Wojna-pokój-ludzie (12). Czesi byli pewni swego

Wojna-pokój-ludzie (12). Czesi byli pewni swego

RG, Rudyszwałd, urodzona w 1933 roku

Wydarzenia wojenne roku 1945 zastały mnie jako jedenastoletnią dziewczynkę. W całej tej wojennej zawierusze Rudyszwałd miał o tyle szczęście, iż praktycznie ominęły go bezpośrednie działania zbrojne, czy jakaś wielka fala zniszczeń, jakie są zawsze udziałem przejścia frontu przez dane terytorium. W moim rodzinnym domu niemieckie wojsko umieściło tymczasowy szpital, a raczej punkt opatrunkowy. Tutaj ranni przechodzili wstępną selekcję, po której byli najczęściej kierowani do szpitala w Hulczynie i dalej. Ciała tych, którzy umarli wystawiano przed dom. Potem te zwłoki zabierano i chowano we wspólnych mogiłach. Około połowy kwietnia gdy ewakuowano z naszego domu szpital zabraliśmy się wozem razem z wycofującym się wojskiem do Czech. Niemieccy żołnierze zdążali ku granicy czesko–niemieckiej. Gdy 8 maja dowiedzieliśmy się, że wojna się skończyła zawróciliśmy do rodzinnych Chałupek. Sygnałem do powrotu były wystrzały w powietrze. Niektórzy uchodźcy w pierwszym odruchu mówili, iż to Amerykanie i Rosjanie ostrzelali się wzajemnie. Ostatecznie okazały się to być jedynie strzały na wiwat.

Część mieszkańców jeszcze przed nadejściem frontu została ewakuowana wojskowymi samochodami do Bogumina, a stamtąd pociągiem aż do Wiednia. Także większość z nich powróciła po wojnie do swych domów. Co do samego Rudyszwałdu, okazał się on być – szczęście w nieszczęściu – nie tyle zniszczony, co raczej splądrowany.

Powojenny porządek miał dać się nam poznać już od samego początku z niezbyt pozytywnej strony. Przekraczając granicę (już) polsko–czechosłowacką, czescy strażnicy co prawda nas przepuścili – ale zarekwirowali naszego konia i wóz! Prawem powojennej rzeczywistości. Na wieczne nieoddanie.

Okazać się miało – i to dość szybko – iż Czesi maja chrapkę nie tylko na nasz wóz i konia, ale przede wszystkim na cały Rudyszwałd! I nie tylko na niego. Zainteresowani byli wszystkimi miejscowościami na linii Chałupki–Racibórz. Łącznie zresztą z tym ostatnim. Na przełomie maja i czerwca Czesi bardzo często przekraczali granicę państwową manifestując swą obecność. Głośno mówili o tym, iż granica państwowa będzie aż pod samym Raciborzem, a może nawet za nim… W tym pierwszych powojennych tygodniach, gdy nasza przynależność państwowa była jedynie jedną wielka zgaduj-zgadulą, każdy w miarę rozsądny starał się by być, jak najmniej na widoku i po cichu starał się przeczekać te międzypaństwowe przepychanki.

W mym rodzinnym domu mama wieszała – w zależności od tego czyje wojska akurat się zbliżały – jedną z trzech (!) flag, jakie zawsze miała przygotowane: czeską, polską i sowiecką. Czesi byli już tak bardzo pewni swego, iż zaczęli szukać nawet chętnych do pracy w nowej, czeskiej gminie, w skład której wszedłby także Rudyszwałd. Byli także u mojej mamy, która znała i niemiecki i czeski. Jednakże ostatecznie zamiast na gminę mama trafiła… na przesłuchanie! Okazało się, iż przyszło do nas w końcu polskie wojsko i wzięło mamę na spytki a propos jej niedoszłej pracy w niedoszłej gminie organizowanej przez Czechów! Na szczęście wszystko skończyła się dobrze. Mama, jako że znała tutejszych ludzi i język, okazała się także bardzo pomocna władzom polskim przy rozdzielaniu pomocy z UNNR-y. Później pracowała na gminnej stołówce, gdzie przychodzili także na posiłki nauczyciele z Rudyszwałdu. Co ciekawe dużo nauczycieli, którzy po wojnie przybyli do naszej wioski pochodziło aż z Zaolzia.

Jako ciekawostkę mogę podać fakt, iż nasze pierwsze powojenne czytanki w języku polskim były drukowane na odwrocie niemieckich dokumentów! * Nauka języka polskiego była jak nauka języka obcego – od podstaw. Wszyscy przed wojna uczęszczaliśmy do niemieckiej szkoły i w większości język polski był dla nas językiem nowym.

Po wojnie jeszcze przez długie lata panowała duża bieda. Zniszczona gospodarka i brak rąk do pracy – szczególnie męskich, gdyż ci stopniowo dopiero wracali z niewoli, powodowały, iż ratowano się nielegalnym handlem z pobliskimi Czechami. Do pobliskich Czech nosiło się na handel głównie słoninę i papierosy. Co znamienne te ostatnie nazywały się „Wolność”…. Stamtąd nosiło się głównie drożdże, materiał na ubranie oraz buty. Szczególnie buty były rozchwytywane. Oprócz wypraw pieszych przemyt odbywał się także dzięki przejeżdżającym przez Rudyszwałd czeskim robotnikom z Haci i Szilerzowic, którzy na rowerach skracali sobie przez Rudyszwałd i Chałupki drogę do zakładów pobliskiego Bogumina i Ostrawy. Przejeżdżający Czesi wymieniali się z przygotowanymi już mieszkańcami paczkami.

Swoją drogą pierwszy „powojenny” bochenek chleba dostałam od nikogo innego, jak od… sowieckiego żołnierza, który jechał z dostawą chleba dla żołnierzy. Z wozu wyładowanego dawno nie widzianym chlebem podarował dwa – jeden dla mnie, drugi dla mych koleżanek.

Po wojnie szczególnie dużo repatriantów skierowano właśnie do Rudyszwałdu oraz pobliskich Chałupek. Jednocześnie przeprowadzono weryfikację i osoby uznane za wskroś niemieckie zamknięto w tymczasowym obozie, który mieścił się na terenie przedwojennej sali tanecznej w Chałupkach. Napchano tam w niesamowitej ciasnocie masę rodzin z okolicznych wiosek. Domy tych wysiedlonych przydzielono nowoprzybyłym osadnikom, inni zamieszkali w pałacu w Chałupkach. Ostatecznie przed końcem 1945 roku aresztowanych mieszkańców zwolniono i wrócili oni do swych domów. Repatrianci, którzy już się zadamawiali w ich domach musieli je opuścić. Otrzymali oni na zagospodarowanie się ziemie z rozparcelowanych majątków z Chałupek i Krzyżanowic.

Opracowanie Krzysztof Stopa (ob. Langer), fragment książki WOJNA – POKÓJ – LUDZIE Karty wspólnej przygranicznej historii 1945. Materiały do edukacji regionalnej/ VÁLKA – MÍR – LIDÉ Listy společné příhraniční historie 1945. Materiály k regionálnímu vzdělávání, wydanej w 2007 r. nakładem wyd. WAW, publikowanej we fragmentach za zgodą autora oraz Gminy Krzyżanowice.

Opublikowane przez
WAW
Dołącz do dyskusji

WAW

Wydawca, redaktor naczelny - zapraszam do kontaktu autorów oraz czytelników pod adresem mailowym ziemia.raciborska@gmail.com