Racibórz w czasie III powstania śląskiego – okres od połowy maja 1921 do bitwy nad Olzą

Racibórz w czasie III powstania śląskiego – okres od połowy maja 1921 do bitwy nad Olzą

W drugiej części opisu przebiegu III powstania śląskiego w powiecie raciborskim przedstawiono okres od połowy do 22 maja, czyli dnia przed bitwą nad Olzą. Szczególnie ciekawy jest ostatni fragment pt. „Stan moralny biorących udział w działaniach wojennych”. Przedstawiłem tam to, co działo się na terenach zajętych przez powstańców, w wioskach na prawym brzegu Odry.

Sytuacja polityczna po wybuchu powstania (do połowy maja)

W pierwszym tygodniu powstania Międzysojusznicza Komisja Rozjemcza praktycznie utraciła kontrolę nie tylko nad częścią Górnego Śląska, zajętą przez powstańców, ale i nad resztą obszaru plebiscytowego. Pułkownik Percival i generał De Marinis, pod nieobecność generała Le Ronda, nie będąc w stanie przywrócić porządku na obszarze plebiscytowym, w myśl zasady „fair play” zgodzili się na to, że to Selbstschutz na reszcie obszaru plebiscytowego powstrzyma dalsze postępy powstańców, pod warunkiem, że nie będą prowadzone żadne akcje zaczepne mające na celu wyparcie powstańców z zajętych obszarów.

7 maja członkowie „Komitetu Śląskiego” (przed plebiscytem organizował przygotowania do niego po niemieckiej stronie) na konferencji w Opolu, zwołanej przez ks. Carla Ulitzkę (4 maja Ulitzka przybył do Raciborza z Opola, żeby zapoznać się z sytuacją w mieście i 5 maja wrócił do Opola), wystosowali list protestacyjny do rządów Francji, Włoch i Wielkiej Brytanii z żądaniem przywrócenia porządku na Górnym Śląsku. List stwierdzał też, że całą winę za sytuację na Górnym Śląsku ponosi Korfanty i rząd Polski, który chce tutaj powtórzyć zbrojną aneksję Wilna z października 1920 roku.

8 maja do Opola wrócił generał Le Rond. Od razu wysłał do Szopienic, gdzie była główna kwatera Korfantego i sztab wojsk powstańczych, generała Paula Sauvage de Brantsa w celu uzgodnienia rozejmu i linii demarkacyjnej. Le Rond działał bez porozumienia z innymi członkami Międzysojuszniczej Komisji Rozjemczej. De Brants i Korfanty zawarli 9 maja porozumienie o rozejmie i linii demarkacyjnej. Umowa sankcjonowała zdobycze powstańców i przekazywała im w zarząd, do czasu podjęcia decyzji przez Konferencję Genewską, zdobytą część Górnego Śląska. Część umowy miała na razie pozostać tajna. Do dzisiaj w polskiej literaturze i mediach powtarzana jest informacja o rozejmie z 9 maja jakoby zarządzonym przez Międzysojuszniczą Komisję i z nim uzgodnionym. Takiej decyzji Międzysojuszniczej Komisji nigdy nie było i ogłoszony 12 maja rozejm przez Korfantego to jego kolejne kłamstwo. Już 6 maja ogłosił zwycięstwo i koniec powstania!

Depeszę telegraficzną z uzgodnieniami rozejmu i linii demarkacyjnej przechwycił niemiecki nasłuch we Wrocławiu. Ujawniono treść porozumienia, co wywołało nie tylko wzburzenie przedstawicieli Włoch i Wielkiej Brytanii, którzy o niczym nie wiedzieli. W Opolu pod siedzibą Międzysojuszniczej Komisji (mieściła się ona w budynku rejencji opolskiej na dzisiejszym Placu Wolności) doszło 12 maja rano do wielotysięcznej demonstracji, do której wezwał „Komitet Śląski”. W tym samym dniu w Berlinie ks. Ulitzka interweniował u nowego kanclerza Rzeszy Josepha Wirtha (z Partii Centrum, partyjny kolega Ulitzki) i wzywał rząd do zdecydowanych kroków w celu udzielenia pomocy ludności Górnego Śląska.

Napięcia związanego z wydarzeniami ostatnich dni nie wytrzymał zdrowotnie pełnomocnik rządu niemieckiego ds. plebiscytu i przy Międzysojuszniczej Komisji, książę Hermann von Hatzfeld zu Trachenberg. 13 maja jego następcą został hrabia Hans Praschma von Bilkau (z Niemodlina).
W Niemczech panowała w tym czasie napięta sytuacja polityczna. 11 maja 1921 roku Reichstag zaakceptował plan spłat reparacji wojennych, przedstawionych przez rząd kanclerza Wirtha (po tzw. ultimatum londyńskim Lloyda George’a z 5 maja 1921). Wywołało to liczne protesty. Do 1967 roku Niemcy miały spłacić 132 miliardy Goldmark reparacji wojennych (reparacje z I wojny światowej zostały ostatecznie spłacone w październiku 2010 roku!).

Jednostronne działanie Le Ronda wywołało oburzenie także za granicą. Wydarzenia na Górnym Śląsku doprowadziły do upadku rządu we Włoszech po wielotysięcznych antypolskich demonstracjach (w związku z walkami wojsk włoskich z powstańcami w powiecie rybnickim). Najbardziej oburzony był jednak rząd brytyjski. Premier Lloyd George, w przemówieniu przed Izbą Gmin 13 maja, stwierdził: Byłoby hańbą, gdyby miało się Polakom pozwolić na złamanie układu pokojowego i zajęcie Górnego Śląska, a Niemcom zakazać bronić tej prowincji, która do nich należała przez dwieście lat, a przez sześćset na pewno nie była polską. Lloyd George jest szczególnie znany z innego antypolskiego wystąpienia. W 1919 roku, w czasie Konferencji Paryskiej, zażartował: – Oddać w ręce Polaków przemysł Śląska, to jak wkładać w łapy małpy zegarek. Przedstawiciel Polski na Konferencji Roman Dmowski wyzwał go potem „Ty żydowski agencie!”.

Rząd brytyjski podjął decyzję o powrocie wojsk brytyjskich na Górny Śląsk (przed plebiscytem, w związku z powstaniem w Irlandii, Wielka Brytania wycofała swoje wojska z Górnego Śląska). Wojska brytyjskie i włoskie wraz z Selbstschutzem miały wyprzeć powstańców z zajętych terenów i przywrócić porządek na Górnym Śląsku.

Wystąpienie Lloyda George’a było postrzegane jako „zezwolenie” na rozbudowę sił Selbstschutzu i akcje militarne przeciwko powstańcom. Oficjalnie rząd niemiecki nie mógł wspierać Selbstschutzu i Freikorpsów. Musiał nawet zakazać werbunku do Freikorpsów. Strona francuska szukała pretekstu do zajęcia Zagłębia Ruhry i dalszego osłabienia Niemiec (Zagłębie Ruhry Francuzi okupowali od 1923 do 1925 roku, Nadrenia była okupowana od 1919 roku do 1929/30, a Hesja do 1926 roku). Rząd niemiecki finansował Selbstschutz i Freikorpsy za pośrednictwem „czarnych kas”. W trakcie powstania, do sierpnia 1921, wydano ok. 300 – 400 milionów marek na pomoc dla ludności Górnego Śląska i na żołd oraz uzbrojenie Selbstschutzu. Pomoc dla powstańców ze strony rządu polskiego, który odżegnywał się od jakichkolwiek związków z powstaniem, była znacznie większa, szczególnie w przekazanym uzbrojeniu.

Sytuacja na raciborskim odcinku frontu w drugiej dekadzie maja 1921 roku

Mimo tego jednostronnego rozejmu, ogłoszonego przez Korfantego 12 maja, powstańcy kontynuowali ofensywę i w tych dniach zdobyli Górę Św. Anny i Kędzierzyn.

13 maja oddziały Selbstschutzu wyparły powstańców na lewy brzeg Odry ze zdobytego przez nich 9 maja mostu Grzegorzowice – Ciechowice. W odpowiedzi na ten atak powstańcy, w nocy z 14 na 15 maja, wysadzili most na Odrze pod Koźlem. Stało się to w strefie demarkacyjnej ustalonej przez dowódcę wojsk włoskich w Koźlu z powstańcami, którzy zajęli Kędzierzyn, Kłodnicę i Przystań Kozielską.

Po 14 maja na prawie całej długości frontu zapanował spokój. Na odcinku grupy „Süd”, od mostu Grzegorzowice-Ciechowice do Chałupek przy czeskiej granicy, powstańcy i Selbstschutz ostrzeliwali się nawzajem z karabinów i granatników. Pozycje powstańców nad Odrą ostrzeliwano także z pociągu pancernego i małego parowca. Powstańców obowiązywał jednostronny rozejm, który ogłosiło dowództwo powstania, a Selbstschutz miał zakaz akcji zaczepnych, żeby nie prowokować Francuzów. Rozejmu nigdzie nie przestrzegano. Ciężkie walki toczyły się na północy i w powiecie strzeleckim o ważny strategicznie Gogolin.

W połowie maja, nowy dowódca odcinka raciborskiego Selbstschutzu pułkownik Grüner, przeniósł sztab odcinka do Wojnowic. Na raciborskim zamku pozostał sztab oddziałów Selbstschutzu broniących Raciborza na przedpolach Ostroga i Płoni.

Na odcinku grupy „Południe” powstańcy umacniali pozycje obronne. 14 maja z Rybnika na odcinek frontu pod Raciborzem przysłano trzy baterie dział. Baterię nr 1 „Gierałt” Artylerii Grupy Południowej ustawiono w Pogrzebieniu, 2. Baterię Artylerii GP w Pstrążnej, a Baterię nr 3 Artylerii GP w Bełsznicy. Punkt koordynujący ogień artylerii znajdował się na Wieży Bismarcka w Brzeziu. Dowódcą Artylerii Grupy Południe był kapitan Zygmunt Döllinger (z Podkarpacia, później poseł i starosta żywiecki). 1. Bateria w Pogrzebieniu miała dwa działa włoskie 78 mm. Baterią dowodził później Leon Szeliga. 2. Bateria posiadała dwa francuskie działa szturmowe 35 mm. Dowódcą baterii był najpierw Adam Masarani, a potem Władysław Bonjean. 3.Bateria miała także dwa działa włoskie 78 mm. Dowódcą 3. Baterii był Stanisław Ostoja (działa włoskie pochodziły chyba z austriackich magazynów przejętych przez Polskę w 1919 roku; w czasie I wojny wojska austriacko-niemieckie rozbiły armię włoską nad Isonzo i zdobyły dużą ilość sprzętu wojennego). Na odcinku frontu pod Raciborzem artyleria powstańcza miała jedynie brać udział w powstrzymywaniu ataków Selbstschutzu. Po bitwie nad Olzą 23 maja baterie z Pogrzebienia i Bełsznicy brały udział w ostrzeliwaniu Raciborza.

Po stronie niemieckiej frontu na Górny Śląsk napływało uzbrojenie dla Selbstschutzu z magazynów Reichswehry na Dolnym Śląsku. Broń transportowano najczęściej w nocy. Obawiano się prób przejęcia przez wojska francuskie. Przybywali też ochotnicy z całego Śląska i ściągano formacje Freikorpsu z innych części Niemiec. Zdawano sobie sprawę, że słabo wyszkolone oddziały Selbstschutzu nie poradzą sobie z ofensywą przeciwko powstańcom. Powstawały nowe odziały Selbstschutzu i górnośląskie Freikorpsy. Generał von Hülsen przygotowywał ofensywę, która miała wyprzeć powstańców z Góry Św. Anny i powiatu strzeleckiego.

Pozorowana ofensywa Selbstschutzu pod Raciborzem 18 maja

18 maja uaktywnił się odcinek grupy „Süd”. 17 maja centrala Selbstschutzu zezwoliła na ograniczone akcje zaczepne. Na noc z 19 na 20 maja generał von Hülsen zaplanował atak na Górę Św. Anny z przyczółka krapkowickiego (odcinek grupy „Mitte”). Dzień wcześniej oddziały grupy „Süd” miały zmylić stronę powstańczą co do miejsca niemieckiej ofensywy. Na Płoni silne patrole oddziału „Hautcharmoy” zaatakowały pozycje powstańcze pod Brzeziem i Nieboczowami, a batalion „Kosch” most Krzyżanowice – Buków. Batalion „von der Decken” zaatakował most Grzegorzowice – Ciechowice i przeprawę promową w Miedoni, a batalion „Werner” most kolejowy przez Odrę na trasie Chałupki – Wodzisław. Powstańcy odparli wszystkie ataki. Jednak 19 maja nie wszystkie przygotowania do ataku na Górę Św. Anny były zakończone i atak przełożono na noc z 20 na 21 maja.

Dowódcą Selbstschutzu zostaje generał Karl Hoefer. Bitwa o Górę Św. Anny

19 maja rząd niemiecki zdecydował się powierzyć dowództwo Selbstschutzu generałowi Karlowi Höferowi (pochodził z Pszczyny, jego ojciec Karl Höfer był tam burmistrzem miasta i aptekarzem, a jego matką była Leontine z domu Chmiel, córka ewangelickiego pastora). Generał Höfer już 16 maja przybył do Wrocławia z Coburga, gdzie mieszkał, wezwany telegraficznie przez generała Lequisa. Po naradach ze sztabem „Odcinka Śląsk” i władzami prowincji udał się do Berlina na spotkanie z kanclerzem Wirthem. 19 maja wrócił do Wrocławia i zdecydował się objąć stanowisko głównodowodzącego siłami Selbstschutzu. 20 maja wyruszył do Głogówka i po drodze, w kwaterze generała Hülsena w Polskiej Cerekwi, dowiedział się o planowanym na najbliższą noc ataku na Górę Św. Anny. Udał się do Krapkowic na zamek, gdzie wieczorem odbywała się akurat ostatnia odprawa przed ofensywą. Po dłuższej rozmowie z generałem Hülsenem, generał Höfer zaakceptował plany ataku, który rozpoczął się o godzinie 3.30 w nocy 21 maja. Przebieg bitwy jest doskonale znany i nie będę go tu przedstawiał.

Na kwaterę sztabu generała Höfera wybrano Głogówek. Mieścił się tam już sztab „Civil Formationen”, na którego czele stał pułkownik Friedrich von Schwarzkoppen. Po przybyciu generała Höfera swoją kwaterę przeniósł on na zarekwirowany zamek hrabiego Hansa Georga von Oppersdorffa.

Rozmieszczenie Selbstschutzu i Freikorpsów na froncie raciborskim przed bitwą nad Olzą

Oddziały Selbstschutzu na odcinku grupy „Süd” w podgrupie rejonu raciborskiego, tj. od mostu szychowickiego (Grzegorzowice-Ciechowice) po granicę czeską koło Zabełkowa, dzieliły się na trzy większe formacje składające się z kilku batalionów. Dowódcą podgrupy „Ratibor” był podpułkownik Grüner. Jego sztab znajdował się w pałacu w Wojnowicach, użyczonym przez Eduarda von Bancka.

Rejonu od Miedoni do wsi Lasaki bronił pułk „von der Decken”, złożony z trzech batalionów. Jego dowódcą był podpułkownik von der Decken (chyba chodzi tu o George Friedricha von der Decken, ale ten został podpułkownikiem dopiero w 1925 roku). Sztab pułku znajdował się w Rudniku, a sztaby pozostałych dwóch batalionów w Czerwięcicach i Łubowicach. Pułk liczył ok. 3000 ludzi.

Dowódcą odcinka „Ratibor Stadt” był podpułkownik Grüner. Pułk „Ratibor” składał się z oddziałów Freikorpsu „Keith” pod dowództwem kapitana Ernsta Imiolczyka z Gliwic i Freikorpsu „Hautcharmoy” pod dowództwem podpułkownika (?) von Hautcharmoy (mam wątpliwości, czy von Hautcharmoy był wtedy podpułkownikiem, możliwe, że w niemieckiej publikacji z Oberleutnanta – nadporucznika zrobiono Oberstleutnanta – podpułkownika). Oddziały broniły Raciborza na przedpolach od strony Ostroga i Płoni. Sztaby Freikorpsów znajdowały się na zamku, w „Villa Nova” na obrzeżu Płoni i w hotelu Brück na ul. Odrzańskiej. Wywiad powstańczy donosił, że na wieżach kościołów i kominach fabrycznych ustawiono stanowiska karabinów maszynowych. Sztab pułku „Ratibor” znajdował się w Wojnowicach.

Na zapleczu Raciborza trwało formowanie nowego batalionu. Jego sztab znajdował się w Pietrowicach Wielkich. W Wojnowicach stacjonowały dwie baterie dział 77 mm. Jedna z baterii została później ustawiona na południe od Studziennej, nad Odrą. Ponadto pułk posiadał 200-osobowy oddział rowerowy (taką liczbę rowerzystów podawał wywiad powstańczy, ten szacunek wydaje mi się mocno zawyżony).

W połowie maja w raciborskich zakładach remontowych Deutsche Reichsbahn zbudowano pierwszy pociąg pancerny „Bruno” i w okresie poprzedzającym bitwę nad Olzą budowano drugi pociąg pancerny, który nazwano „Brunner” od nazwiska dowódcy oddziału stanowiącego obsadę pociągów pancernych, Brunnera. W Wagenfabrik H. Göle (fabryka aut była na ul. Pocztowej, obok budynku poczty, tam gdzie pawilon „Społem”; wcześniej była tam fabryka powozów Schustalla & Comp.) budowano samochody pancerne. Pułk „Ratibor” liczył ok. 2000 ludzi. Na terenie miasta stacjonował też 500-osobowy oddział policji Apo, ale ten był podporządkowany Kontrolerowi Powiatowemu, majorowi Carlo Invrea.

Odcinek na południe od Raciborza, nad Odrą, po wieś Roszków obsadzał batalion „Kosch” z raciborskimi kompaniami. Dowódcą batalionu był kapitan Franz Kosch (według informacji wywiadu powstańczego kapitan Kosch pochodził z Raciborza). Batalion liczył ok. 600 ludzi. Sztab batalionu znajdował się w Tworkowie. Dwie kompanie batalionu „Kosch” (w tym na pewno kompania porucznika Otto Höhna) wzięły udział w bitwie nad Olzą, a właściwie to w bitwie o most Krzyżanowice – Buków i o Buków.

Na odcinku od Roszkowa do Zabełkowa i czeskiej granicy stacjonował batalion „Werner” pod dowództwem kapitana Georga von Werner – Ehrenfeuchta. To batalion „Werner” był głównym oddziałem Selbstschutzu, który brał udział w bitwie nad Olzą i to on był złożony głównie z „Krawaków“ (tak w polskiej propagandzie określano mieszkańców wiosek na lewym brzegu Odry). Sztab batalionu znajdował się w Zabełkowie. Batalion liczył ok. 600 -700 ludzi.

Przez obszar obsadzony przez bataliony „Kosch” i „Werner” przebiegała linia kolejowa z Chałupek do Raciborza. Na tej linii od połowy maja teren patrolował pociąg pancerny „Bruno”, który ostrzeliwał pozycje powstańcze na drugim brzegu Odry i osłaniał pociągi kursujące z i do Raciborza po drugim torze. Nad granicą z Czechosłowacją stacjonował nowo sformowany batalion „Hindenburg”. Oddział tworzyli uchodźcy z Zabrza (które od 1915 roku nazywało się Hindenburg) i ochotnicy z miejscowej ludności (tak twierdził wywiad powstańczy, jednak byli to chyba ochotnicy z powiatu głubczyckiego). Sztab batalionu „Hindenburg” znajdował się w Krzyżanowicach.

Rozmieszczenie oddziałów powstańczych pod Raciborzem i na prawym brzegu Odry

Szczegółowe rozmieszczenie oddziałów wojsk powstańczych w rejonie Raciborza i nad górną Odrą przedstawiono w publikacji z 1995 roku „Nad Odrą, Olzą i Bierawką podczas III powstania śląskiego”. Tu przedstawię tylko skrótowo, jak rozmieszczone były oddziały powstańcze przed bitwą nad Olzą.

Od północy odcinek od Zawady Książęcej i Łęgu do Dziergowic obsadził 8 maja III batalion pułku żorskiego (2 pp). Jednak 21 maja, po rozpoczęciu ofensywy na Annabergu, III batalion 2 pp został przesunięty w rejon Raszowej i włączony do 1 Dywizji Powstańczej. Opuszczone stanowiska nad Odrą musiał przejąć pozostający do tej pory w rezerwie I batalion pułku raciborskiego (4 pp). Od ok. 10 maja stacjonował on między Turzą, Kuźnią Raciborską, Łęgiem i Dębiczem. W tym miejscu odbiegam od rozmieszczenia oddziałów przedstawionych we wspomnianej wyżej publikacji. Referenci nie zauważyli, że pułk żorski opuścił pozycję nad Odrą i jego miejsce zajął I batalion 4 pp. We wsi Turze znajdował się sztab pułku raciborskiego, którym dowodził sierżant Alojzy Seget. Nominalnym dowódcą I batalionu 4 pp był Rochus Poliwoda, ale faktycznym dowódcą był „doradca techniczny” z Wojska Polskiego ppor. Tadeusz Odrowąż (właściwie to nazywał się Tadeusz Fabjan, bo przysłanym z Wojska Polskiego „doradcom technicznym” zmieniono nazwiska). „Doradcą technicznym” dowódcy pułku był porucznik Wiktor Szelut (Witold Myskow). Pozycje od Zawady Książęcej i Ciechowic przez Nędzę, Markowice do Lukasyn zajmował 1 pp-rybnicki.

Na odcinku Lukasyna – Brzezie – Nowy Dwór znajdował się II batalion pułku raciborskiego, którego dowódcą był Franciszek Adamczyk, a „doradcą technicznym” porucznik Adam Ostoja (Adam Jakliński). Sztab II batalionu znajdował się w Lubomi. III batalion 4 pp zajmował pozycję nad Odrą od wsi Nieboczowy do wsi Odra. Sztab III batalionu znajdował się w Bełsznicy. Dowódcą III batalionu był Franciszek Widenka, a „doradcą technicznym” podchorąży Jan Pobóg (Jan Czyżewski), którego czasowo zastępowali ppor. Kazimierz Soltyk-Soltycki i por. Bogdan Sołtys.

11 maja zmieniono numerację kompanii. Trzycyfrową numerację z POW zastąpiono numerami kompanii z regularnej armii. W I batalionie 4 pp były kompanie 1 do 4, w II batalionie 5 do 8, a w III batalionie 9 do 12. 22 maja pułk raciborski miał na stanie 1926 ludzi, z tego 1602 zdolnych było do walki. Stan bojowy batalionów 22 maja to: I batalion – 677 powstańców, II batalion – 541 powstańców, a III batalion – 383 powstańców.

Ostatni odcinek linii powstańczej nad górną Odrą od wsi Odra do granicy czeskiej przy wsi Olza należał do 3 pp-wodzisławskiego, którego dowódcą był Józef Michalski (właściciel drogerii w Wodzisławiu!). Od 9 maja w rejonie mostów drogowego i kolejowego przez Odrę znajdował się I batalion 3 pp, którego dowódcą był Edward Łatka z Pszowa. 18 maja I batalion na pozycjach nad Odrą został zluzowany przez III batalion 3 pp, którego dowódcą był Izydor Wawrosz. I batalion 3 pp przeszedł do rezerwy w Wodzisławiu. Pozycje między III batalionem a I batalionem zajmował II batalion pod dowództwem Franciszka Pukowca.

Stan moralny biorących udział w działaniach wojennych

Przed przedstawieniem przebiegu bitwy nad Olzą warto wspomnieć o stanie dyscypliny powstańców oraz członków Selbstschutzu na terenach objętych działaniami wojennymi.

W raportach powstańczych dotyczących sytuacji po stronie nieprzyjaciela, w prawie każdym pojawia się ten sam tekst o mordach, rabunkach i gwałtach na ludności polskiej. Powtarzały to później gazety powstańcze. Meldunki te były przesadzone, choć częściowo prawdziwe. Zwłaszcza w pierwszym tygodniu powstania dochodziło do wystąpień przeciwko szczególnie aktywnym stronnikom powstańców. Aresztowano ponad 300 osób i osadzono ich w raciborskim więzieniu oraz w obozie internowania w Głogówku. Po tym jak sytuacja trochę się uspokoiła, władze alianckie i dowództwo Selbstschutzu wydały zakaz szykan wobec ludności polskiej oraz rabunków i gwałtów.

Do Selbstschutzu i Freikorpsu napływało wielu ochotników niewiadomego pochodzenia. Zachętą do wstępowania do Selbstschutzu był wypłacany żołd. Po I wojnie światowej wielu pozostało bez pracy i zgłaszając się do Freikorpsów czy Selbstschutzu znalazło możliwość zarobku. Wśród zwerbowanych znalazło się wielu o skłonnościach kryminalnych i awanturniczych, którzy przysparzali problemów.

Wybrykami członków Selbstschutzu i Freikorpsów zajmowały się sądy wojskowe. Gwałty i mordy były karane śmiercią. Jeden z meldunków powstańczych z połowy maja mówił o rozstrzelaniu w Raciborzu 7 członków Selbstschutzu. Ostre środki wprowadziły dyscyplinę wśród członków Selbstschutzu i Freikorpsów. Późniejsze meldunki wywiadu powstańczego potwierdzały to. Szczególnie meldunki wywiadu podkreślały zdyscyplinowanie bawarskiego Freikorps „Oberland”, który przed ofensywą na Annabergu koncentrował się w rejonie Głogówka. Choć trzeba przyznać, że to właśnie członkowie „Oberlandu” okryli się niesławą w Głogówku swoimi szykanami wobec ludności pochodzenia żydowskiego.

Po stronie polskiej przez cały czas powstania sytuacja była o wiele gorsza. Powstańców nie zdołano zdyscyplinować, choć władze powstańcze wydawały podobne zakazy rabunków i gwałtów wobec ludności cywilnej. Pozostały one zapisane na papierze. Powstańcy także otrzymywali żołd – 20 marek dziennie, wypłacany przez Ministerstwo Skarbu w Warszawie (polecam artykuł Józefa Kolarczyka „Koszty trzeciego zrywu” w „Nowinach rybnickich” z 2016 roku). Pieniądze wypłacano co 10 dni i na taki okres powstańcy się „zatrudniali” jako powstańcy albo się zwalniali. W powiecie rybnickim, skąd pochodziły pułki znajdujące się na froncie pod Raciborzem, znalazło się wielu bezrobotnych i tzw. elwry (bezrobotni, którzy uczciwą pracą nigdy się nie splamili, żyli z kradzieży, szabru, rabunków i żebrania; nazwa pochodzi od wypłacanego 11 każdego miesiąca zasiłku, „elwry” były zawsze pierwsze w kolejce). Wstępowali oni do oddziałów powstańczych raczej nie z pobudek patriotycznych.

Wojska powstańcze miały w czasie powstania problemy aprowizacyjne i mimo że zajęte przez powstańców tereny były w większości zamieszkane przez ludność polskojęzyczną i miały być przyznane Polsce, zachowywały się one jak w kraju okupowanym. Rabunki i gwałty były na porządku dziennym. Także te zarządzone w majestacie prawa. Przeprowadzano przymusowe kontrybucje w gospodarstwach rolnych i to niezależnie od pochodzenia. Późniejsze opowieści o ukrywaniu bydła i trzody w lasach oraz rabunkach powstańczych nie są wcale zmyślone. Ci, którzy stawiali opór albo się skarżyli, zamykani byli w więzieniach albo obozach. W Wodzisławiu był „obóz dla jeńców i zakładników” (tak się nazywał). W miastach jak Rybnik, Wodzisław czy Żory w przypadku zamachu czy napadu na powstańców stosowano „odpowiedzialność zbiorową”. Bez dochodzenia winą obarczano niemieckich czy żydowskich kupców i nakładano na nich finansowe kary. W archiwum powstańczym Centralnego Archiwum Wojskowego znajduje się wiele dokumentów dotyczących takich spraw.

Po zakończeniu powstania specjalna komisja aliancka badała przypadki bezprawia, mordów, rabunków i gwałtów popełnionych przez obydwie walczące strony.

Powstańcza propaganda też nie próżnowała. Nie było dnia bez antyniemieckich, antyżydowskich, antywłoskich czy antybrytyjskich artykułów. Nastawiały one agresywnie powstańców, którzy uważali, że im wszystko wolno. W podjudzaniu celował przede wszystkim „Powstaniec”. W czerwcu 1921 roku jeden z publicystów w związku z rabunkami i rzekomymi gwałtami w czasie bitwy nad Olzą (wszystko to były wymysły polskiej propagandy) pisał (włos się jeży, czytając to): „Ludność polska rozgoryczona pyta, kiedyż wreszcie władze powstańcze chwycą się środków odwetowych. Kiedy wreszcie za jedną zgwałconą Polkę zgwałci się 10 Niemek, za jednego zamordowanego Polaka zabije się 10 Niemców? Z bydłem nie można bawić się w delikatność i politykę. Ale ubliżamy bydłu. Na honor, bydło stoi wyżej moralnie od tych dzikich, okrutnych potworów! Nie wolno i nie może być wolno ludności naszej mścić się samej za zbrodnie niemieckie. Tego żąda szlachetność naszej sprawy i jej powodzenie. Lecz władze nasze muszą zrozumieć, że szlachetne ich postępowanie bestia pruska bierze za słabość i tchórzostwo. Czas zastosować odwet! Żołnierze powstańcy! Postępujcie w myśl rycerskich poleceń waszego dowództwa, lecz pamiętajcie, bijąc się, że ramię Wasze ma nie tylko bronić, ale i karać!”.

Wypłacany żołd napływał nieregularnie i w dowództwie wojsk powstańczych obawiano się buntu lub że powstańcy rozejdą się do domów. Przymykano oko na to, że powstańcy rabowali okoliczną ludność tam, gdzie oddział był zakwaterowany. W jednej z kompanii pułku żorskiego znajdującej się pod Bierawą w połowie maja doszło jednak do buntu. Kompania miała zostać zluzowana przez inną i przejść na inne pozycje. Rozkaz nie spodobał się powstańcom. Zażądali oni pozostawienia na zajmowanych pozycjach i oficjalnego pozwolenia na rabowanie ludności. Dowódcę pułku, który chciał ich zmusić do wykonania rozkazu, przywitały karabiny maszynowe. Dowództwo pułku musiało się zgodzić na te żądania i pozostawiło kompanię na zajmowanych stanowiskach, godząc się na rabunki.

Nie tylko w pułku żorskim były problemy dyscyplinarne, ale także w pułkach wodzisławskim i raciborskim. Kompanie pułku raciborskiego i wodzisławskiego były rozlokowane w miejscowościach, skąd pochodzili jej członkowie, co w długim okresie spokoju na froncie nie wpływało dobrze na dyscyplinę. Powstańcy często zwalniali się do domów i do prac na polu. Wielu nocowało w swoich domach rodzinnych albo u znajomych czy krewnych.

Mimo że przebywali oni w stronach, w których wszyscy się znali, także tu dochodziło do rabunków i gwałtów. Raport dowództwa pułku raciborskiego z 22 maja w rubryce „stan moralny” donosił: „Niekarność, niesubordynacja powstańców względem dowódców baonów i kompanji, którzy nie mają żadnego wpływu na swych podwładnych. Rozluźnienie tak wielkie, że ludzie a nawet dowódcy nie pozwalają swych ludzi, winnych zbrodni aresztować. Wczoraj miało miejsce gwałcenie kobiet przez powstańców 11-tej kompanji w Brzeziu. Jedynie ukaranie śmiercią pewnych jednostek, bo te tylko wywołuje zaburzenie i namawiają do zbrodni byłoby nie jako biczem dla rozluźnionych szeregów. Zatem wystarczyłoby zdaniem dowództwa ukarać jednego lub dwóch, a reszta poczuje, że są sądy i kary”. Raportu z 22 maja nie podpisał dowódca pułku Alojzy Seget, tylko kto inny, chyba był to „doradca techniczny” porucznik Wiktor Szelut (Witold Myskow). Z tych, którzy brali udział w gwałtach 21 maja w Brzeziu, nie został nikt ukarany. Raport pozostał bez echa.

Innym problemem wojsk powstańczych było powszechne pijaństwo. Dotyczyło ono nie tylko szeregowych powstańców, ale i oficerów. Naczelna Władza Cywilna wydała zakaz sprzedaży i wyszynku wódki, ale nie odniosło to skutku. Powstańcy zaopatrywali się w alkohol gdzie indziej albo zmuszali karczmarzy do sprzedaży. Za taką wymuszoną sprzedaż wódki miał problemy m.in. karczmarz z Lubomi Segeth. Praktycznie każdy z karczmarzy miał podobne problemy i musiał płacić kary za pijanych powstańców.

Te dyscyplinarne problemy doprowadziły 23 maja prawie do katastrofy powstańców nad górną Odrą, kiedy to batalion „Werner” i dwie kompanie batalionu „Kosch” rozbiły trzy bataliony wojsk powstańczych.

opr. Christoph Sottor (Niemcy), cdn.

Opublikowane przez
WAW
Dołącz do dyskusji

WAW

Wydawca, redaktor naczelny - zapraszam do kontaktu autorów oraz czytelników pod adresem mailowym ziemia.raciborska@gmail.com