GRZEGORZ WAWOCZNY. Od wieków rozpala wyobraźnię raciborzan. Tajne średniowieczne przejście pod Odrą, wiodące jak wieść głosi z zamku do klasztoru sióstr Dominikanek. Pisano o nim już w XIX wieku, a w 1988 roku znaleziono nawet mapę wskazującą jego lokalizację. Nigdy jednak nie wskazano wejścia. Czy tunel naprawdę istnieje?
O sekretnym przejściu od dawna musiano w Raciborzu sporo dyskutować, skoro Julia Barwińska postanowiła odnotować zasłyszane przekazy na jego temat na łamach czasopisma Księga Świata. Ukazywało się ono w II połowie XIX wieku nakładem warszawskiej oficyny Samuela Merzbacha. Zacny właściciel żydowskiego pochodzenia był polonofilem w każdym calu, księgarzem, wydawcą, a także piszącym w języku niemieckim poetą. Zatrudnieni przez niego autorzy tekstów, a wśród nich Ludwik Jenike, wytrawny publicysta i tłumacz Goethego, sięgali do różnych obszarów wiedzy, co zdradza zresztą długi podtytuł gazety: Wiadomości z dziedziny nauk przyrodzonych, historyi krajów i ludów, żywoty znakomitych ludzi, podróże, opisy ciekawych miejscowości, wód słynniejszych, odkrycia i wynalazki, ważniejsze zajęcia przemysłowe, obrazy towarzyskie, statystyczne, ekonomiczne itp. z rycinami na stali, czarnemi i kolorowanemi, oraz drzeworytami.
W 1860 roku Barwińska opublikowała w Księdze Świata sześciostronicowy raptem artykuł pod tytułem Wspomnienie z Raciborza. Przygraniczne pruskie miasto przeżywało wtedy dynamiczny okres rewolucji przemysłowej. W warstwie społecznej kształtował się nowy, oświecony niemiecki establishment, tworzony przez migrujących z różnych stron Niemiec zamożnych kupców i przemysłowców oraz nauczycieli, wyemancypowanych Żydów oraz protestantów. Racibórz stał się kulturalną stolicą Rejencji Opolskiej. Sąsiedniej monarchii Habsburgów miał imponować nowoczesnością.
Byłaby więc relacja Barwińskiej ciekawym przyczynkiem do poznania dziejów miasta, gdyby autorka wzięła na warsztat jego topografię i architekturę oraz życie codzienne raciborzan, szczególnie z tak zwanych wyższych sfer. Nic z tego. Zainteresowanie redaktorki skupiło się na konwencie panien dominikanek, po którym w 1860 roku pozostały już tylko wspomnienie, użytkowany przez protestantów kościół św. Ducha oraz zabudowania klasztorne, zamienione na królewskie ewangelickie gimnazjum – szkołę dla męskich potomków miejscowej elity.
Historia sióstr dobiegła kresu w 1810 roku, z chwilą pruskiej sekularyzacji śląskich majątków kościelnych. W średniowieczu była jednak dowodem chwały raciborskich Piastów, co – jak się zdaje – miało decydujące znaczenie dla Barwińskiej, jej pracodawcy i czytelników w Kongresówce, chcących, w dobie kwitnącego polskiego romantyzmu i zrywów narodowych, poznawać przykłady polskich sukcesów na ziemiach dawno już od ojczyzny oderwanych. Krajoznawcze ambicje redaktorów Księgi Świata miały więc mocną patriotyczną podbudowę, co nie przeszkadzało, im rzecz jasna, przemycać do tekstów szereg zasłyszanych ciekawostek. Jedna z nich, współczesnemu czytelnikowi mało znana, dotyczy tajnego przejścia pod Odrą.
Istnieją podania o przejściu podziemnem pod rzekę Odrę – pisze Barwińska – łączącem niegdyś klasztor Dominikanek z zamkiem; zbudowanem zaś dla ułatwienia widywania się klasztorną kratą od świata przedzielonej już S-tej Eufemii z ojcem swoim, z którego sypialnej komnaty, do podziemia owego miało być wejście. Tajemnica o niem powierzoną przez S-tą Eufemją jednej zaufanej siostrze zakonnej, która zwykle w owych wycieczkach jej towarzyszyła i pochodnią przyświecała, dopiero po śmierci jej, na łożu śmiertelnem także przy spowiedzi przez tęż siostrę zakonną, pobożnemu kapłanowi wyznaną była, któren zapewne wyznając tego potrzebę, następnie o niej uwiadomił przełożoną. Komnaty należące do Księcia Przemysława, zatem ta w której było komunikacyjne wejście, znajdowały się w części zawalonej zamku. – W ogrodzie zamkowym dziś widzieć się daje jeszcze otwór, jakoby do owego przejścia podziemnego pochodzący i na nim stoi kapliczka S-go Jana Nepomucena. Wejście zaś od strony klasztoru niegdyś, gmachu gymnazjalnego dzisiaj, znajduje się w niższym dziedzińcu (Unterhof) tegoż gmachu; dojść niem nawet można do połowy ogrodu gymnazjalnego, lecz duszne powietrze, jakoteż zawalone w niektórych miejscach sklepienie podziemia, czynią nie tylko niebezpiecznem lecz i niepodobnem przekonanie się o rzeczywistości owego tunelu, którem na owe wieki, barbarzyńskiemi przez nas zwany, byłby dziełem sztuki stokroć więcej od dzisiejszego na uwagę zasługującem.
Spróbujmy wyłuskać z przekazu Barwińskiej to, co prawdzie historycznej przeczy, i to, co może uprawdopodobniać istnienie korytarza. Ową „S-tą Eufemią” jest czczona w Raciborzu jako błogosławiona Ofka Piastówna, córka księcia Przemysła, urodzona przed 1299 rokiem, od 1313 roku dominikanka klauzurowa w tutejszym konwencie św. Ducha, późniejsza jego dwukrotna przeorysza, zmarła w 1359 roku. Ekskluzywny na owe czasy klasztor, gromadzący w swoich murach tylko i wyłącznie córy możnych rodów, był obdarzony wielką hojnością i otoczony szczególną ochroną ze strony raciborskiego dworu piastowskiego. Budowa przejścia dla bezpieczeństwa dobrze urodzonych zakonnic, tak by w chwili zagrożenia mogły niepostrzeżenie dla wroga ukryć się w dobrze umocnionym zamku, wydaje się zasadna.
Nie chce się jednak wierzyć w ckliwy scenariusz potajemnych spotkań ojca z ukochaną córką, której reguła zgromadzenia klauzurowego nakazywała ograniczyć kontakty ze światem zewnętrznym, nawet z najbliższą rodziną. Wątpliwości są tym większe, jeśli weźmiemy pod uwagę, że wzmiankowany przez redaktorkę Księgi Świata książę Przemysław (właściwie Przemysł) zasnął w Panu już w 1306 roku. Niemożliwe więc, by za życia korzystał z tajnego przejścia, tym bardziej że jego ukochana Eufemia była wówczas jeszcze małą dziewczynką. Obłóczyny, czyli przywdzianie klasztornego habitu, miała dopiero przed sobą, a konwent sióstr znajdował się zaledwie u progu fundacji, a więc bez klasztornego kościoła (konsekrowano go w 1334 roku) i zabudowań klasztornych. Należy zatem uznać, że relacja warszawskiej redaktorki, choć z piękną i wzruszającą fabułą, kłóci się mocno z chronologią.
Autorka wspomina również, że wejście do przejścia ma się znajdować „w części zawalonej zamku”, wprost w sypialni władcy. Barwińskiej bez wątpienia chodzi o pierzeję południową, od setek lat narażoną na wezbrania Odry, będącą w XIX wieku w fatalnym stanie, ostatecznie zniszczoną przez wielki pożar całej książęcej siedziby z 19 stycznia 1858 roku. Podczas odbudowy zamku rozebrano wypaloną ruinę, a na jej miejscu powstał ogród, z którego rozciągał się widok na Odrę i lewobrzeżne stare miasto. W tejże pierzei – jak utrzymuje redaktorka – miały się znajdować komnaty księcia, a także krużganek „z obszernem i wspaniałem na miasto i jego świątynie widokiem”, z którego Ofka – „trawiąc na nim nieraz bezsenne noce” – dojrzała ponoć cały Majestat Boski oraz Gołębicę Ducha Świętego, unoszącą się pośród chmur nad kościołem św. Ducha. Wydarzenie to, silnie akcentowane w hagiografii świątobliwej dominikanki z Raciborza, miało zdecydować o założeniu przez nią dominikańskiego habitu.
W interesującej nas kwestii znów musimy zauważyć, że pierzeja południowa nigdy nie pełniła roli domu książęcego. Ten bowiem znajdował się w skrzydle wschodnim, w sąsiedztwie gotyckiej kaplicy, która miała bezpośrednie połączenie z komnatami władcy i jego rodziny. Nie mogła również Ofka dojrzeć nic nadzwyczajnego nad klasztorem św. Ducha, bo w chwili rzekomego objawienia Boskiego Majestatu świątynia ta jeszcze nie istniała.
Ostatnie dwa wzmiankowane w relacji elementy to zakrywająca „otwór do przejścia” kapliczka Jana Nepomucena oraz niższy dziedziniec dawnego klasztoru. Kapliczka, jak można się domyślać, powstała dopiero po pożarze zamku, a więc w ciągu dwóch lat oddzielających kataklizm od publikacji relacji w Księdze Świata. Nie udało się jak dotąd potwierdzić jej istnienia. Bez wątpienia natomiast dziedziniec klasztoru Dominikanek, w II połowie XIX wieku użytkowany przez królewskie ewangelickie gimnazjum, był i nadal zresztą jest podzielony na dwie części – dolną i górną. W skarpie pomiędzy nimi znajdowało się znane z zachowanej fotografii, dziś już nieistniejące wejście do jakiegoś lochu, zamknięte metalowymi drzwiami.
Skarpa na niemal całej swej długości kryje dawny mur miejski, zakryty obecnie tynkiem wykonanym krótko po 1945 roku. W północnym narożu, w którym tynk już odpadł, widoczne jest sklepienie korytarza prowadzącego w stronę dawnej kaplicy św. Dominika. Kolejna warstwa tynku odpadła w 2011 roku w środkowej części skarpy, odsłaniając partię średniowiecznego muru.
W 1878 roku teren wokół klasztoru był przedmiotem badań Oberst-lieutenanta Stöckela. Śladem tej XIX-wiecznej eksploracji jest sprawozdanie oraz szkic pokazujący nasyp wzdłuż budynku gimnazjum, a w nim korytarz z ceglanym sklepieniem. Z tekstu dowiadujemy się, że: Tutejsze gimnazjum (…) leży na skraju płaskowyżu, wznoszącego się na 5 m nad równiną (paseka). Brzeg tego płaskowyżu został podparty resztkami byłych murów miejskich (…). Dla dalszej rozbudowy mur musiał być rozebrany, przy czym między murem a gimnazjum powstała 24-cm warstwa ogniowa (…) Ta warstwa ogniowa, która prowadzi pionowo w stosunku do powierzchni załączonego szkicu i w końcu składała się jedynie ze spalonej pszenicy, była przegrodzona łukiem grubości 1 m i łukiem 2,7 m a miała za zadanie dodatkowe wsparcie ściany szczytowej gimnazjum. Stöckel wzmiankuje również, iż obniżono obecne podwórze gimnazjum, wydobywając z ziemi glazurowaną na zielono skorupę jakiegoś naczynia kościelnego, w którym brodata głowa na górnym brzegu zdaje się wskazać na średniowiecze.
Trudno więc uznać relację Julii Barwińskiej za wystarczający dowód istnienia przejścia. Nie jest nim również znacznie popularniejszy tekst Jerzego Hyckla, historyka entuzjasty, nauczyciela w raciborskim zakładzie dla głuchych, który w 1924 roku wydał drukiem zbiór zatytułowany „Co szumi w zdroju legend. Legendy ziemi raciborskiej”. Zamieścił w nim tej treści wzmiankę: Raciborski zamek jest podobno połączony z miastem podziemnym przejściem, które od kaplicy zamkowej prowadzi przez Odrę aż do miasta. Przejście to służyło do spotkań księżniczki Eufemii, która żyła w żeńskim klasztorze z rodziną książęcą. Starsi opowiadali, że przedarli się kiedyś kawałek przez przejście, ale nie mogli iść jednak dalej, ponieważ było ono zawalone.
Hyckel, znany z wielu interesujących i znakomicie udokumentowanych prac historycznych, tym razem nie imponował dociekliwością. Zasłyszane opowieści o przejściu zakwalifikował jako legendę, co oznacza, że uznał je za niewiarygodne. Nie powtórzył błędu Barwińskiej co do chronologii, podając, iż służyło księżniczce Eufemii do kontaktu z rodziną, co akurat mogło być prawdą. Po śmierci księcia Przemysła, na lokalnym tronie zasiadł Leszek, jego syn a brat Ofki, a po śmierci Leszka, jego szwagier Mikołaj opawski z rodu Przemyślidów. Pisze też Hyckel, że wejście do tunelu znajdowało się w kaplicy zamkowej, a nie w pierzei południowej, a na koniec dodaje, iż byli śmiałkowie, którzy przedarli się przez fragment tunelu, ale nie przeszli całości z powodu zawalenia konstrukcji.
Przejście pod Odrą mocno utkwiło w świadomości raciborzan. Opowieści na jego temat przekazywano z pokolenia na pokolenie, co rusz podkreślając, że na pewno istnieje i są osoby, którym udało się wejść do lochu, choć nikt nie był w stanie wskazać odkrywców z imienia i nazwiska. Jedno z wejść, jak wierzono, znajduje się w skarpie niedaleko zamku, przed Zespołem Szkół Mechanicznych. Rzeczywiście, jeszcze kilkanaście lat temu widoczny był tu wlot do tunelu wiodącego wzdłuż dawnej grobli w kierunku zamku. Później, ze względów bezpieczeństwa, został zasypany.
Emocje odżyły w 1988 roku, kiedy to ówczesne władze miasta porozumiały się z Kościołem katolickim w kwestii współpracy przy remoncie zamku i kaplicy św. Tomasza Becketa. Za deklaracją poszły konkretne działania. Przystąpiono do odnowienia dachu świątyni. Wtedy to, w małej sygnaturce, odkryto niespodziewanie tubę z mapą Raciborza z 1843 roku. Znalezisko nie wzbudziłoby może zbyt dużej sensacji, bo budowniczowie mieli w zwyczaju pozostawiać w wieżach tzw. pamiątki czasów, w których działali, gdyby nie pewne odręczne uzupełnienia poczynione na planie ręką niejakiego Roberta Schneidera. Oddawały one stan zabudowy Raciborza z 1858 roku. Schneider dorysował te obiekty, które pojawiły się w topografii miasta pomiędzy edycją mapy a chwilą, w której dokonywał uzupełnień. Zaznaczył między innymi dworzec kolejowy. Sensację wzbudziła linia, którą pociągnął z zamku do klasztoru Dominikanek, podpisując ją jako przebieg tajemniczego przejścia pod Odrą[1].
W styczniu 1858 roku doszło, przypomnijmy, do pożaru na zamku. Jego odbudową, w tym kaplicy św. Tomasza Becketa, kierował architekt Juliusz Starcke oraz mistrz ciesielski Robert Raschdorf. Schneider należał zapewne do ekipy budowniczych. Mając to na uwadze, rodzi się pytanie, czy zaznaczając na mapie przejście pod Odrą zmyślał, czy też miał wiedzę opartą na osobistej eksploracji podziemia, dokonanej podczas odbudowy zamku?
Pytanie jak na razie pozostaje bez odpowiedzi, choć warto zwrócić uwagę, że zaznaczona przez niego linia ciągnięta jest na zamku od południowo-wschodniego naroża, gdzie dawniej stała znana z rycin masywna baszta obronna. Najdalej wysunięta w stronę miasta warowna budowla była idealnym miejscem na ukrycie zejścia do podziemi. Na jej miejscu postawiono później budynek mieszkalny, który z powodu zaprószenia ognia spłonął w latach 50. XX wieku i został całkowicie rozebrany. W 2002 roku odkryto usytuowane pod nim piwnice, w tym przyziemie starej baszty, a w nim zamurowane przejścia wiodące w stronę Odry. Obok ujawniono rozkutą ścianę. Sprawcy dewastacji najprawdopodobniej chcieli sprawdzić, co znajduje się za przejściem, a swojego czynu dokonali z pewnością po 1997 roku, kiedy to Racibórz nawiedziła katastrofalna powódź. Wody rzeki wdarły się wówczas do przyziemia baszty, pozostawiając charakterystyczne ślady na cegłach, które z kolei pokrył gruz z rozkuwanej ściany.
Więcej informacji na temat tego miejsca uzyskano w 2010 roku, kiedy to w związku z podjętą odbudową zamku poczyniono szeroko zakrojone badania archeologiczne. Pozwoliły one odsłonić zarys wszystkich piwnic w części południowo-wschodniej, a także zajrzeć poza zewnętrzne mury dawnej baszty, znajdujące się pod poziomem dziedzińca. Na ślad tunelu nie natrafiono, choć za wspomnianym zamurowanym przejściem znajdowało się dawniej kolejne pomieszczenie. Mocniej posuniętej na południe eksploracji nie prowadzono.
Czy należy zatem przyjąć, że sekretne podziemie pod Odrą tak naprawdę nigdy nie istniało? Mapa Schneidera oraz liczne zmiany w architekturze zamku, które wiązały się często z całkowitym zniszczeniem dotychczasowych obiektów, nie pozwalają odstawić tematu na półkę. Odra podmywała południową skarpę zamkowego wzgórza, niszcząc przy okazji – o czym wiemy ze źródeł – mury obronne. Kolejne kataklizmy spowodowały też osunięcia ziemi, a efektem XIX-wiecznych prac po wielkim pożarze była nie tylko rozbiórka zabudowy południowej pierzei, ale również ścięcie i spłaszczenie części skarpy, co umożliwiło później wytyczenie alejek parkowych wzdłuż Odry. Południowe zbocze wzgórza zamkowego uległo więc znacznym przekształceniom i w niczym nie przypomina tego z okresu średniowiecza. Tak więc dopiero dokładna eksploracja całości tego terenu pozwoli jednoznacznie ustalić, czy pod południową skarpą biegł niegdyś w stronę Odry sekretny tunel.
Warto też poszukać odpowiedzi na pytanie, czy przejście było przydatne dla zamku i klasztoru i czy średniowieczna wiedza mogła sprostać wymogom takiego przedsięwzięcia. Siedzibę książęcą zlokalizowano na wyspie utworzonej przez Odrę, jej odnogę i kanał młynówki. Budowlę posadowiono na lekkim wzniesieniu i otoczono dwoma partiami murów obronnych. W XIII wieku ziemie polskie przeżyły najazdy mongolskie. Wojska Czyngis-chana dotarły na Śląsk, w tym do Raciborza. Z końcem XIII wieku miasto najechali Rusini. Spokoju nie dawali południowi sąsiedzi, w tym wojowniczy biskup ołomuniecki Bruno von Schauenburg, który w 1249 roku spalił doszczętnie lewobrzeżne miasto, ale nie zdobył zamku. W latach 80. XIII wieku w raciborskim zamku znalazł schronienie biskup wrocławski Tomasz II, co ściągnęło pod siedzibę książąt górnośląskich wojska oblężnicze księcia wrocławskiego Henryka IV Probusa. One również nie zajęły budowli.
Kumulacja tak dramatycznych wydarzeń oraz niespodziewane nieraz pojawianie się obcych wojsk, jak na przykład Rusinów w 1290 roku, mogły skłonić władców Raciborza do budowy tajnego tunelu, którym ludność miejska mogła się bezpiecznie przedostać na warowny zamek i przeczekać zagrożenie. Tą samo drogą załoga zamku mogła wspierać obrońców miasta, bez narażania się na starcie z przeciwnikiem w polu.
Na usługach górnośląskiego dworu byli kopacze rud srebra i ołowiu z okolic Bytomia oraz Tarnowskich Gór. Ludzie ci potrafili drążyć i zabezpieczać tunele. Osadnicy z dolnych Niderlandów, którzy przed 1217 rokiem lokowali na prawie flamandzkim miasto Racibórz, zbudowali kanał łączący rzekę Psinę z Odrą i dostarczający mieszczanom wodę. Z końcem XIII wieku w krajobrazie miasta zaczęły się pojawiać gotyckie budowle – kościół farny i św. Jakuba, dom kupców, a później świątynia św. Ducha. Rozpoczęto budowę murów obronnych. Przełom XIII i XIV wieku to okres intensywnej przebudowy książęcej siedziby na Ostrogu. Z kasztelańskiego grodu otoczonego wałem drewniano-ziemnym przekształcono ją w gotycki zamek z kaplicą i partią murów, mający pełnić funkcję rezydencji władcy.
Wydrążenie przejścia pod Odrą nie było na tle tych przedsięwzięć zadaniem trudnym i zarazem kosztownym, tym bardziej że rzeka w okresie letnim niejednokrotnie wysychała. Na przeszkodzie nie stały też stosunki wodne w rejonie zamku. W wydaniu „Nowin Raciborskich” z 12 czerwca 1889 roku znajdujemy bowiem taką oto wzmiankę: Na koszt księcia na Raciborzu ma wkrótce powstać u wejścia do ogrodu zamkowego studnia artezyjska. Niewiadomo atoli czy w miejscu tem znajdzie się źródło dosyć obfite. Obecnie wywiercono już otwór 150 metrów głęboki, lecz woda wypływa zawsze jeszcze bardzo skąpo. Miano przy niej zamontować rury i zaopatrywać nimi w wodę część miasta. 29 czerwca gazeta donosiła: Wiercenia za wodą w ogrodzie zamkowym dosięgły już 236 metrów głębokości a dotąd nie ma jeszcze dostatecznie obfitego źródła.
Budowa przejścia, o ile wierzyć w jego istnienie, mogła nastąpić w I połowie XIV wieku. Racibórz był wówczas największym miastem na Górnym Śląsku, z silnym ośrodkiem władzy. Wtedy też kształtowała się bryła klasztoru Dominikanek oraz gotyckiego zamku na Ostrogu.
Po śmierci syna Przemysła, Leszka, księstwo raciborskie przeszło we władanie opawskich Przemyślidów. Ich rządy nie zapisały chwalebnej karty w dziejach księstwa, które wskutek nierozważnej polityki, a nieraz i zwykłego utracjuszostwa, zmniejszało swoje terytorium. Rządy Przemyślidów zakończyły się na początku XVI wieku śmiercią kalekiego księcia Walentyna. Na krótko władztwo przejął piastowski władca Opola Jan Dobry, jednocząc dwa najważniejsze księstwa górnośląskie, potem margrabia Jerzy Hohenzollern, brat Albrechta, ostatniego wielkiego mistrza krzyżackiego w Prusach, wreszcie rozliczne rody możnowładcze, które cesarską własność i podległe jej dobra ziemskie traktowały jedynie jako źródło dochodów. Zamek stracił na świetności. Wraz z miastem nie był w stanie stawiać żadnego oporu armiom oblężniczym wyposażonym w artylerię. Tunel pod Odrą stracił swoją dawną funkcję. Nie był potrzebny. Z powodu braku remontów sklepienia uległy zawalaniu. Po sekretnym przejściu pozostało tylko wspomnienie.
Tekst stanowi fragment książki autora pt. Tajemnice zamku i browaru w Raciborzu.
[1] Mapę włożono do sygnaturki 25 października 1858 roku o czym zaświadcza jeden z dołączonych do niej dokumentów o następującej treści: – Dla upamiętnienia osadzenia głowicy na spalonej podczas wspomnianego wyżej pożaru wieży kaplicy, zbudowanej 23 października 1858 r. przez Carla Kamotz. Poświadczono w dniu włożenia do dachu wieżyczki, dnia 25 października 1858. Emanuel Eichler, książęcy registrator i naczelnik biura, jednocześnie kopista niniejszego dokumentu. Karl (…?) książęcy (…?); Robert Schneider, kierownik budowy, urodzony w Nysie; Carl Hoffmann, książęcy asystent kalkulatora; Wilhelm Bergens, asystent głównej kasy książęcego urzędu podatkowego; Adolph Weltzien, książęcy kancelista; Johann Gottfried Dietrich, książęcy kancelista, Carl Bettig, kasztelan; Vincent Laskowitz, asystent książęcej kasy głównej; Wilhelm Basold, książęcy naczelnik biura oraz Ignatz Pawlick, książęcy restaurator. Z innej zapiski dowiadujemy się, że Schneider urodził się w 1839 roku. W 1858 roku miał więc zaledwie 19 lat. O tym, że jest autorem odręcznych zapisek na mapie zaświadcza jego podpis na awersie.