Zielone światło do masowej zagłady górnośląskich wilków zapaliły przepisy z 26 lutego 1817 roku. Zabijać można było każdy sposobem, a za ubite sztuki przysługiwała nagroda. Pieniądze wypłacano po okazaniu odciętego ucha albo ogona.
– Ostatnie tygodnie przyniosły liczne informacje o aktywności wilczych watah w różnych częściach naszego kraju, wywołując dyskusje na temat tego gatunku w kontekście bezpieczeństwa społecznego i powodując niepokój wśród ludzi o własne bezpieczeństwo – informowała z końcem listopada tego roku Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Katowicach, publikując przy okazji poradniki mówiące o zachowaniu tych zwierząt oraz pożądanych reakcjach ludzi. – Nie można wykluczyć, że w skrajnych przypadkach wilki – i to bez sprowokowania – mogą zaatakować i zranić człowieka – czytamy w jednym z materiałów.
Wilk jak wilkołak
Współczesne doniesienia o wilkach w naszych regionie budzą taką samą sensację jak te z końca XIX wieku, kiedy to spotykano je już niezwykle rzadko. W marcu 1890 roku lokalna raciborska prasa, informując o jednej sztuce widzianej w rejonie Opawy, odnotowała, że „mieszkańcy okolic Raciborza obawiali się, że przejdzie w te strony i zagryzie zwierzęta domowe”.
Obawy te było głęboko zakorzenione wśród miejscowej ludności od kilku stuleci i to bynajmniej nie z powodu fabuły popularnej bajki o Czerwonym Kapturku. Trzeba dodać, że postać wilka – nie zawsze w negatywnym świetle – gościła wówczas w wielu górnośląskich opowieściach. Drapieżnik czynił znaczne spustoszenia, a jego pozytywny nieraz, bajkowy obraz zasłaniał strach, jaki jeszcze od czasów słowiańskich budziły wilkołaki.
Wilk w wierzeniach ludowych już od średniowiecza uchodził za zwierzę niebezpieczne i związane ze światem demonicznym. – Przyjmować można, że o takim jego postrzeganiu zadecydowały szczególne cechy tego zwierzęcia: mięsożerność, nocna i zimowa aktywność, życie na pustkowiu, z daleka od siedzib ludzkich, wycie do księżyca – pisze Elwira Wilczyńska w szkicu pt. Przemiany wilkołaka w folklorze polskim.
Wilcze polowania
Przodkowie ówczesnych Górnoślązaków co rusz spotykali się z krwawymi efektami wilczych polowań. Miejscowi kronikarze uważali je za godne uwiecznienia na kartach pergaminów. 12 października 1660 roku – jak odnotowało dawne źródło – wilki rozszarpały krowę pasącą się koło folwarku w Jankowicach. Podobnych doniesień było znacznie więcej.
Najstarsze dane dotyczące występowania wilka na obszarach Polski pochodzą z XVI wieku. Mówią o licznych populacjach zasiedlających cały obszar kraju. W XVII wieku na Górnym Śląsku wilki były tak liczne, iż określano to zjawisko „plagą”. Już w 1768 roku nadleśniczy królewski wydał „nakaz zintensyfikowania odstrzału” wilków. Zalecano, by zabijać młode, „zanim opuszczą miejsca gniazdowe”, ponieważ nieporadne osobniki nie mogły się bronić.
Krwawa rozprawa z górnośląskimi wilkami odbyła się z początkiem XIX wieku. „Królewska Pruska Regencyja” w Opolu 26 lutego 1817 roku ogłosiła w Amtsblattcie – Dzienniku Urzędowym „Uwiadomienie względem wyniszczenia wilków, bo się bardzo rozmnożyły i względem nagród za to obiecanych”. – O nieszczęsne wilki! – wspomina te wydarzenia dr Jan Duda – musiały nieźle naszym śląskim przodkom dokuczyć, ponieważ wyznaczono nagrody za zabicie wilka. Wilk wilkowi nierówny, dlatego i nagrody były mocno zróżnicowane.
Z ogonem i uszami po nagrodę
Za starą wilczycę (waderę) płacono 12 talarów, za starego wilka (basiora) 10 talarów, za młodego wilka 8 talarów, a za szczenię 4 talary. Biedne zwierzęta nie mogły ujść z życiem „oddając” swoim prześladowcom ogon lub uszy. Aby mogli oni otrzymać upragnioną nagrodę, a co wystarczało i przedtem i po wielu latach później, w czasach nam prawie współczesnych! Wtedy trzeba było przedstawiać całą zabitą sztukę, chociaż zabijać można było, jak mówiło zarządzenie, jakimkolwiek sposobem… Wartość nagrody była duża. Dla porównania w lutym tegoż roku płacono w Raciborzu za korzec (Scheffel) pszenicy 2 talary i 18 groszy. Za korzec owsa 1 talar i 4 grosze (jeden korzec pruski to 54,961 litrów). Nagonka przyniosła sukces – podsumowuje dr Duda.
Dodajmy, że wilki trzymano niegdyś przy domach jak psy. Raciborskie przepisy cechowe zabraniały rzeźnikom zabijania oswojonych sztuk (zakaz obejmował także udomowione lisy). Do takich praktyk najpewniej dochodziło jednak dość często, z reguły poza miastem, gdzie statuty cechowe już nie obowiązowały. Wilcze kości traktowano jako cenny surowiec do wyrobu amuletów oraz przedmiotów użytkowych – od grzebieni po łyżki, szydełka i rękojeści noży.
Całkowita zagłada
Wilki nie były jedynym gatunkiem, które poddano niemal całkowitej zagładzie na Górnym Śląsku. Wcześniej spotkało to bobry i to nie tylko z racji szkód, jakie czyniły w obejściach zagród, ale także cennej skóry, mięsa do spożycia oraz pokrytych zrogowaciałą łuską ogonów. Te ostatnie sprawiły, że bobry zaliczano do ryb, a co za tym idzie do dań postnych. Do dziś pieczony ogon bobra to przysmak. W średniowieczu zarezerwowany był tylko dla władców oraz wysoko urodzonych. Uważano go za afrodyzjak. Wierzono bowiem, że wzmacnia męski korzeń…
Czy dziś powinniśmy się obawiać wilków? Na Górnym Śląsku prawdopodobieństwo zaatakowania przez te zwierzęta jest niewielkie, podobnie jak ich populacja. W województwie śląskim (stan na 2017 r.) oszacowano ją na 30 szt. W tym roku dowiedziono, że odwiedziły lasy Nadleśnictwa Rudy Raciborskie. Na facebooku opublikowano filmik pokazujący jedną sztukę w kompleksie wokół Rud. Na Opolszczyźnie (dane również za 2017 r.) nie stwierdzono wilków w ogóle. W województwie podkarpackim doliczono się jednak 785, a w lubuskim 335 sztuk.
– Głównym pokarmem wilków w Polsce są zwierzęta kopytne. Wilk jako drapieżnik reguluje populację tych roślinożerców i przyczynia się do zmniejszenia powodowanych przez nie szkód. W warunkach mozaiki lasów i pastwisk wilki zabijają również zwierzęta hodowlane, szczególnie owce, krowy i kozy (ok. 2% diety wilka), w miarę ich dostępności – przypominają specjaliści w materiałach RDOŚ.
Wilk objęty jest w Polsce ochroną gatunkową na terenie całego kraju od 1998 roku. W razie jednak realnego, udokumentowanego zagrożenia wójt, burmistrz lub prezydent może złożyć wniosek o odstępstwo od zakazu umyślnego zabijania.
Grzegorz Wawoczny