Krwawa rozrywka raciborskich bogaczy

Krwawa rozrywka raciborskich bogaczy

W XIX wieku myślistwo stało się modną rozrywką dla bogatych mieszczan, raciborskich przemysłowców oraz okolicznej szlachty. Prasa donosiła o popisach ówczesnych myśliwych i krwawej łaźni, jaką zgotowano zwierzynie, w tym tysiącom zajęcy.

O polowaniach rozpisywała się lokalna prasa. – Położone w powiecie raciborskim a należące do barona Rothshilda w Wiedniu Szulerzowice posiadają podobno największą bażanteryą na całą Europę. Corocznie jesienią ubijają tam do 5000 bażantów. Tegoroczne łowy jesienne rozpoczęły się w tym tygodniu. Oprócz barona Rothshilda bawią obecnie w Szulerzowicach: Hrabiowie Wilczkowie, ojciec i syn, hr. Kiński, hr. Larisch, księżna Paulina Metternich, która ponoć doskonale strzela i wielu innych gości. W Poniedziałek ubito 850, we Wtorek 1100 a w Środę 900 bażantów i zajęcy. Polowanie jest więc bardzo obfitem – informowały 2 listopada 1889 roku Nowiny Raciborskie.

31 października 1892 roku gazeta zamieściła wzmiankę o kolejnym wielkim polowaniu u Rothschildów. Ich gościem był hrabia Potocki. – Pan Rotszyld podejmuje ich po królewsku i urządza wielkie polowania. Zabito dziewięćset dziewięćdziesiąt zajęcy, 1620 bażantów, sześćdziesiąt kuropatw, czterdzieści dwa bekasy oraz sześćdziesiąt dwa króliki”. 4 listopada redakcja wzmiankowała o Szylerzowicach: „Tamtejsze dominium słynie ze zwierzyny. Onegdaj 10 strzelców w 6 godzin ubiło 855 zajęcy i 670 bażantów.

Owe „Szulerzowice” to obecne Šilheřovice w Czechach. Miejscowość ta graniczy z polskimi Chałupkami, w których znajduje się, należący również niegdyś do Rothschildów, zamek sięgający swoją historią średniowiecza. Ta znana żydowska rodzina bankierska weszła w posiadanie Szylerzowic i Chałupek (dawniej Annaberg) w 1845 roku. Miejscowości należały kolejno do: pruskiego królewskiego tajnego radcy Salomona Meyera Rothschilda, od 1852 roku Anselma Salomona, od 1871 roku jego syna Nathaniela. Ostatnim właścicielem, do 1938 roku, był Alphonse Meyer Rothschild. Rothschildowie byli miłośnikami polowań. Pod koniec XIX wieku ich pałac w Szylerzowicach przebudowano w duchu późnego historyzmu, inspirowanego monumentalnym barokiem i francuskim klasycyzmem. Powstał także zamkowy park w stylu angielskim, zajmujący obszar dziewięćdziesięciu ośmiu hektarów. Zbudowano w nim zameczek myśliwski, przy którym hodowano psy myśliwskie. W szylerzowickim zamku kwitło życie towarzyskie.

Zanim Szylerzowice nabyli Rothschildowie, pałac i okoliczne dobra należały do Eichendorffów. Na polowaniach u wuja gościł tu wraz bratem Wilhelmem Joseph von Eichendorff. Działo się to na początku października 1802 roku. Poeta wspominał: – Pojechaliśmy do Szylerzowic, gdzie godne zapamiętania są stroje na publicznej drodze przed wsią (…) tamże obejrzeliśmy gospodarstwo mleczne, gołębie i tyrolskie krowy (…). Powróciliśmy. Drugiego dnia rano odbyło się polowanie, podczas którego Wilhelm ustrzelił pierwszego zająca

Jak wyglądały polowania szlachty śląskiej wiemy z opisu jednego z nich, do którego doszło w 1855 roku w dobrach Donnersmarcków w okolicach Siemianowic. Myślistwo było pasją hrabiego Hugona Donnersmarcka, śląskiego przemysłowca, pana na Siemianowicach, ojca Hugona II, pana na Siemianowicach, Brynku i Krowiarkach. W urządzanych przez niego polowaniach uczestniczyła cała okoliczna arystokracja oraz goście z Niemiec. – W najwcześniejszych godzinach rannych od strony Siemianowic przyjeżdżało kilka wozów drabiniastych załadowanych psami gończymi hrabiego Henckla von Donnersmarcka. Przybywali też wraz z otulonymi w koce końmi stajenni i ujeżdżacze (…). Przybywały ekwipaże zaprzężone w dwa, cztery lub sześć koni i to całe towarzystwo przesiadało się na konie myśliwskie. Rozpoczynała się gonitwa za zającami (…). Gdy tylko jeden z hartów zwęszył szaraka i zaczął go ścigać, natychmiast któryś z jeźdźców albo amazonka ruszali za nim. Polowanie trwało zwykle od 9.00 do 11.00 przed południem, potem konie i jeźdźcy, a zapewne psy również, byli już tak zmęczeni, że całe towarzystwo siadało do swych powozów i odjeżdżało. Konie wodzono tam i z powrotem, by ochłonęły i wystygły, następnie dawano im nieco odstanej wody, po czym je odprowadzano. Dla chartów, których było około czterdzieści – pięćdziesiąt sztuk, gotowano w gospodzie zupę z mięsa. Upolowane zające – zwykle kilka tuzinów – odtransportowano specjalnymi wozami.      

W maju 1889 roku Nowiny Raciborskie donosiły: – Okolica Raciborza jest bardzo bogatą w zwierzynę. Na gruntach należących do wsi i dominiów: Polski Krawarz, Tworków, Kazimierz, Wielka Grudynia, Mozurów, Lenczyce, Rudnik, Cienszkowice, Łony i Krzanowice i do wielu innych wsi i folwarków upolowano w trzech ostatnich latach, a więc w r. 1886, 1887 i 1888 przeszło 59 tysięcy zajęcy, 23,460 kuropatw, 36,000 bażantów, 763 sarn i rogaczów oraz 9965 sztuk rożnego leśnego i wodnego ptactwa. Oprócz tego ubito 5830 ptaków drapieżnych i 5980 innych zwierząt szkodliwych.

Kolejne dane znajdujemy w numerze z 26 marca 1890 roku. Dotyczą one zwierzyny upolowanej w powiecie raciborskim, a wywiezionej potem poza Śląsk. Przedstawiają się następująco: – Zające 11.606 (z samego Raciborza 6206), Bażanty 7991 (z Raciborza 3621), Kuropatwy 63, Jelenie 25, jeden Daniel, 12 Saren. W 1888 roku – dodała gazeta – eksportowanych zajęcy było ponoć o 5431 więcej. Miejscowa dziczyzna trafiała głównie do Berlina. Raciborskimi szarakami delektowano się również w Sztokholmie.

Obfite w zające i ptactwo były okoliczne miejscowości. 12 stycznia 1890 roku Nowiny Raciborskie donosiły o wynikach polowania w Kornowacu: – Na odbytem w Sobotę na polach tutejszych polowaniu ubiło trzech strzelców 95 zajęcy i 118 bażantów. Najwięcej ubił p. Sobtzick z Brzezia. Naganiaczy było 45. 15 stycznia kolejna wzmianka łowiecka, tym razem dotycząca Bieńkowic. – 8 i 11 stycznia trwało polowanie w Bieńkowicach. Za pierwszym razem siedmiu strzelców zabiło 252 zające, za drugim razem 5 strzelców 105 zajęcy. 13 sierpnia 1890 roku gazeta informowała, iż „Bojanów wydzierżawił swój obwód do polowania księciu Lichnowskiemu”. Magistrat Raciborza był z tego faktu niezadowolony, bo „gdyby odbyło się to w drodze licytacji, wówczas suma czynszu byłaby dwukrotnie większa”. Tajemnicą poliszynela pozostanie, w jaki sposób Lichnowskiemu udało się zdobyć prawo do polowań za pół ceny.

30 kwietnia 1892 roku Urząd Gminy w Bieńkowicach wydzierżawił w drodze przetargu trzy oddziały pola na sześć lat. Miały one ponad 4,7 tysiąca morgów. Wartość gruntu do polowań rosła. W 1892 roku Sobtzick dał za nie 1610 marek, w 1891 roku dzierżawa warta była już tysiąc marek, podczas gdy w 1851 roku tylko siedemdziesiąt jeden marek. 14 września 1891 roku Nowiny Raciborskie podały, że prawo do polowań na polach w Starej Wsi wydzierżawił na trzy lata radca rejencyjny Selchow z Rudnika.

Ptactwo łowne pozyskiwano nie tylko w drodze odstrzału. 8 lutego 1890 roku Nowiny Raciborskie zamieściły krótką wzmiankę, z której wynika, iż hodowla bażantów „żywych i zdolnych do chowu” znajdowała się w dominium w Krowiarkach. W krótkim okresie od początku 1890 roku sprzedało ono dwa tysiące młodych sztuk. – Taką samą liczbę ubito ponoć na polowaniach – podała gazeta.

Babice. Na polowaniu, które się odbyło dnia 20-go grudnia z Małej Nędzy do Obory przy Markowicach, ubito 654 zajęcy, 16 bażantów i 5 królików. Strzelców było 5, i to: książę Raciborski z dwoma synami oraz z dwoma gośćmi. – Z powyższego wynika, że w naszych stronach jest zwierzyny bardzo wiele. Liczba ubitej zwierzyny byłaby jeszcze raz tak wysoka, lecz strzelców było za mało – napisały Nowiny Raciborskie z 3 stycznia 1905 roku. W tymże roku nadmiar zwierzyny stanowił już nie lada problem. 10 czerwca gazeta informowała bowiem: – Z Jankowic, pow. pszczyński, piszą do „Dz. Śl.”, co następuje. Bardzo mnie to zadziwia, iż prawie w tym czasie, gdy w Berlinie w parlamencie pracowano nad prawem o polowaniu, nikt się z gospodarzy tutejszego powiatu w „Katoliku” nie odezwał. Obecne prawo o polowaniu jest szkodliwe i niewystarczające, a osobliwie w pszczyńskim powiecie, gdzie przeważnie książę polowanie od gmin ma wynajęte, widać co to prawo jest warte. Powinno ono być zmienione: 1) aby przy wynajmowaniu nie sam wójt i 2 ławnicy, lecz cale zastępstwo gminne uprawnione było; wtedy nie byłoby tyle nieporządku: 2) aby najemnik polowania nie miał prawa szacować szkód przez zwierzynę jego wyrządzoną, jak to obecnie bywa, lub urząd gminny, lecz aby poszkodowany mógł do oszacowania szkody także gospodarzy jako rzeczoznawców, których on za sumiennych uznaje, przyciągnąć. Dotąd najemnik lub jego urzędnicy szkody szacują, a to jest zgubą tutejszych gospodarzy; tak tedy być nie powinno. Powiem tutaj, że co się tyczy polowania w tutejszym powiecie, gdzie zające i dzikie króliki w zastraszający sposób się rozmnożyły, to byłoby najlepiej, gdyby pozwolono każdemu właścicielowi gruntu na własnem polować i te szkodniki tępić. Dopóki to nie nastanie, tak też ceny artykułów rolnych, jako to kapusty, fasoli, grochu, poganki (krup), prosa (kaszy), nie spadną, gdyż my gospodarze sami je z zagranicy kupować musimy, chociażbyśmy sami owe jarzyny na naszych gruntach uprawiać mogli i nie byłoby tyle biedy w kraju. My tego wszystkiego, póki książę na naszych polach takie chmary zajęcy, saren, królików, bażantów itp. pasać będzie, uprawiać nie możemy, bo jeno ledwie starczy na zapłacenie tej drogi, co koło odszkodowania się często zmudzi. Aby istotne szkody, które zwierzyna wyrządza na życie, owsie, jęczmieniu, koniczynie itd. miały być sumiennie oszacowane i wynagrodzone, o tem nie ma ani mowy. I tak to więc bogaty uboższego na każdym kroku uciska i wyzyskuje, a tak nie powinno być; kto chce zwierzynę chować, ten niech ją chowa sobie na swojem w dobrem ogrodzeniu, a wtedy nie będzie potrzeba tyle paragrafów, bo nam paragrafy, choćby one najlepsze były, nic nie pomogą. Zwierzyna wszystko zniszczy na polu, a tu się chce jeść i trzeba się przyodziać, podatki zapłacić i t.d. Skąd tu na to wszystko wziąć, jak się z pola zbierze trochę kłaków, których nie mogły zające zeźreć. Takim stosunkom powinien rząd starać jak najprędzej koniec położyć, bo jak rolnictwo upadnie, na którem się cały dobrobyt opiera, to ani najlepsze prawa o gonie potem nie pomogą. A że obecnie tak jest, jak wyżej wymieniłem, to każdy z tutejszych gospodarzy potwierdzi, chyba ten może nie, co się książęcej klamki trzyma.

Ciekawostką są liczne dość wzmianki o przypadkowych postrzałach ludzi do jakich dochodziło podczas polowań. 23 lipca 1890 roku Nowiny Raciborskie poinformowały, że podczas polowania na kaczki w okolicach Bieńkowic śmiertelnie został postrzelony syn hrabiego Udo Stolberga. Pechowy strzelec był na łódce. Najprawdopodobniej zakołysały nią fale, przez co sługa zamiast trafić w kaczkę, „ustrzelił” panicza. Widok musiał być okropny, bo redakcja nie omieszkała wzmiankować takiego szczegółu, jak ten, że „młody hrabia miał roztrzaskany łeb”. Sprawca chciał popełnić samobójstwo. „Ledwo go od tego zamiaru odwiedziono” – dodała gazeta.

Pecha do polowań, aczkolwiek na początku XIX wieku, miał również książę Lichnowski, pan na Krzyżanowicach. Relacjonując swoją kolejną podróż do wuja w Szylerzowicach, wspomniany Joseph von Eichendorff napisał:- Na 15. wszyscy byliśmy przez księcia Lichnowskiego zaproszeni na obiad do Krzyżanowic, wszak poprzedniego dnia wieczorem otrzymaliśmy list, w którym przepraszał, ponieważ podczas polowania w nieostrożny sposób został postrzelony koło oka. Na polowaniach u Lichnowskiego, o czym warto wspomnieć, gościły ważne persony. – Onegdaj przybył do miasta naszego pan Stephan, naczelny poczmistrz wszystkich poczt cesarstwa niemieckiego. Ztąd udał się do Kuchelny, na polowanie do księcia Lichnowskiego – pisały Nowiny Raciborskie w grudniu 1892 roku.

W XIX wieku obowiązywały okresy ochronne. – Polowanie na kuropatwy skończy się stosownie do rozporządzenia władzy w dniu 30 Listopada, polowanie na zające w dniu 18 Stycznia r. 1890. Biedne szaraki będą więc dłużej żyć w bezustannej trwodze o drogie swe życie – wzmiankowały 16 listopada 1889 roku Nowiny Raciborskie. Od 3 grudnia 1890 roku, jak komunikowały władze, można było polować tylko na sarny, jelenie, bażanty, dzikie kaczki, dropie, bekasy i zające. 27 lipca 1892 roku rejencja ogłosiła początek polowań: 22 sierpnia na kuropatwy i przepiórki, 15 września na bażanty i zające. 17 stycznia 1893 roku – nastąpił w rejencji opolskiej koniec polowania na zające, przepiórki, cietrzewie, dropie i bażancie samiczki. Informacje na bieżąco podawała raciborska prasa. – Czas ochrony dla zajęcy rozpoczął się, jak wiadomo w ubiegły poniedziałek. Sprzedaż zajęcy jest rzeczą dozwoloną tylko do 2 lutego – to treść notatki w Nowinach Raciborskich z 19 stycznia 1905 roku.

Plagą było kłusownictwo i trudno się dziwić, gdyż był to najtańszy sposób zdobycia mięsa. Śląska prasa z końca XIX wieku pełna jest doniesień z sal sądowych, gdzie surowo karano kłusowników.

opr. Grzegorz Wawoczny

Źródło zdjęcia: polona.pl/domena publiczna

Opublikowane przez
WAW
Dołącz do dyskusji

WAW

Wydawca, redaktor naczelny - zapraszam do kontaktu autorów oraz czytelników pod adresem mailowym ziemia.raciborska@gmail.com