas do Nowej Wioski koło Krzyżanowic. Z tego powodu do samych Chałupek dotarliśmy późnym wieczorem, koło wpół do dziesiątej.

Rozlokowano nas na terenie tutejszego folwarku. Z ziemi tego folwarku nadzielono każdej rodzinie pole, które już zresztą było obsiane. Ci, którzy nie mieli własnych koni dostali przydział z tak zwanej UNRR-y. W ten sposób każdy miał kawałek ziemi, na którym mógł gospodarzyć i konia, który był wówczas tak niezbędny, jak dziś dobry ciągnik. Mogę powiedzieć, z tego co się też później zorientowałem, iż w Chałupkach osiedliło się najwięcej repatriantów. W innych miejscowościach nie było ich tylu, jak właśnie tutaj. Było nas tutaj stosunkowo dużo, choć dziś nie mogę już podać dokładnej liczby.

Wracając do kontaktów z Czechami, muszę opowiedzieć taka smutną historię, której sam byłem świadkiem. Otóż jeszcze w 1945 lub 1946 roku Czesi przeprowadzili taka akcję przymusowego wysiedlania ze swego państwa obywateli niemieckich. Podwozili ich do granicy, do mostu i kazali im przechodzić na drugą stronę, do Polski. W większości ci wyrzuceni to byli starsi ludzie, kobiety i dzieci – wiadomo, że mężczyźni jeszcze albo byli przy wojsku, albo nie wrócili jeszcze z niewoli. Serce pękało gdy patrzyło się na tych staruszków wyrzuconych ze swych domów, niczemu niewinnych, którzy nie mieli gdzie się podziać. Wszyscy oni zostali odtransportowani dalej, aż do granic z Niemcami i udali się na dalszą tułaczkę.

Z biegiem czasu zżyliśmy się tu wszyscy razem, każdy się powoli dorabiał na swoim. Na pewno nie było wielkiego podziału na „swoich”, miejscowych, czy „obcych”, czyli nas, przyjezdnych. Zawiązywały się przyjaźnie, małżeństwa. Niewątpliwie udało nam się stworzyć lokalną, zgodną społeczność i patrząc wstecz nie żałuję, iż trafiłem właśnie do Chałupek, na ziemię raciborską… .

Opracowanie Krzysztof Stopa (ob. Langer), fragment książki WOJNA – POKÓJ – LUDZIE Karty wspólnej przygranicznej historii 1945. Materiały do edukacji regionalnej/ VÁLKA – MÍR – LIDÉ Listy společné příhraniční historie 1945. Materiály k regionálnímu vzdělávání, wydanej w 2007 r. nakładem wyd. WAW, publikowanej we fragmentach za zgodą autora oraz Gminy Krzyżanowice.

Opublikowane przez
WAW
Dołącz do dyskusji

WAW

Wydawca, redaktor naczelny - zapraszam do kontaktu autorów oraz czytelników pod adresem mailowym ziemia.raciborska@gmail.com