W szponach nałogu. Tak dawniej walczono z opilstwem

W szponach nałogu. Tak dawniej walczono z opilstwem

Upomnienia dotyczące nadużywania alkoholu spotykane są w ogólnopolskim ustawodawstwie kościelnym już w czasach Władysława Łokietka. Na Śląsku, w 1279 roku, biskup Tomasz II nazwał pijaństwo „zarzewiem i podnietą wszystkich innych grzechów”. Ostrzegał, że chrześcijanie przez nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu czynią się „nieprzyjaciółmi krzyża Chrystusowego”. Ciekawostką jest natomiast fakt, że pijaństwo w ocenie biskupów było łagodniejszym grzechem od nieczystości, nawet myślowej.

Chłop przywiązany do karczmy

Do początku XVIII wieku podraciborskie taberny funkcjonowały jedynie w najstarszych książęcych i szlacheckich wsiach, które obejmowało XIII-wieczne prawo mili zapowiedniej. Po ograniczeniu przywilejów miejskich i powstaniu szeregu szlacheckich browarów, krajobraz wzbogaciły nowe karczmy. Z początku XVIII wieku posiadamy najwięcej danych o ilości sprzedawanego w nich rocznie piwa i gorzałki. Szlachta zbijała na tym fortunę.

Klientela rekrutowała się spośród chłopstwa. „Chłop po przednówku, gdy się dorwie do nowego ziarna, pełna go zawsze będzie karczma” – głosiło stare powiedzenie. Chłopom zabraniano korzystania z obcej gospody. Przymus propinacyjny, czyli nic innego, jak monopol pana ziemskiego, nakazywał kupowanie trunków od uprawnionych do tego arendarzy. Zakazywał picia piwa lub wódki innej niż wyprodukowane przez dwór, do którego należała wieś.

Niepokornych do przerębli

Niepokornych karano. Do katalogu represji należało nurzanie w przerębli, trzymanie przez cały dzień, nieraz na mrozie, w tak zwanym gąsiorze, czy wręcz zabatożenie na śmierć. „Chłopi biorą gdzie chcą gorzałki, a stąd intrata upada i obraza boska dzieje się” – czytamy w datowanej na 1748 rok księdze sądowej jednej z wsi klasztornej. Sporządzający ją opacki ekonom dodał, że „każdy chłop za taki występek zapłacił 8 złotych winy i wziął po plag 15”. W 1780 roku, za napicie się trunków w karczmie poza miastem, z rozkazu starosty „zbito kańczugami, wypłazowano i poszczuto psami” nawet mieszczan ostrzeszowskich.

Pół biedy, gdyby pozbawieni wolności wyboru chłopi mogli moczyć usta w dobrym piwie. Tymczasem koili pragnienie napojami, które dziś wylalibyśmy do rynsztoka. Zawartość chmielu była symboliczna, a sama pszenica, choćby nie wiadomo jak warzona, nie mogła wytworzyć specjalnych walorów smakowych. „Pić każą piwo, którym by same trzeba diabły truć w piekle” – pisał w XVII wieku Krzysztof Opaliński, wojewoda poznański. W Satyrze na ciężary i oppresyą chłopską dodawał: „Takież u was piwo zawsze bywa? I sto razy gorsze (…). Pij choć złe. A nie chcesz, wylej choć świniom, przecie zapłać karczmarzowi”.

Zgubne skutki sadzenia ziemniaków

XIX-wieczną falę śląskiego alkoholizmu zapoczątkowało odkrycie właściwości bulwy ziemniaka. Okazało się, że można z niej tanim sposobem pędzić duże ilości wysokoprocentowej gorzałki. Odbiorcami były wiejskie karczmy oraz kantyny przy – wypełniających coraz bardziej górnośląski krajobraz – kopalniach i hutach. Miejsca te, w których nigdy nie bywało spokojnie, zaczęły się kojarzyć wyłącznie z pijaństwem, bójkami i awanturami. Do dziś zresztą wszelkie ekscesy zwykło się określać jako karczemne.

Piszący w połowie XIX wieku Franz Ignatz Henke, autor monografii pobliskiego Wodzisławia, tak oto szkicuje osobowość Ślązaków w dawnym księstwie opolsko-raciborskim: „przyzwyczajeni do niewiarygodnego niedostatku i krańcowo ograniczeni w swoich potrzebach, gdy nadarzy się okazja, łatwo się rozpuszczają i w czasie swych świąt bardzo chętnie wprowadzają się wódką w wesoły nastrój. Są zahartowani jak północnoamerykańscy dzikusi (…)”.

Opilstwo na okrągło

W przytoczonym przez Hankego fragmencie jednej z XVIII-wiecznych broszur czytamy o pijaństwie górnośląskiego chłopstwa jako o społecznym upadku. „Na Górnym Śląsku, jak w niejednym kraju, picie wódki bez umiaru groziło całkowitym zniszczeniem ludu dobrego, zręcznego, oddanego swojej wierze katolickiej z miłością i poświęceniem, gdyby nie znaleziono pomocy przeciwko temu głęboko zakorzenionemu złu moralnemu. W biedzie i niedostatku, w jakim lud ten żyje, wódka była jego pokrzepieniem. Tysiącom upojenie alkoholowe stało się dzienną potrzebą.

Zdarzały się chrzty, na których życie niemowlęcia znalazło się w niebezpieczeństwie. Pito w dzień i w nocy, podczas pracy i odpoczynku, w karczmie i w domu. Tylko w Wielki Piątek, w pierwsze dni trzech wielkich świąt i w Boże Ciało opilstwo na krótko przerywano. Zdarzało się nawet, że wódkę podawano niemowlęciu. Uchodziła za lekarstwo uniwersalne i rzadko ludzie na wsi szukali pomocy lekarskiej, nim uprzednio wypróbowano lekarstwa ze spirytusem, zewnętrznie i wewnętrznie, w stanie czystym lub z rozmaitymi dodatkami. Przy takim nasileniu zła, ciągle rosnącego przez dziennie mnożące się szynki i taniość tej trucizny można zrozumieć, że nie można już było wystąpić przeciw niemu zwykłymi środkami, czemu też sprzeciwiała się chciwość ludzka w każdy możliwy sposób”.

Pielgrzymka dobra na otrzeźwienie

Przy parafiach ośmiu dekanatów komisariatu biskupiego w Raciborzu zaczęto zakładać towarzystwa wstrzemięźliwości. Miały one łącznie ponad sto tysięcy członków. Kler na przestrzeni XIX i pierwszej połowy XX wieku położył wielkie zasługi w walce z pijaństwem zwykłego ludu. Do trzeźwości nawoływano podczas pielgrzymek. W 1844 roku przybył na Śląsk, w tym na ziemię raciborską, franciszkanin o. Stefan Brzozowski, zwany wówczas apostołem trzeźwości. Do historii przeszły antyalkoholowe w treści płomienne kazania ks. Jana Nepomucena Alojzego Ficka, proboszcza z Piekar Śląskich. Obaj duchowni wyrwali z nałogu rzesze wiernych.

Działalność Kościoła przyniosła efekt. Zaświadcza o tym wybitny polski uczony Lucjan Malinowski, etnograf i językoznawca, który pozostawił po swojej podróży na Śląsk w 1869 roku obszerne dzieło noszące tytuł Zarysy życia ludowego na Szląsku. Pisze w nim: „Szlązacy są w ogóle trzeźwi i nigdzie nie zdarzyło mi się spotykać nałogowych pijaków. A odnosi się to tak do Szląska Górnego, jak i do Cieszyńskiego”. Odwiedził wówczas Pietrowice Wielkie, Tworków, Krzyżanowice i Owiszcze.

Bractwa trzeźwości

Jakkolwiek Kościołowi udało się zapobiec społecznej katastrofie alkoholizmu, to umiłowanie trzeźwości nadal trzeba było pielęgnować. W 1901 roku bractwo trzeźwości przy parafii Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Raciborzu powołał do życia proboszcz Hermann Schaffer. Bractwo Wstrzemięźliwości wspomina wydany w 1911 roku kalendarz parafialny kościoła Św. Jana Chrzciciela na Ostrogu. Było to znane na Śląsku miejsce pielgrzymkowe. Nałogowi alkoholicy wypraszali tu łaski przed cudownym obrazem Jezusa Boleściwego. Przed II wojną światową w działalność na rzecz trzeźwości zaangażował się w Gliwicach pochodzący ze Starej Wsi ks. dr Antoni Korczok. W 1941 roku zginął śmiercią męczeńską w Dachau.

Prasowe doniesienia

Informacje o nałogu i sposobach walki z nim wyjątkowo często gościły na łamach przedwojennej prasy. Świadczy o tym choćby lektura Nowin Raciborskich. Oto kilkanaście chronologicznie podanych wzmianek z tej gazety:

– 1 lutego 1890 roku: „Racibórz. W pewnym szynku tutejszym spoiło kilku nierozsądnych ludzi pewnego biedaka, tak że w kilka godzin później umarł”. Sprawców schwytano i oddano pod sąd.

– 2 kwietnia 1890 roku: „O wódce: wódka lub spirytus w większej ilości użyty w ogóle naszemu ciału odbiera wrażliwość czyli czucie. Pijany nie tak czuje nawet bicie jak trzeźwy. Tak samo i rozum człowiek pijany traci, bije, wymyśla a potem, po wytrzeźwieniu, mało co pamięta. Piją jeszcze wódkę „dla strawności”. Ale i to źle! Wiemy już, że wódka odbiera nam ciepło a więc i żołądek chłodzi, przeszkadza trawieniu, które jest tem samem co powolne gotowanie. Prócz tego wódka mieszając się z jadłem sprawia, że to jadło staje się niezdolne do przechodzenia w krew, i bez pożytku leży w żołądku. To też zdarza się widzieć, jak pijani wyrzucają to, co zjedli, a to i nieładnie, nieobyczajnie i niezdrowo”.

– 23 kwietnia 1890 roku: „Bójka żołnierzy i cywilów w gościńcu Wawrzynka na Starejwsi. Niejeden oberwał potężne guzy”.

– 20 września 1890 roku: „20 marek grzywny zapłacił sprawca za uderzenie kuflem w łeb pokątnego doradcy. Incydent miał miejsce w gościńcu na Starejwsi”.

Synowie pobili ojca

– 12 lutego 1891 roku przytoczono przypadek pewnego chłopa z Pawłowa, który wraz z dwoma synami pojechał ze słomą na targ do Raciborza. Tam sprzedał swój towar, a za zarobione pieniądze kupił „paliwo”, czyli naftę. Zostało mu jeszcze trochę grosza, więc postanowił wstąpić do gospody. „Wstąpił do pana Izaaka, aby się pokrzepić. Gdy się tam tej żydowskiej trucizny porządnie nalizali, puścili się ku domowi, lecz zaraz za miastem poczęli się kłócić, aż przyszło do bijatyki”. Synowie pobili ojca. Do szarpaniny musiało dojść na wozie, bo z relacji prasowej wynika, iż koń nagle pociągnął zaprzęg strącając na ziemię jednego z synów, któremu koło zmiażdżyło nogę. „Widocznie kara Boska” – skomentowała gazeta.

– Luty 1891 roku: redakcja skarżyła się, że w Ponięcicach co prawda chętnie czytają tę gazetę, ale mało kto ją prenumeruje. „Ale żeby je zapisać to ani rusz. Wolą oni pieniądze zanieść do „Feliksa” i tam wydać je na karty i na wódkę. Gdzie lud nie czyta gazet, tam szerzy się pijaństwo i rozpusta”.

– 27 marca 1891 roku: „Borucin. Na zatrucie alkoholiczne zmarł tu znany nałogowy pijak, robotnik Józef Nawrath”.

Złe towarzystwo Klimaszki

– 2 maja 1891 roku: „Pewien robotnik M.P. przychodzi codziennie do domu pijany, potym przeklina swoją żonę i dziatki, tak też w dniu 30 Kwietnia myślano, że już zupełnie oszalał, albowiem nie dość na tym, że żonę zbił jak zwykle, ale jeszcze przy tym i dzieci, a na żonę rzucił ogromną bryłę i byłby ją zabił, gdyby nie był jej chybił”.

– 13 czerwca 1891 roku podano informację o chałupniku Ignacym Klimaszce z Płoni, który „popadłwszy w złe towarzystwo, oddawał się zbytnio kieliszkowi”. Efektem był upadek gospodarstwa. Klimaszka szukając pieniędzy na wódkę „oddawał się jako świadek” w sądach, za co został skazany na rok więzienia.

– 12 października 1892 roku gazeta opisała głośną wówczas sprawę zabójcy Wanika z Ostroga. Zabił on żonę i syna. Z materiałów wynikało, że miał duży problem z alkoholem.

– 24 października 1892 roku wzmianka o „posiedzicielu i kupcu Kurze z Kornowaca”, który pod gościńcem na Lukasynie zostawił swoje dwa kasztany. Gazeta informowała, że konie zostały skradzione, a złodziej uciekł z nimi do Raciborza. Po tygodniu uzupełniono, że to parobek Kury jechał pijany i wjechał na dorożkę. Dorożkarz zabrał mu konie i oddał potem Kurze.

– 2 lutego 1905 roku: „Racibórz. W poniedziałek wieczorem chciał się jakiś pijak rzucić do Odry w pobliżu cukrowni. Na szczęście spostrzegł go rybak Piętak i powstrzymał go od samobójstwa. Tak mała kąpiel możeby nie zaszkodziła, bo przynajmniej opara wywietrzałaby mu z głowy, a potem zostałby może porządnym człowiekiem”.

– 14 lutego 1905 roku: „Z Rybnickiego. Ofiarą gorzałki padł pewien robotnik z Orzupowic, którego znaleziono zmarzniętego przed karczmą w Golejowie”.

Szpitale pełne alkoholików

10 sierpnia 1905 roku Nowiny Raciborskie podały statystykę odnoszącą się do liczby osób, które z powodu nałogu alkoholowego wymagały odizolowania od reszty społeczeństwa. „Liczba osób umieszczonych w szpitalach w skutek nadużywania trunków wynosiła w 1902 r. w państwie pruskiem 13377, z tych 12576 mężczyzn i 801 kobiet. Oprócz tego w zakładach dla obłąkanych z tego samego powodu umieszczonych było 1418 mężczyzn i 111 kobiet. Nieszczęśliwi ci postradali swój rozum w skutek pijaństwa, pogrążając po części także swoje rodziny w jak największe nieszczęście”.

Tragizm pogłębiały doniesienia o zgonach będących efektem fatalnych pomyłek. Oto 20 lipca, jak doniosły Nowiny Raciborskie, „ofiarą strasznej pomyłki padł sługa fabryczny Hammerla”. Mężczyzna, powróciwszy w podchmielonym stanie do domu, zobaczył pełną butelkę. „Myśląc, że to wódka, pociągnął porządny łyk, lecz zaraz padł bez przytomności. W butelce bowiem była okowita do palenia. Nieszczęśliwego odstawiono do lazaretu, gdzie zmarł następnej nocy” – odnotowała redakcja.

Grzegorz Wawoczny

Pijakom trunek obrzydzić – Kalendarz Duńczewskiego mniejszy (1751)

Do gorzałki lub innego trunku wpuścić krwi karpiowej, umięszawszy dobrze, dać wypić. Albo: rybki śliżyki zwane namoczyć żywo w gorzałce, a wyjąwszy dać wypić. Insi radzą moczyć w trunku, jakim się pijak kontentuje, węgorza albo żabę, albo kroplę, a najwięcej dwie wpuścić w trunek krwi spod gardła węgorza. Lecz to rzecz niebezpieczna dla womitów, osobliwie którzy już mają wnętrzności nadwątlone; inszym boki trzeba dobrze związać. Kto by pił sok albo wodę z odciętych gałęzi winnych wyciśnioną, wcale apetyt do wina utraci.

Pić, a nie upić się łatwo

Wycisnąć soku z głąbiów białych i z jabłek granatowych cierpkich, każdego części dwie równe, octu część jednę, warzyć wszystko razem, żeby stał się syrop, którego zażyć uncją, to jest łutów dwa, przed piciem wina.
Albo: zjeść na czczo migdałów gorzkich pięć albo sześć.

Toż czyni płuca kozie albo owcze pieczone i przysmażone zjadłszy; nasienie kapuściane, piołun i ametyst noszony od pijaństwa prezerwują.

Albo: wprzód zjadłszy ze trzy łyżki kapusty kwaśnej surowo. Jaskółek spalonych popiół w winie pity z mirrą, na wieki pijąc, nie da upić się. Toż czyni sok z liścia utłuczonego brzoskwini wyciśniony.

Upić się prędka i prędko wytrzeźwieć

Pokrzyk, po łacinie mandragora ziele, mające owoc jak laskowy orzech, których łupiny warząc w wodzie, aż zaczerwienieje; wino nią zmięszane przyczyną jest prędkiego upicia. Toż ziele moczone albo warzone i jakkolwiek zażywane, sen i upicie bez szkodzenia sprawuje.

Wytrzeźwi się prędko, kto ocet pije, kapustę je kwaśną albo słodkie pierniki. Jeżeli dudek zaśpiewa niż macica pąpie wypuści, tego roku wina urodzajne.

Opublikowane przez
WAW
Dołącz do dyskusji

WAW

Wydawca, redaktor naczelny - zapraszam do kontaktu autorów oraz czytelników pod adresem mailowym ziemia.raciborska@gmail.com